Nie no, ja wiem, że to jakiś niskobudżetowy film, ale nawet jak na taki rodzaj, był po prostu kiepski. Napięcia zero, sztuczna gra aktorów i... oczywiście to, z czego najbardziej się w filmach śmieję - zbiegi okoliczności. A tu konkretnie jeden. Gdy wybucha barka Ricardo, płonący zbiornik z gazem (czy cokolwiek tam było) wylatuje w powietrze i trafia AKURAT w okno barki, na której była Eliza. :D
No dobra, ale daję 3/10. :P
P.S. Najlepsze jest imię i nazwisko głównego bohatera - Sam Rivers. :D Tak samo nazywa się gitarzysta basowy mojego kochanego Limp Bizkit. :D
Oby koniec nie zapowiadał sequela. Szczerze ten film jest nieumyślną konkurencją strasznego filmu, ba prawie go bije.
Od tej beczki to jeszcze shotgun z tego pożaru był lepszy.
Haha, no to też było spoko. :P W pierwszym momencie nie wiedziałam o co chodzi, myślałam, że to ta ryba jej ogryzła kawałek twarzy, ale to raczej niemożliwe, złaszcza, że ryby nie zdążyłam zauważyć. :D Po chwili dopiero zrozumiałam. :P