to film o samolubnej i puszczalskiej babie?
majac meza - puszcza sie z innym. gdy ten inny ja odstawia na bok - zaczyna flirtowac z mezem, tylko po to, by za chwile znow go zdradzic na rzecz tego drugiego...
pod koniec filmu... dziwna sprawa... zostawia dziecko dla fortepianu? samobojstwo to bardzo samolubna sprawa, a poswiecenie dziecka dla przedmiotu martwego to juz idiotyzm. tym bardziej, ze wczesniej ten swoj ukochany instrument okaleczyla chcac wyznac milosc kochankowi, potem jednak zostawia kochanka i wybiera smierc z fortepianem u boku... ale nie, jednak wraca do kochanka... dziecko wciaz, jak przez wieksza czesc filmu majac w d****
A widziałeś ten film do końca?
Przecież on przeżyła.
Widzę, że rzeczywiście jesteś malkontent, ale może pomyśl w szerszych kategoriach niż puszczalska baba, cudzołożnica, itp.
Jakim prawem można odmówić komuś poszukiwania szczęścia? Z tego co kojaże ona nie chciała wyjść za mąż za Neila. Czy można jej odmówić poszukiwania, zwłaszcza, że miała akurat taką nieokiełznaną naturę? Może będąc samotną matką w wiktoriańskich czasach nie było jej łatwo, może po prostu chciała żyć po swojemu? Życie w tamtej epoce nie napawało optymizmem - kobiety były od rodzenia dzieci (ślubnych), uśmiechania się, bez prawa głosu i tym bardziej decydowania o sobie.
Nie wiemy dokładnie jakie były jej losy zanim trafiła na wyspę. A może specjalnie złamała konwenanse (urodziła nieślubną córkę), aby już nie przejmować sie opinią społeczną,aby nie dotyczyły jej już normy społeczne...?
Zgadzam się, że nie można odmówić komuś poszukiwania do szczęścia, zwłaszcza osobie która zawarła ślub drogą korespondencyjną. Bała się swojego męża, on jej nie znał, nie rozumiał jej sposobu myślenia, odbierania świata. Miała kochać takiego człowieka tylko dlatego, że łączyło ich "małżeństwo"? A że Ada postanowiła łamać konwenanse to moim zdaniem należy jej się uznanie, nie poddawać się,mimo że jest się traktowanym jak odmieniec, średnia przyjemność.
No tak, niby racja, ale trzeba też pamiętać, że jej mąż też nie wiedział kogo poślubia. Takie to były dziwne czasy, ale on wziął sobie za żonę nieznaną kobietę, której nigdy nie widział i po prostu chciał być jej mężem - być jej wierny i od niej oczekiwał tego samego. A za co ona pokochała Harvey'a (nie pamiętam imienia postaci, którą grał ;p)? Za to, że był na nią napalony i próbował ją zdobyć przez podstęp mimo, że widział, ze jej sie to nie podobało?
Ada po prostu nie chciała tak żyć. To było cholernie sztuczne, jej mąż traktował to jak instytucję ('Czy pocałować panią na dobranoc?' - litości:/). Poza tym, wiedząc jak bardzo kocha grać na fortepianie, po prostu go sprzedał - och, jakże wspaniały to mąż:/. A George się normalnie po ludzkiemu zakochał, jak widać to było silniejsze od niego, poza tym nie wiedział jak to wyrazić. W końcu zresztą się opamiętał;), czyli było to dla niego czymś więcej. Za co go pokochała?... cóż, Ada też człowiek ;)..., bądź co bądź słuchał jej gry, to on zaprowadził ją na plażę, gdzie był fortepian (więc mógł się podświadomie z nim kojarzyć;)), był bardziej ludzki i prawdziwy niż jej mąż i tak dalej.
