Nie zrozumcie mnie źle. To dobry film, ale... No właśnie. Oglądam właśnie "Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet" z Noomi Rapace. To też jest dobry film, świetny. Lizabeth Salander jest tu idealna, według mnie - jedyna słuszna. I tu pojawia się "ale". Po ktoś taki jak Finher zabiera się za robienie czegoś, co już zostało zrobione i nie wymaga poprawek? Taki sam film, dokładnie o tym samym, tyle że z innymi twarzami, nie koniecznie lepszymi. Bez sensu.