Właśnie jestem po świeżym seansie
Film wgniótł mnie w fotel i pozamiatał mną niemiłosiernie. Jednym słowem MIAZGA! Fincher kolejny
raz pokazał, że nie robi słabych filmów. Scenografia, aktorzy, dialogi, rozwój akcji, wszystko ze
sobą idealnie współgrało. Do niczego nie można się przyczepić, nie ma ani jednego słabego
motywu czy dialogu i co najważniejsze zachęcił mnie do przeczytania książki która od dłuższego
czasu leży w mojej biblioteczce nietknięta.
POLECAM.
PS
Nadal dziwię się sobie dlaczego tych wszystkich emocji jakie towarzyszyły mi podczas oglądania
"Girl with the dragon tatoo" nie zaznałem w kinie i mam nadzieję, że do kontynuacji amerykańskiej
wersji Millenium dojdzie i już takiego samego błędu nie popełnię .
Miałam takie same wrażenia - ta produkcja jest wręcz genialna pod każdym względem a dodam, że książkę czytałam zanim obejrzałam film. Pełen profesjonalizm, wszystko jak trzeba, każdy szczegół. Oglądałam 3 razy i za każdym razem odczuwałam silne emocje. Larsson by się cieszył z tej ekranizacji.
Podpisuję się pod tą wypowiedzią, jeśli można. Film wbija w fotel. Nie rozpisuję się, bo pisałam już tutaj o nim wielokrotnie.
Mam nadzieję, że powstanie kolejna część z duetem Craig - Mara. Szwedzkie żałośnie słabe. Jeszcze pierwsza szwedzka do strawienia ale i tak nie umywa się do amerykanskiej ale dwie kolejne to już słabizna.
O, chłopie, to masz super farta, że nie przeczytałeś przed filmem. Zazdroszczę ci, o czym świadczy moja ocena nad wyrost
Akurat wersja Finchera jest wierniejsza fabule książki. Wersja szwedzka jest o niebo słabsza, pod każdym względem od obsady począwszy a na oddaniu fabuły skończywszy.
Pomijając fakt, że zgodność narodowości nie pozwala obcokrajowym produkcjom przewyższać kwatnością rodzimych, nie zgadzam się
Hmmm, jest taki polski "łamacz języka" - NO I CÓŻ, ŻE ZE SZWECJI? Można go w tym przypadku śmiało zastosować. Sama byłam zaskoczona, że Szwedzi tak pokpili sprawę. Może myśleli, że nikt po nich nie zrobi tej ekranizacji? Sorry, pomineli wiele ważnych watków, źle dobrali obsadę, głównie Blomqvista i Berger, montaż u Finchera był znacznie lepszy, klimat też. Pamiętajmy, że Fincher to jest KTOŚ, to reżyser niezapomnianego Zodiaka, czy Benjamina Buttona i tutaj też sprawdził się rewelacyjnie, więc zgadzam się z White Carnation.
Napisałeś" zgodność narodowości nie pozwala obcokrajowym produkcjom przewyższać kwatnością rodzimych" - to niestety, nie jest aksjomat. Wersja szwedzka była gorsza, o ile jeszcze pierwsza częśc UJDZIE, to już dwie kolejne są bardzo słabe.
Poćwicz "łamankę" - "NO I CÓŻ, ŻE ZE SZWECJI?" :)
Pozdro.
jak już wspominałem, całe szczęście, że subiektywizm polega na tym, że obiektywizm nie istnieje ;} sam jestem pod stałym wielkim wrażeniem wywołanym książką, więc ogólnie jakoś nie dbam o to, czy jedna wersja oddaje, czy nie, bo jest jasne, że realizują 40-45% w porywach
Mogłabym wkleić tutaj moją odpowiedź, którą Ci dałam w temacie Zodiak :)
Oplev, chociaż ze Skandynawii, dał ciała i tyle. Skoro nie dbasz o to ile jaka wersja oddaje, to czemu pisałeś w innych wątkach, że komuś podobał się film, bo książki nie czytał?
Ja czytałam, pochłonęłam w kilka nocy i twierdzę, że Fincher jest MISTRZEM. Był i jest. Szwedzi tak sobie: 5/10. Fincher: 10/10.
Spróbuj zauważyć, że to, iż nie dbam o ekranizacyjne oddanie, nie znaczy, że nie potrafię określić procentu tego oddania -
i tak, ja również mógłbym tu wkleić mój koment z "Zodiaka" :) Skoro zaś mogę ten procent określić, mogę również uznać w którym przekazie - fotokinetycznym, czy tekstowym - uzyskałem więcej informacji i znalazłem więcej profesjonalności.
Niemniej, zauważ, że to również jest aspekt subiektywny, co wynika z faktu, iż jedynie od uwagi odbiorcy zależy, czy uzna książkę czy film za bardziej "danodajny". Analogicznie do tego ja mogę uznać twój komentarz za negatywny, ponieważ jest w nim zawarty element podważenia opinii, albo też - co, nie kryjąc czynię - za afirmatywny, ponieważ znajduję w nim zgodę z moją tezą, jakoby David Fincher był w zakresie działalności filmowej prawdziwym mistrzem