"majac meza - puszcza sie z innym. gdy ten inny ja odstawia na bok - zaczyna flirtowac z mezem, tylko po to, by za chwile znow go zdradzic na rzecz tego drugiego... "
Pierwszego zdania nie skomentuję. Co do drugiego - ona jakby... wypełniała wtedy swój obowiązek. Nie flirtowała z mężem! Za chwilę słyszymy przecież pytanie Stewarta: "Dlaczego nie mogę cię dotykać? Nie lubisz mnie?"
Przy okazji - fortepian (i inne instrumenty) to nie przedmiot martwy (!!! #%^#$!!#$!@%) - a już na pewno nie dla Ady; ona przez niego przemawiała.
irytujący film.paskudna gębusia Ady...co z tego,że chciała być z tym,którego kochała,skoro oddając się tamtemu,niszczyła rodzinę w której miała szanse wychowac sie jej córka zresztą nieślubna czyli jednak puszczalska Ada...nie wiem po jaką cholerę obmacywała swego męża,który akurat był dobry
Wszyscy oponenci mają w pewnym stopniu rację, ale ja przychylam się do opinii Malkontenta... choć może użył za ostrych określeń.
Film widziałam parę razy i zawsze uderza mnie niewiarygodny egotyzm Ady. Może to kwestia aktorstwa, ale nie czuć prawdziwych więzi łączących Adę z Florą, z tym jej gachem, tym bardziej mężem - są oni raczej osobami, przy których Ada może wypełniać się w jakiejś roli, zaspokajają jej określone potrzeby. Jej dziwactwa i wyskoki (niemota, nieślubne dziecko, fortepian, potem romans) mają na celu pokazanie 'ja mam charakter i robię co chcę'.
Tak, owszem, mogła mieć niełatwe dzieciństwo, żyła w takich a nie innych czasach. Ale patrzenie głównie na czubek swojego nosa to cecha, której nie lubię usprawiedliwiać.
Zgadzam się i z malkontentem i z Tuulikki (to po fińsku?;))
Wszystkie osoby które bronią Ady zapewne nie pomyslały, jak to jest być na miejscu jej córki. Wasze argumenty są proste do obalenia niczym Bastylia 14 lipca.
"Czy można jej odmówić poszukiwania, zwłaszcza, że miała akurat taką nieokiełznaną naturę? " - tak, zaraz się okaże, że miała już takie geny i chcąc nie chcą puszczać się musiała. RBo przecież niczym nie różnimy się jednak od zwierząt, prawda? Wszak Hannibal lecter miał naturę eksperymentatora. Wady swojego charakteru lepiej tępić, a nie kultywować i się nimi chlubić.
"Z tego co kojaże ona nie chciała wyjść za mąż za Neila." - to po co za niego wyszła? Nie została do tego zmuszona.
"'Czy pocałować panią na dobranoc?' - litości:/" - nie uważam żeby to było wyjątkowo godne litości. To chyba naturalne, ze jak się kogoś dopireo co zna, to nie będzie się z nim sypiać? Chciał poczekać, aż ją bliżej pozna. Był wobec niej dobry. Nie próbował jej zmuszać do bliskości, traktował ją z szacunkiem, jak dżentelmen, ale wychodzi na to, że to źle, bo lepiej byłoby, jkakby ją za przeproszeniem zerżnął na siłę, jak ten drugi? To jest dopiero okazywanie uczuć, yeah!
"A może specjalnie złamała konwenanse (urodziła nieślubną córkę), aby już nie przejmować sie opinią społeczną,aby nie dotyczyły jej już normy społeczne..." - btoż to byłby koeljny dowód na egoizm Ady. Jeżeli powołała do życia drugą istotę myśląc wyłącznie o sobie, to uczyniła z dziecka rpzedmiot. Chciałabyś być dzieckiem spłodzonym tylko po to, żeby twoja mama nie musiała przejmować się opinią społeczną? Ja raczej nie.
"Przy okazji - fortepian (i inne instrumenty) to nie przedmiot martwy" - rozumiem co masz na myśli, bo chodziłam do szkoły muzycznej, ale niemniej jednak dziecko jest chyba ważniejsze od fortepianu, nawet jeśli to byłby i Steinway.
