David i Lucy jadą na lotnisko, mężczyzna wypytuję dla zabawy kobietę o różne rzeczy a ona mówi gdzie się znajdują. Robi jej kawał chowając w marynarce jej xanax bez którego by nie weszła do samolotu. Polecieli na Saharę na urlop co jest swego rodzaju niespodzianką dla kobiety. Dostali przepiękny apartament w hotelu. Kobieta poszła do baru gdzie zauważyła przystojnego mężczyznę, lecz David postanowił zrobić jej urodzinową niespodziankę i zabiera ją na romantyczną kolację we dwoje na której mu się oświadcza. W wydarzeniu tym przeszkadza natrętna kelnerka, która pyta się o faceta na którego patrzyła Lucy.
Na szczęście ta interwencja nie zrezygnowała jej chłopaka. Następnego dnia mieli jechać na wycieczkę, ale mężczyzna musi uczestniczyć w konferencji i nie wykręci się od tego. Jedzie sama, przed autokarem mija ją bardzo miły przewodnik, któremu tłumaczy czemu jest sama. Chwilę później spotyka faceta z baru, który nazywa się Ben. Proponuje Lucy by tylko w dwójkę wybrali się na pustynię, mimo początkowych oporów dziewczyna godzi się na ten wypad. Na wstępie uprzedza go by nic sobie nie wyobrażał.
Film jest do bólu przewidywalny a postacie nijakie i bezrozumne. Mamy też jakieś poczucie humoru, które nie jest wysokich lotów. Fabuła to jedna wielka sinusoida wzlotów i upadków. Co coś się uda to zaraz coś się popsuję. Aktorstwo na bardzo niskim poziomie tak samo jak efekty specjalne. Małe przeskoki w czasie w przemieszczaniu się bohaterów. Wątek miłosny, który w gruncie rzeczy powinien być jednym z najważniejszych psuje oglądanie jeszcze bardziej. Spodziewałam się przetrwania na większym poziomie niż marsz w nocy oraz oszczędzanie wody. Bardzo kiepsko oddany realizm długiego pobytu na pustyni. Zakończenie, które odgadłam na początku filmu bardziej psuje nudny seans niż go ratuje. Moja ocena to 1/10.