Bardzo dobry początek, zanosiło się na jakieś ładne love story, miłość w obliczu ciężkiej sytuacji i przymusowego (Jacob przecież mógł wyjechać do UK!) rozdzielenia...
Jak miłości z początkowych scen filmu życzyłbym każdemu, tak im dalej, tym mniej, takiej "miłości' nie życzyłbym nawet swoim wrogom. Rozumiem, że dla niektórych szczytem aspiracji może być "miłość", która się gubi gdzieś po kątach 2 tygodnie od ostatniego spotkania, dla mnie osobiście - nie jest. Bardzo się męczyłem brnąc do końca tego filmu, widząc głupotę obydwu bohaterów...
Popieram , strasznie sie męczyłam ogladając go !!
I nie widziałam chemii ani pomiędzy bohaterami ani pomiędzy aktorami , kompletnie żle dobrana para.
Też się zgadzam. Słabe to było bardzo, nie było w nim nic ujmującego... Związek bohaterów wydawał mi się bardzo sztuczny, a miał ukazać tę wielką miłość. Nie chcę nikogo urazić, ale zdziwiłam się bardzo, kiedy zobaczyłam ocenę filmu. Moim zdaniem jest ciężki do oglądania... Aż żałuję, że zdecydowałam się go obejrzeć, bo to prawda, że był męczący.
Podejrzewam, że takie było zamierzenie scenarzysty. Pokazanie miłości nie tylko jako pięknej, wyidealizowanej przygody, ale i jako uzależnienia. Efekt takiej niejednoznacznej, często toksycznej miłości potęguje jeszcze kręcenie z ukrycia, zza zasłony, które sprawia wrażenie jakbyśmy podglądali prawdziwą historię, nie sztuczną, przesłodzoną bajkę. Jak dla mnie jest to bardzo oryginalne, a nawet dość odważne spojrzenie na miłość. Odważne też dlatego, że nic nie mówi wprost, narażając się na właśnie takie interpretacyjne mijanie się z docelowym widzem. To, że ich miłość nie była piękna, lecz toksyczna i oni o tym wiedzieli potwierdzają zresztą ostatnie minuty filmu. Według mnie to dobry film, lecz ździebko ckliwy.