Ogólnie film mnie rozczarował strasznie, dodałam go do ulubionych ponieważ podobały mi się zdjęcia.
Akurat kwestia małżeństwa z Neilem wydawała się mocno sformalizowana i jakiśtam przymus ze strony np. rodziny mógł wchodzić w grę. Chyba było cośtam wspomniane o ogłoszeniu w gazecie (!)
Neil jako chyba jedyny zrobił na mnie pozytywne wrażenie - jak pisałaś, był dobry dla Ady, Flory, zachowywał się jak dżentelmen i wykazywał naprawdę dużo cierpliwości wobec swojej dziwnej żony.
Mi przypadła do gustu muzyka... i tak, Tuulikki to imię z fińskiej Kalewali. Punkt dla Ciebie za niezrobienie w nim błędu :)
chłopie ale zryty jesteś jak widziałes ten film kilka razy nigdy nie widziałem tyle męskich dup poryty filmmmmmmmmmmmmmmm!!!!!!!!!!!!!
@AniekaG: tak, przeżyła. Przecież wyraźnie o tym autor tego tematu napisał: "wybiera smierc z fortepianem u boku... ale nie, jednak wraca do kochanka...". Słowo "wraca".
I zgadzam się z założycielem tego tematu - film przedziwny.
Bardzo dziwne decyzje bohaterów.
I dodam, film o babie która zdradza żywiciela rodziny. Obiadki i schronienie to może mieć, ale sex z Indianinem.
Tak, a powinna jak pies na łańcuchu do końca życie przy nim siedzieć, sypiać i w ogóle cieszyć się, że moze u jego boku żyć.........rozumiem, że nie miała prawa do miłości?
Skoro go nie kochała, to nie powinna za niego wychodzić.
Prawo do miłości nie znaczy, że mogę bawić się ludźmi wedle uznania, jak mi się znudzą to porzucać, zdradzać ich, wyzyskiwać, etc. Prawo do miłości to jest prawo do MIŁOŚCI a nie do zaspokajania swoich żądz.
W tych czasach nie miała za bardzo innego wuyjścia, i tak już miała dziecko co było wtedy niemal niedopuszczalne. To nie tak, że ona by powiedziała, że nie to by wystarczyło.
Ogłoszenie dał jej ojciec - bo gdyby on umarł ona nie miałaby z czego żyć, poza tym samotna kobieta nie wdowa......to należało ukryć.
Ada nie miała szansy sprzeciwić się małżeństwu - takie obyczaje panowały w tym okresie.
Biorąc pod uwagę to chyba jednak troszkę inaczej można patrzec na sprawę zdrady.......
No dobrze, wyszła za mąż nie do końca z milości. Ale ogólnie była osobą która myslała głównie o sobie. Wiedząc, jak w społeczeńśtwie odbierane jest dziecko z pozamałżzeństkiego związku, zaszła w ciążę. TO nie było zbyt mądre.
Myślę, że jeżeli reżyserka chciałaby stworzyć film o ,,samolubnej i puszczalskiej babie", to obsadziłaby czas i miejsce wydarzeń co najmniej sto lat później.
Czy należy ją potępiać, tak się o niej wypowiadając?
Czy w ogóle nam dane jest osądzać - co ważniejsze, miłość albo obowiązek?
Sądzę, iż produkcja ,,Fortepianu" stoi na naprawdę wysokim poziomie. Nie jest to film prosty i łatwiutki, w którym wszystko układa się ,,cacy" - bo w takich filmach kochankowie są ,,źli", mamusie ,,cudowne", a tatusiowe ,,tacy zagubieni i skrzywdzeni". Ale na końcu kochankowie nagle zostają oświeceni, bo to, co robili, było złe i razem (tatusiowie, mamusie oraz ich absztyfikanci plus dzieci) zasiadają przy jednym stole, racząc się indykiem.
,,Fortepian" ma w sobie napięcie. Tę niepewność, co się wydarzy. Momenty, w których Ada traci palec, gdy Flora biega w anielskich skrzydełkach i fortepian idzie na dno - są dobrze przedstawione.
