Ach, jakie cudeńko, nowozelandzki smakołyczek. Jednak tylko dla wtajemniczonych w arkana filmowego campu. Inni nie zrozumieją, natychmiast zaczną ziewać i uciekną z kina już po kwadransie!
DESPERATE REMEDIES to klasyczny melodramat hollywoodzki odczytany na nowo, czyli po prostu pastisz, bezwstydnie pompatyczny i kiczowaty. Na dodatek połączony z fantasmagorią typu QUERELLE Fassbindera. Zabawa formą i jawna pochwała homoseksualizmu zarazem, lecz czego oczekiwać po filmie nakręconym z iście queerową wrażliwością ? Stewart Main i Peter Wells nie tylko nie ukrywają swej orientacji, wręcz ją celebrują. Dlatego też nawet opowiadając o kobietach skrępowanych przez konwenanse (dosłownie: są zapięte pod szyję w ciasne suknie), nie mogą sobie darować sfilmowania kilku imponujących męskich torsów!
Cała obsada rozkosznie szarżuje. Radzę zwrócić uwagę na demonstracyjnie obleśnego Frasera w wykonaniu Cliffa Curtisa. Ze wszystkich aktorów w filmie to właśnie on zrobił największą karierę (m.in. ONCE WERE WARRIORS, RIVER QUEEN, FRACTURE, 10.000 BC).
Zabawa przednia, a morał pod rozwagę: Panowie, kobiety doskonale radzą sobie bez was, więc lepiej pobawcie się w miłość sami ze sobą. A my już to sfilmujemy!