Bardzo pozytywna czarna komedia ze świetnie dobraną obsadą. Jest tu co prawda trochę przesady, ale całość maluje się w niesłychanie miłych barwach, jeśli potraktować ją z przymrużeniem oka.
Jest szczypta groteski, humoru i romansu, a akcja płynie zgrabnie i wartko.
Wielki plus za Steve'a Buscemi w roli mięczakowatego maminsynka, Ned'a Beatty jako rubasznego wujaszka i kawał pięknej babki Sam Jenkins (sprytnie próbowano zatuszować, że Steve przy niej to liliput).
Jako fanka "Mr Pink'a" pożarłam seans jednym kęsem.