Najbardziej boli mnie, że dowiadujemy się bezpośrednio od bohaterów o tym, że w filmie jest nawiązanie do niemieckiej legendy i do 3 muszkieterów Dumasa.
Przecież wystarczyłoby, że dostalibyśmy imię ukochanej głównego bohatera, a całe skojarzenie do legendy przyszłoby samo, szczególnie biorąc pod uwagę, że lekarz był Niemcem.
Również samo to, że Django był nazywany muszkieterem byłoby w pełni wystarczające. Schultz pod koniec filmu nie musiał wyjaśniać Candiemu, że Dumas był czarny. To odebrało całkowitą frajdę widzom z szukania jakiegoś drugiego dna i różnych nawiązań.
Szkoda trochę, bo czuję się tak, jakby Tarantino uważał swoich widzów za zbyt tępych, żeby wrzucić do filmu parę poukrywanych znaczeń.