Kiedy dowiedziałam się o tym, że jest film który obrazuje życie Evy Peron byłam wniebowzięta. Do tej pory czytałam o niej w książkach i we wszystkim co wpadło mi w ręce. Myślałam, że film mnie zafascynuje, powali, zauroczy, odbierze mowę...a tu ... Nic.
Po pierwsze niesamowicie drażniła mnie rola Madonny.
Po drugie, uważam, że film nie pokazał dobitnie jak wielką osobistością była Evita.
Po trzecie, oglądając ten film praktycznie w ogóle nie byłam zaskoczona, nie mogłam wczuć się w realia peronistowskiej Argentyny, kompletne nic.
Po czwarte, uważam, że Argentyna nie została ukazana tak jak na to zasługiwała.
nieco poczułam się urażona tym filmem. Nawet rola Banderasa mnie nie przekonała.
W momencie kiedy Evita leżała na łożu śmierci, nie byłam wstrząśnięta czy przejęta. Gdyby to był dobry film, nie mogłabym wymówić słowa po ostatniej scenie.
Rozczarowałam się... Ktoś kto wcześniej nie czytałby o Evicie, nie wiedziałby kim była i co zrobiła ten film nie pozostawiłby żadnych głębszych odczuć i zrozumienia.