W opisie filmu można znaleźć, że jest na tle przebudzenia kulturowego Australii. Nie zgadzam się z tym. To nie jest przebudzenie, tylko przeddzień przebudzenia. Ostatnie lata, być może ostatni rok przed przebudzeniem. Za drzwiami czyhają wydarzenia, które doprowadzą do rewolucji kulturalnej młodego pokolenia, a tu mamy ostatni rok sielanki i spokoju. Film porównałbym do Kroniki Wypadków Miłosnych Wajdy. Tyle że u Wajdy nadchodziła wojna, a tutaj bunt pokolenia '68. Niezwykle wysmakowany film, z pozoru nudny i zalatujący telenowelą, w rzeczywistości niesamowicie wyważony. Reżyserski spacer na linie. Za drzwiami stoi rozpierducha. Widz w kinie widzi już znaki, bohaterowie jeszcze nie.