W naszej kulturze (a w tanich, żerujących na emocjach melodramatach takich jak Edi w szczególności) przyjęło się, że dziecko należy do rodziców biologicznych. Wielce "święty" Edi winien tedy oddać dzieciaka Cyganowi (w końcu facet był w porządku i na pewno zająłby się potomkiem jak należy), a nie przywłaszczać je sobie. No ale tu wychodzą braki w scenariuszowym warsztacie panów Trzaskalskiego i Lepianki. Dlatego też mamy to co mamy, czyli intelektualno-estetyczne szambo okrzyknięte arcydziełem. Żenada.