Jeśli jednak mój poprzednik stosuje wąskie kryteria szufladkowania, niech więc Ada będzie puszczalska i samolubna...
Do krytyków filmu
Po pierwsze, gdyby była puszczalska, to spałaby z każdym w okolicy, a nic takiego nie miało miejsca.
Po drugie, po tym, jak jej mąż sprzedał fortepian, sąsiad, który był nią zainteresowany zaproponował jej, że za każde spotkanie i dotknięcie Ada odzyska jeden klawisz fortepianu. Czy to egoizm, że poszła na taki układ?
tak.
niestety.
bo ciałem się nie kupczy.
poza tym, to że film jest o "puszczalskiej babie" nie znaczy, że jets zły. jest o puszczalskiej babie. wiele dobrych filmów jest o puszczalskich babach: "Błękitny anioł" na przykład ;)
Muzyka nadawała sens jej życiu, a mąż, mówiąc obrazowo, go sprzedał. Czy po tym nadal była mu winna wierność? Kto jest bardziej winny: ona, mąż czy sąsiad, który ją naciskał, a przecież wiedział, że namawia ją do złego?
Dla mnie każdy jest trochę winny, nie można całej odpowiedzialności zrzucać na Adę, a jej męża i sąsiada uniewinniać.
Nie chodzi mi o to czy ten film jest dobry czy nie tylko o to, żeby nie upraszczać tego, co próbują przekazać jego twórcy: życie jest skomplikowane i pełne zasadzek.
:)
oczywiście, nie mówię że mąż był bez winy. natomiast wierność przysięga sie ogólnie na całe życie, nie tylko do momentu, aż mąż nie zrobi czegoś złego. nie jest tak, że jak jedna strona coś zrobi złego, to druga automatycznie jest zwolniona ze wszystkich obietnic jakie złożyła. stając przed ołtarzem przysięgam "na zawsze, aż do śmierci", a nie "dopóki nie zaleziesz mi za skórę". to strasznie ciężkie, ale niestety, na tym polega odpowiedzialność małżeństwa :P sama osobiście bałabym się skłądać taką przysięgę na razie, jednak taka ona właśnie jest. więć nie można powidzieć, że "po tym nadal była mu winna wierność". jest winna wierność dopóki się nie przekręci. tak samo jak on winny jest jej szacunek. a sąsiad to zupełnie inna para kaloszy. wykorzystał kobietę i powinien za to bęcki dostać. ;)
Dla niej fortepian to coś znacznie więcej niż martwy przedmiot. Bez tego się nie zrozumie tego, w sumie dość prostego filmu.
ta... a dla pedofili dwunastolatka to cos znacznie wiecej, niz dziecko.
i co, powiesz mi, ze ich nie rozumiem?
fortepian to JEST przedmiot.
dwunastolatka to JEST dziecko.
bez wzgledu na to, w jaki inny sposob sobie to czyjs slaby rozum tlumaczy!
i zaden przedmiot, nigdy, nie powinien miec wiekszego znaczenia, niz drugi czlowiek. zaden i nigdy.
Nic nie ma nigdy tylko jednego znaczenia.
To, że ktoś się zgadza z tym stwierdzeniem, nie oznacza, że popiera pedofilię. I żaden przedmiot nie powinien mieć większego znaczenia, niż drugi człowiek. Żaden i nigdy.
Szokuje mnie twoja głębia spojrzenia na metaforykę dzieła artystycznego... Gratuluję.
Z ust mi to wyjęłaś! Z resztą głębia spojrzenia to nie wszystko... Warto jeszcze zwrócić uwagę na bogactwo argumentacji.
