niesamowity film, niestandardowy, podskórny ze swietna rola nortona, ktory nie boi sie rol trudnych, wielowymiarowych. tak to jest ze jezeli nie identyfikujemy sie z glownym bohaterem - staje sie nam on obojetny, gdyby chociaz nas porozsmieszal albo troche postraszyl. w rezultacie interesujemy sie tylko nami samymi na ekranie, a tu nagle przypadek trudny - gosc niby sympatyczny ale z mocnymi zaburzeniami rzeczywistosci. ani dobry ani jednoznacznie zly. i juz jest problem z identyfikacja osobnika. i bardzo dobrze, nie wszystko da sie sklasyfikowac w kilka sekund. caly film bazuje na niejednoznacznosci, nie udziela odpowiedzi, nie wskazuje jednej wlasciwej sciezki. ale opowiada o zywym, pogubionym czlowieku, ktorego dzieki swietnej kreacji nortona mozna intensywnie odczuc. przejmujacy film dla otwartego widza. nastrojowy i swietnie opowiedziany.
zgadzam się z Tobą, rzeczywiście na początku filmu lubi się Harlana, ale wiadomo że cos dziwnego dzieje się w jego głowie, ale od momentu kiedy strzela do Tobe i tak mnie zaskoczył. mimo wszystko do końca czuje się sympatię do bohatera, zrobiło mi się go żal. on był pewnien że jest prawdziwym kowbojem i potrafi zbawić świat, chyba sam wierzył w swoje kłamstwa. bardzo mi się podobał ten film. ale oczywiście głowna zasługa to kreacja aktorska Nortona, jak zwykle niesamowicie dopracowana i niepowtarzalna. kurczę , z wielkim napięciem czekam na każdą premierę z nim w roli głównej. pozdrawiam:)
Ponieważ film zbiera bardzo niepochlebne recenzje przyłączam się do waszych zachwytów ;) Film był świetny, wyzwalający mnóstwo skrajnych i różnych uczuć. O roli Edwarda to się nie wypowiem, bo nie mam takich słów jakie opisały by jego geniusz. Trzeba obejrzeć.
zgadzam się z wami, mnie ten film wcale nie nużył, wręcz przeciwnie, bardzo wkreciłem się w przeżycia bohaterów 9/10
Zgadzam się w 100%. Film niesamowity, naprawdę zapadający w pamięć. Mnie osobiście nie znudził ani trochę, może dlatego, że lubię takie produkcje - niepokojące, niejednoznaczne, bardziej artystyczne niż rozrywkowe.
To jest film typowo amerykański, ale równocześnie cholernie europejski. Amerykański jest klimat "fizyczny" - to co widzimy, ale "Down in the Valley" ten "duchowy" klimat ma ewidentnie europejski. I scena z huśtawką - po prostu zerżnięta żywcem z kinematografii Starego Kontynentu:).
I przede wszystkim Edward. Edward Norton. Kolejna kapitalna kreacja jako schizofrenik... Mua, Harlan był naprawdę postacią z krwi i kości. Panie Norton, kocham pana:)!
Pzdr.
Dla mnie "duchowość" tego filmu sprowadza się głównie do tego, że jest o niczym. Taka nieudana próba oszukania widza, że ten obraz jest czymś więcej, niż w rzeczywistości.
Na plusy - równy Edward Norton i przekonująca Evan Rachel Woods.
Pozdr. dla fanów i antyfanów ;)
Czy ja wiem, czy jest o niczym... Jest o poszukiwaniu samego siebie. O marzeniach. O brutalnej rzeczywistości.
Dla mnie miarodajny jest fakt, że "Down in the Valley" był w oficjalnej selekcji Cannes 2005... Coś w tym filmie musi jednak być:).
No ale są gusta i guściki:).
Pzdr 4all!
A z ciekawosci - gdzie te marzenia? I gdzie ta brutalna rzeczywistosc? Ja bym bardziej widziala tu zadatki na dobra historie o wspolczesnym Piotrusiu Panie.
Szkoda tylko, ze w mojej opinii te zadatki zmarnowano - wlasnie przez "rozwleklosc" i "rozciapcianie" obrazu. A szkoda...
o czym wy ludzie mówicie? Glowny bohater grany przez nortona niemalże od samego poczatku jest ukazany jako psychol, wszystkie głupoty ktore wygaduje siedzac w wannie z ukochana, nastepnie kradnąc konia. Widzimny, ze facet potrafi miec ładne "opakowanie" ale ma powazne problemy ze soba spowodowane (jak sugeruje film) porzuceniem przez ojca, ale co z tego? ja nie kupuje tego, historia jest zupelnie naciągana, nawet postać nortona nie ratuje tego filmu, no i to zakonczenie ktore zupelnie nie pasuje, wydaje sie niespojne wręcz