O co w tym filmie chodzi????????? Czym się tak wszyscy zachwycają??? Piszecie, że "jako całość stanowi po prostu ogromną filmową kopalnię symboli i głębokich refleksji." Podajcie przykłady.
Czy ten film nie wydaje się wam zbyt długi?
też myślę, że film był za długi, bez sensu dla mnie tak wyciągnięto pierwszą godzinę, która w sumie nie była aż tak ważna. Myślałam, że ich ojciec umrze już na początku, a on żyje i żyje.. lecz mimo to że całość przedłużona, to podobało mi się ;)
Pierwsza część moim skromnym zdaniem wcale nie była za długa i świetnie zarysowała kontrast między życiem Aleksandra przed i po śmierci ojca :)
Jeden z najbardziej przereklamowanych i pseudointelektualnych filmów jakie widziałem. Żenująca gra aktorska (główny bohater), nie dziwię się, że tak wiele osób to uwielbia - muchy zwykle lecą do ...
No tak, jak coś się nie podoba, to od razu jest pseudointelektualne.. Modne słowo - wytrych, tylko co właściwie znaczy. Nie podobał się film - w porządku. Ale więcej argumentów, a nie pustosłowia.
Ech, tylko pozazdrościć przynależności do tego elitarnego, bo jakże hermetycznego grona odbiorców, którzy nie podzielają entuzjazmu pospólstwa i nie rozpływają się w zachwytach nad tym filmem.. Podbudowuje ego, co? ;) Może któregoś dnia też przejrzę na oczy i stwierdzę, że PSEUDOINTELEKTUALNE to było ;)
Zauważyliście, że gdy ojciec Aleksandra leży już w trumnie nieżywy (scena gdy jego żona chodzi wokół niego i krzyczy), to gdy uważnie sie przyjżeć, widać że oddycha (ojciec Aleksandra). Jak sie przyśpieszy odtwarzanie filmu, to widać to jeszcze dokładniej, nie tylko oddycha, ale także porusza ramionami.
Mimo to film rewelacyjny 9/10. O jakich symbolach piszą inni użytkownicy nie jestem w stanie ci powiedzieć. Też chciałbym się dowiedzieć.
Metafor jest w tym filmie sporo. Choćby najbardziej oczywista,
szekspirowska metafora życia jako teatru. Pomimo pozornej prostoty tej
historii, tak naprawdę wydaje mi się, że niewiele jest w tym filmie
dosłowności. I to nie tylko w tych najbardziej oczywistych momentach, jak
spotkania ze zmarłym ojcem.
Z życiem jako teatrem się zgodzę. Jednak całośc dla mnie nudna. A znam intelektualistę, który de facto się za takiego nie uwarza, ale inni tak mysla, wiec coś jest na rzeczy, że to nudy i beznadzieja. Bergman dla niego jest nudny. Dodam, ze osoba ta czyta książki i to nie takie popłuczyny jak Grochola. A poza tym:
"De gustibus non est disputandum". Wsio.
Intelektualista, bo czyta książki? Intelektualistą, to może być ktoś, kto żyje z pracy i pracą swojego intelektu - profesor akademicki, wybitny artysta, ktoś kto interesuje się wieloma dziedzinami nauki, nie tylko na poziomie "Focusa". Bergman jest przełomowy, jest jednym z najwybitniejszych twórców XX wieku i opinia jednej osoby, która czyta książki, tego nie zmieni.
A "de gustibus..." dotyczy nie dyskutowania o gustach, nie zabrania dyskutować o sztuce, o jej konkretnych wytworach. Inaczej cała nasza cywilizacja byłaby bezcelowa. Cytowanie ładnych formułek bez namysłu nie jest zbyt rozsądne.
Film jest fenomenalny! 10/10
Jest arcydziełem Bergmanna, z którym poniekąd sam się utożsamia.
Film kopalnią symboli i głębokich refleksji - prawda.
Jest ciężki i długi. Trzeba go oglądać w niesamowitym skupieniu żeby zdołać wszystko "wyłapać".
Jednocześnie nie jest filmem dla wszystkich.
Skierowany jest do tej bardziej "inteligentniej" społeczności ;)
Mój inteligentyny mózg "usnął", a przeżyłam "Underground", co jest dla mnie wielkim wyczynem. :p To dopiero dłuuuugaśny film, ciągnie się
niemiłosiernie... Bergman nie przypadł mi do gustu. Aleksander mnie denerwował, taki mały flegmatyk. Matka też nie lepsza. Już na pierwszy rzut oka widać, ze z biskupa niezłe ziółko. Trzeba było się "na siłę" nie wiązać???
I peoszę, nie przekonuj mnie do tego flegmatycznego fimu. ^^"
"niezłe ziółko" właśnie dlatego chciała z nim być, w każdym z nas jest Werteryzm i masochizm, a w jej przypadku nawet ascetyzm. Życie łatwe lekkie i przyjemne znieczula nas odrealnia, cierpienie natomiast budzi nas i często okrutnie ściąga na ziemię, ale właśnie wtedy wiemy że naprawdę żyjemy. To tylko jedna z rzeczy nie w pełni w filmie wyjaśnionych, ale dających się odczuć. Moim zdaniem traktujesz ten film jako odwzorowanie życia i słusznie tylko że nie jest to odwzorowanie dosłowne, lecz podszyte długą i barwną metaforą.
"Inteligentna społecznośc" po takiej twojej reklamie, ominie ten film z daleka, bo jej szkoda będzie 5 godz. życia...
