Zauważyliście, że w scenie kiedy policjantka pokazuje Helenie jej nowe mieszkanie mówi do niej coś w stylu: "Sprowadziliśmy ci czeskie jedzenie". Potem kadr przenosi się na to właśnie jedzenie a tam... nic innego jak POLSKIE "Złote Praliny" Solidarności i "Galaretki" Jutrzenki! Jak ja kocham Amerykanów i tę ich uroczą ignorancję :-)
Łatwiej dostać polskie produkty, Czechów jest bardzo mało w USA (przynajmniej w NYC). Poszli na łatwiznę:)
Z pewnością nie :) Dlatego wszystkim nieznającym polskiego jest to zupełnie obojętne, ten szczegół wyłapie tylko sprawne oko Polaka. Ale to nie zmienia faktu, że ludzie znający dany język takie pomyłki zauważają. Wietnamczyk też nie byłby pewnie wniebowzięty, gdyby wietnamskie napisy nazywano chińskimi, mimo że reszta świata nawet by się nie zorientowała. "Dziewczyny z przemytu" nie są wysokobudżetowym filmem, więc tę pomyłkę można wybaczyć producentom. Mimo to, moim zdaniem, jest to z ich strony przejaw lekkiej ignorancji lub, jak to zauważył ktoś wcześniej - pójścia na łatwiznę.
Dla mnie jest to szczegół bez znaczenia. O wiele bardziej przeszkadzała mi Ukrainka rozmawiająca z ojcem i koleżanką po angielsku, ale i tu nie ma się co przesadnie czepiać. Widocznie twórcom filmu bardziej zależało na tym, by był zrozumiały, niż dograny w szczegółach.Dlatego głównie skupili się na opowiadanej historii, którą, mimo wszystko, warto obejrzeć.
A wracając do przeciętnych Amerykanów- ich brak rozeznania w krajach Europy środkowo- wschodniej, nie wynika z ignorancji, lecz z tego, że żyją w zupełnie innej części swiata i taka wiedza jest im równie urzyteczna, jak przeciętnemu Polakowi znajomość nazwy stolicy Kirgistanu, czy Laosu.
Można się czepiać różnych szczegółów lecz ważne jest przesłanie filmu. Ten film powinno się pokazywać w TV publicznej kilka razy w roku. Szkoły ponadgimnazjalne i może gimnazjalne też powinny go wyświetlać z odpowiednim komentarzem.
Ten film pokazał tylko maleńki ułamek tego "biznesu". Aż trudno uwierzyć że człowiek człowiekowi może zgotować takie szambo.