Było sobie życie. Perkusisty, który, wbrew pozorom perkusistą nie był, acz pisarzem, zatraconym w rutynie perfekcyjnej codzienności, postawionym przed egzystencjalnym być albo nie być, wybierającym trzecią drogę, niczym nicią Ariadny wiedziony z powrotem (jeśli trzeba). Film pretendujący do bycia głębokim, oparty na fasadach egzaltowalności, grający na niskich, lecz jakże prawdziwych i bliskich odbiorcy instynktach (sic!). Impresja reżysera nie do końca przemawiająca do wysmakowanego gustu co poniektórych widzów oczekujących od obrazu więcej niż kilkudziesięciu minut płytkiego tła do połykania piwa i popkornu.
6,66/10, na zachętę.