Za pierwszym razem film mnie zdegustował, minął się z moimi oczekiwaniami, ale domagał się powtórnego seansu. Dopiero po kolejnym i kolejnym obejrzeniu docenilem jego zawartość.
Film to czysta prowokacja, Von Trier nie waha się złamać zasad, bierze pod lupę sylwetkę seryjnego zabójcy, nadaje jego zbrodniom wymiar artystyczny i kulturowy. Szydzi, szokuje, zaskakuje, dementuje emocje i reakcje. Dillon zagrał życiową rolę, bez dwóch zdań.
Film nie dla każdego, nie jest to typowy obraz typu serial killer. Ma określoną konwencję. Tak jak Tarantino przerabia gatunki na swój styl, tak Von Trier uczynił z thrillerem. Z tym, że Tarantino to rozrywka, a Lars niekoniecznie. Brawa dla Duńczyka. Może to geniusz, może i również grafoman. Może jedno i drugie. Na pewno jednak nie stracił pary. W przeciwieństwie do np. Davida Cronenberga.
Filmowy rynek zalewa poprawność polityczna i komiksowa popisówka dla gimbazy. Ten film jest niezbędny. Jako odtrutka i katharsis we współczesnej sztuce filmowej. Von Trier doskonale to rozumie.
Matt Dillon pokazał, że nie jest gorszy od aktorów pokroju DiCaprio, Pitt, Damon itp. Tylko nie miał szczęścia do efektownych ról.