Heh, widziałam film już jakiś czas temu i rzeczywiście jedyne co z niego wyniosłam, to wrażenie, że bohaterka sama nie wie czego chce, że głęboko gdzieś ma uczucia tak męża jak i kochanka, o dziecku nie wspominając, że mam do czynienia z tym zachłannym typem "wiecznie nie tak". I myślę że czasy w jakich dzieje się akcja filmu nie mając tu nic do rzeczy. Kolokwialnie rzecz ujmując, rozmemłane, egoistyczne baby były, są i będą. I najpiękniejsze zdjęcia, kostiumy i ścieżka dźwiękowa na to nie zaradzą.
2/10, ta jedna bonusowa gwiazdka za ścieżkę dźwiękową właśnie. Niesamowitą i genialną, znając najpierw muzykę, napaliłam się na film. A tu klapa i rozczarowanie;
Epoka wiktoriańska ma to do siebie, że należało tłumić swoje uczucia i broń Boże ich nie okazywać. Ada wyszła za mąż z woli rodziny, nie dlatego, że chciała. W tamtych czasach ludzie nie pobierali się z miłości - kobiety były wydawane za mąż, ponieważ nie było dla nich innej drogi życia. Nie mogły robić tego, co chciały. Nie miały jak się utrzymać, małżeństwo było jedynym wyjściem by zapewnić sobie jakiekolwiek utrzymanie. Z pewnością nieślubne dziecko Ady było strasznym skandalem. Być może był to powód, żeby wydać ją za człowieka z bardzo daleka, któremu można było wmówić że jest wdową. Żal mi w tej opowieści zarówno jej jak i jej męża. Starał się jak mógł, próbował ją zdobyć. Serce jednak nie sługa, wybrało innego.
Puszczalska baba? Znam wiele kobiet i mężczyzn postępujących gorzej, bo deklarują swoją miłość do współmałżonka, a zdradzających go na prawo i lewo. Ona nie ukrywała dystansu do męża. Zresztą nic dziwnego, był dla niej obcym człowiekiem, a na dzień dobry oddał jej fortepian nawet nie próbując zrozumieć dlaczego ciągała go na drugi koniec świata. Miał nad nią władzę. Może na początku chciała się na nim odegrać i dlatego zgodziła się na propozycję sąsiada? Tak, nie postępowała dobrze, szukając miłości gdzieś indziej. Według was to egoizm? Być może. A czy życie jest proste i składa się wyłącznie z łatwych decyzji? Nie. Ona podjęła takie, bo była kobietą zakochaną, targaną namiętnościami, zaślepioną. I taka była jej gra.
Dokładnie tak, maż nie rozumiał, ze dla niej ten instrument tyle znaczy, a Pan Keitel oddał swoje ziemie za jej pianino, mimo, że był prostym człowiekiem dostrzegł piękno w jej graniu, dostrzegł ją.
Że była puszczalska? To niedorzeczna interpretacja filmu. Keitel dał jej szczęście, każdy człowiek który ma odwagę podąża za swoim sercem, i ona właśnie pokazała odwagę, szczególnie w tych czasach, gdyby była słaba została by z mężem którego nie kochała do końca życia.
Wow, a od kiedy to pójście do łóżka z jednym jedynym facetem, którego się kocha nazywamy puszczalstwem? :)
To jednak jest dobry film skoro wywołuje tak ostrą dyskusję. To znaczy, że wiele osób poruszył. A po to są według mnie filmy. Dlaczego film o egocentrycznej (według wielu opinii) kobiecie przez temat jaki porusza ma być uznany za film zły. Dramaty gangsterskie (np. "Ojciec Chrzestny"), filmy o dyktatorach i setki innych tytułów też są o "zbutwiałych moralnie" ludziach. A czy są zawsze złe? Bynajmniej. Dlaczego skreślać film kiedy wkurza mnie jego temat albo nie mogę patrzeć na głównego bohatera. To tylko świadczy o tym, że film jest na tyle dobrze zrobiony, że się w niego angażujemy i przeżywamy. Analogicznie właśnie dlatego rola Holly Hunter jest tak dobra. A tak nawiasem mówiąc gdyby zastanowić się głębiej (to kolejna funkcja dobrego filmu - wywoływanie refleksji) to bohaterka tego filmu jest postacią jak najbardziej psychologicznie prawdopodobną. Szuka szczęścia jak my wszyscy. Tak je sobie dla siebie po prostu wyobraża. Jest postacią prawdopodobną w tej epoce i nie tylko z wielu jeszcze innych względów. Ale to dyskusja rozległa i na potem...
