u Smarzowskiego wszystkie postacie są tak groteskowe, przerysowane, że aż mdło się robi. Milicja
- tu w zasadzie wszyscy źli, odrażający, bezmózgowi pijacy, mieszkańcy wsi - zawsze niedomyci,
nieokrzesani, ciołki jednym słowem, główny bohater - postać zawsze tragiczna, nie mająca żadnych
szans w peerelowskiej rzeczywistości. Bez przesady, żyłam w PRL-u, tak nie było, ludzie mieli i mają
wady i zalety, bez względu na ustrój, bez względu na miejsce, w którym przyszło im żyć.
Ten film miał być hiperbolizacją świata peerelowskiego, nie jego dokładnym, precyzyjnym obrazem. Nie ma więc o co się burzyć. Kino daje możliwości manewru, nie musi być reportażem, ale interpretacją.