Wciąż się nabieram i łudzę, że skoro ktoś bierze się za kontynuację, jakby nie było, porządnego tytułu, to nie pozwoli, żeby efekt końcowy osiągnął dno jeziora Erie. Z pierwszej części nie zostało nic, a raczej zostało wiele nieudolnych powtórzeń.
Główna bohaterka też nie ma w sobie nic z niesamowitej Natashy Henstridge. Gdy patrzyło się na Sil, to aż dech zapierało i byłbyś w stanie zaryzykować życie, byle tylko trochę z nią pobaraszkować. Natomiast przy tej bohaterce stać mnie jedynie na uśmieszek zażenowania, gdy widzę jak świeci na ekranie sztucznymi cyckami.
Już dwójka była tragiczna. Niestety nic się w tym temacie nie zmieniło. Dla mnie Gatunek kończy się na pierwszej części.