Niezmiernie rozbawiła mnie tocząca się tutaj dyskusja! Już od pierwszego posta:-)
Jeśli chodzi o film, to muszę niestety przyznać rację założycielowi tematu. Jeśli to... coś łączące Bainesa i Adę nazywacie (niektórzy) romantyczną i prawdziwą miłością to ja po raz kolejny tracę wiarę w ludzi... Kobieta przystaje na jakiś dziwaczny układ i daje się obmacywać pewnemu obleśnemu starcowi, a później spełnia jego łóżkowe fantazje, bo ubzdurała sobie, że go kocha (wybierając tą najmniej szokującą opcję...)? No litości... Może bym w to uwierzyła, gdyby on coś sobą reprezentował, ale tak? Serce nie sługa, powiadają, tylko, że ile oni czasu ze sobą spędzili? I jak to się stało, że upokorzonej kobiecie, gardzącej facetem, który ją molestował w końcu zaczyna się to podobać? Masochistka lub nimfomanka, nie ma innej opcji;>
Zawiodłam się na Jane Campion. Po genialnym "Portrecie Damy" spodziewałam się czegoś na podobnym poziomie, a dostałam filmik o "samolubnej i puszczalskiej babie" właśnie. Śmieszy mnie dopatrywanie się jakiejś głębi w nim. Dla mnie wszystko jest tam proste jak budowa cepa, proste i mało realistyczne. Jedynie muzyka i gra aktorska były tu na poziomie, a Oscar za scenariusz oryginalny rozłożył mnie na obydwie łopatki. Ten scenariusz nadaje się co najwyżej do filmu pornograficznego...
Troszeczkę "pojechałam po bandzie", ale takie uczucia wzbudził we mnie ten film. Nie tego oczekiwałam.
Pozdrawiam;>
Zgadzam się, fabularnie ten film jest dość słaby, ratuje go bardzo dobra strona techniczna.
A gdyby tak wziąć pod uwagę opcję, że tamte czasy odmawiały kobietom prawa do uczuciowości, erotyzmu, pragnień fizycznych i jeszcze raz przeanalizować sceny "molestowania"? Może to był jedyny sposób dla tych dwojga, by móc się do siebie zbliżyć? Może on wpadł jej w oko od razu, kiedy zaprowadził ją na plażę do fortepianu? Może będąc samej na tej obcej wyspie, z obcym człowiekiem pod jednym dachem, który nie potrafił zrozumieć jej pasji, poszukiwanie bliskiej osoby okaże się zupełnie naturalne?
Akurat do miłości, małżeństwa, relacji kobieta-mężczyzna u głównej bohaterki nie mogę się przyczepić, wydaje mi się bardzo prawdziwa. Jedynie relacja z córką trochę mnie zasmuca, ale może dodaje tej postaci jeszcze trochę więcej z prawdziwego [niedoskonałego] człowieka. Nie każdy przecież ma kompetencje do bycia dobrym rodzicem, nie każdy też powinien nim być.
wiesz.. ten film jest po prostu bez sensu. A może ma sens.. dla niezrównoważonych, nie wiedzących czego chcą kobiet?
Jeden z najgorszych filmów jakie udało mi się kiedykolwiek obejrzeć.
Myślę, że Adzie po prostu ogromnie brakowało miłości, a poślubiony jej mąż nie dawał jej tyle, ile by potrzebowała? Ada spędzała czas prawie wyłącznie z córką, nie było żadnego małżeńskiego życia. Nie dziwię się, że oddała się człowiekowi, który zapragnął ją w sensie cielesnym, a potem naprawdę pokochał i chciał spędzić z nią czas jako jej partner życiowy.