Szczerze przyznam, że pierwsze półtorej godziny nie nastroiło mnie zbyt pozytywnie. Owszem, obserwacja zwyczajów arystokracji - tych mniej lub bardziej transparentnych aspektów życia tych ludzi - może być interesująca. Jednak takie wprowadzenie do historii Aleksandra może zniechęcać. Początek wieje nudą.
Druga część pozwoliła mi z większym zaangażowaniem poświęcić uwagę całej głębi tego filmu.
Chcę w tym miejscu odnieść się do wypowiedzi autora wątku. Twierdzi on, że film jest o niczym. Lukasz_beta, do filmów Ingmara Bergmana nie podchodzi się jak do "Dorwać Gringo", które obecnie wyświetla się w polskich kinach. To nie są proste historie, w których trzeba znaleźć ukryty skarb, zabić złoczyńców, uratować ukochaną czy wreszcie przetrwać studencką imprezę bez widocznych obrażeń i ze zdrową wątrobą.
Do filmów Bergmana należy podchodzić z odpowiednią czujnością i wrażliwością na mniej lub bardziej oczywiste przekazy i jednocześnie podczas oglądania wciąż dociekać tego, co generalnie autor miał na myśli. Już sam opis takiego oglądania filmu może wydawać się opisem czegoś nudnego i kojarzy się pewnie z interpretacją, której uczą w szkole. Zapewniam jednak, że wnikanie w zamysł reżysera jest świetną zabawą, a w dodatku nauką.
Chodzi więc o odpowiednie podejście już przed rozpoczęciem seansu, w jego trakcie, ale przede wszystkim już po obejrzeniu filmu. Ja obejrzałem film dziś po południu i do tej pory zastanawiam się, co Bergman nam, mi poprzez ten film powiedział.
Bergman zajmuje się w swoich filmach ludzkim losem, jednostką w relacji ze światem, a w tym z innymi ludźmi, swoją naturą, Bogiem.
Obejrzyj film jeszcze raz. Zwróć uwagę zarówno na detale jak i na ogół. Poświęć kilka minut na refleksję, choćby podczas spaceru z psem.
Przykłady symboli? Choćby lalki. Film opowiada m.in. o tym, jak sam los steruje naszą egzystencją, tak jakbyśmy byli osznurowanymi kukiełkami poruszanymi nieznaną ręką.
Pozdrawiam.
Dzięki za próbę wyjaśnienia filmu. Sama przed chwilą go skończyłam i tak naprawdę właściwie nie wiem, co obejrzałam. Nie wiem, jak go ocenić. Film ma na pewno niepokojący, nieco magiczny klimat. Są trzy światy: życia (dom babci, święta, radość, erotyzm, bogactwo wnętrz), negacji życia (dom pastora, surowość, martwota, smutek, strach, nienawiść, obskurne wnętrza), i gdzieś pomiędzy nimi świat nadprzyrodzony (dom Izaaka, duchy). Nie jest to spójka opowieść "o czymś", z początkiem i końcem, przez co trudno mi ten film "ogarnąć", zrozumieć, o co w nim chodzi (oprócz tego, że chodzi "o życie", cokolwiek to znaczy). Nie odnoszę się przy tym do prostych filmów akcji, bo jednak między "Dorwać gringo" a tym filmem jest wiele sposobów reżyserii. Na pewno jest tak jak piszesz, przy "Fanny i Aleksandrze" trzeba skupić się na detalach i analizować, analizować, analizować... nie będę nawet udawać, że czuję się na siłach podołać czemuś takiemu. Cóż, mówi się trudno, uznaję z pokorą swoją denność intelektualną wobec geniuszu Bergmana, który na pewno "miał na myśli" coś wielkiego - jak to wielcy ludzie mają we zwyczaju :)
Bardzo dobre spostrzeżenie dotyczące trzech światów, podoba mi się.
Ale skąd ten defetyzm w kwestii interpretacji? Myślę, że każdy artysta (a wśród nich Ingmar Bergman) tworzy, by być zrozumianym. To zresztą jedna z najgłębszych potrzeb wszystkich ludzi. Nie zakładaj, że nie pojmujesz dzieł Bergmana. Samo dążenie do zrozumienia to przecież świetna rozrywka.
Zresztą, tu nie chodzi o rozumienie Bergmana. Świat, rzeczywistość i my sami jesteśmy rozsypaną układanką i żyjąc na tym łez padole mozolnie staramy się zobaczyć cały obrazek lub przynajmniej jego przyzwoicie duży fragment. Artyści tacy jak Bergman swoimi wytworami starają się pomóc nam w łączeniu kolejnych elementów całości. Chodzi więc o zrozumienie świata, w tym siebie samego. Takie spojrzenie każe odżegnywać się od stawiania znaku równości między rozumieniem dzieła a dążeniem do odkrycia "co autor miał na myśli". Rozumienie to o wiele więcej niż zamysł autora. Jeżeli więc film, książka czy wiersz sprawiły, że inaczej patrzysz na świat, to zadanie stawiane sztuce zostało - moim zdaniem - zrealizowane.
Nie chcę twierdzić, że każda interpretacja jest dobra, to byłoby przesadą i propagowałoby lenistwo. Jednak nadal wierzę, że nie istnieje nigdy jedno - słuszne - z góry określone rozumienie dzieła. W ten sposób odbiór sztuki może być jednocześnie jej tworzeniem.
Czy Bergman i jemu podobni zawsze "miał na myśli" coś wielkiego? Wydaje mi się, że często wspaniali artyści w wielki sposób przedstawiają coś małego właśnie :)
Spytałem 7 lat temu a oceniłem 3 lata temu. Zanim coś napiszesz, pomyśl dwa razy.