Od premiery - genialnego moim zdaniem "28 dni później" wszyscy podłapali motyw szybkich zombie (wiem, w tym filmie nie ma zombie, co nie zmienia faktu, że "furiaci" zostali bezpośrednio przejęci przez nieudolnych amerykańskich twórców, którzy nie wpadli na ten pomysł od 1968 roku - a moze bali się fali krytki; jak się okazuje niesłusznie gdyż angielska produkcja okazała się hitem).
Moim zdaniem w Dawn of the Dead adaptacja "furiatów" na rzecz stworzenia zupełnie nowych zombie była udana. Zrobiono to bez przesady (flagowym produktem jest scena z dziewczynką na początku filmu). Historia dalszych produkcji pokazuje, że na tym twórcze pomysły amerykańskich filmowców się kończą. ŻE-NU-ŁA!
Co do filmu z tematu:
Totalne dno klasy G - jak g ó w n o !
Technicznie - beznadziejne efekty na czele z nieudolnymi przyspieszeniami nagranego materiału (jak mniemam, by nadać dynamiki tej spapranej produkcji). Sceny gore są kiepskie - czasami widać sztucznie nakładaną postać na inny obraz - ludzie takich efektów nie stosuje się już chyba od lat 70-tych. Aby obrazowo opisać poziom tej miernoty porównam ją do filmów, które emituje TVP1 bodajże w środy czy w czwartki z cyklu "okruchy życia" czy jakoś tak i filmy katastroficzne z odzysku.
Efekty efektami i moim zdaniem lepiej zrobić mniej scen z dobrymi efektami lub nawet bez nich niż nafaszerować film takim shitem jak w tym przypadku (te w filmie z 1968 były lepsze).
No i najważniejsze - klimat, a właściwie jego brak. Zero napięcia, nuda, nuda, nuda...Fabuła zupełnie nie pozwalała mi zupełnie zainteresować się tematem...to było bardzo długie 1,5 godziny...
P.S.
Jestem fanem serii o zombie i tematach podobnych jak "28 dni później" i z wielkim zainteresowaniem oglądam każdy film o tej tematyce. W tym przypadku musze powiedzieć, że twórcy ukradli mi 1,5 godziny mojego życia. Nigdy wam tego nie wybaczę!