Jak na socrealistyczny produkcyjniak „Dwie brygady” mają jeszcze całkiem sporo twórczych aspiracji. Chyba dlatego ogląda się je zupełnie dobrze. Z jednej strony można pośmiać się z prostackiej propagandy: sloganowych dialogów, plakatowych bohaterów i całej problematyki „współzawodnictwa” . [Chociaż w tamtych czasach nabijanie się z tego było zapewne trudne i niebezpieczne, to jak dziś zachować się wobec scenicznego wykonania pieśni o traktorze?] Z drugiej strony zostaje kilka autentycznie wartościowych aspektów – przede wszystkim aktorstwo.
Młody Tadeusz Łomnicki w ultra-entuzjastycznej roli nie miał wiele do powiedzenia. Prawdziwą kreację stworzył natomiast Kazimierz Opaliński. Wydaje mi się, że w jakimś sensie antycypował swoją niezwykle sugestywną rolę z „Człowieka na torze” Munka. Był to w ogóle wielki aktor starej szkoły, który dobrze obsadzony budował przejmujące, nieco przerysowane postacie...
Podziwiać wypada też, jak strasznie prostymi, prymitywnymi wręcz środkami taki propagandowy produkcyjniak jest w stanie wzbudzić uczucie entuzjazmu.
Jasne, że „film jest dla nas najważniejszą ze sztuk!” :P
Gdy ma się taką możliwość, warto zaaplikować sobie jakiś wytwór socrealizmu. „Dwie brygady” dobrze się do tego nadają, bo nie są tak jadowite wobec tego, co uznano za wrogie; no i dzieją się nie tylko w fabryce, ale przede wszystkim w środowisku aktorów. Ja się ubawiłem.