Główna bohaterka pozbyła się dziecka, straciła dużo krwi i sama też umarła. Mąż przeprowadził się z dwójką pozostałych dzieci do miasta. Sąsiadka, która ich wychwalała pod niebiosy, stwierdziła, że już dłuższy czas myślała, że byli dziwaczni i neurotyczni, i że zapuścili dom (który, widzieliśmy, był sterylnie czysty) a jej mąż nieborak znalazł na nią sposób, wyłączając aparat słuchowy, udając jednocześnie, że słucha. Ja w tym momencie zrozumiałam ich syna, który wcześniej trafił do wariatkowa, przedtem rzucając w mamusię krzesłem (czy stolikiem). Przyjaciel, z którym się raz kochała główna bohaterka, nadal żył z żoną, która nie wiedziała o jego skrytej miłości i lekkim tonem opowiadała historię tej pary nowym nabywcom domu.