Reżyser debiutan, główny aktor debiutant, film niskobuedżetowy.
To już mówi samo za siebie... niestety. "Darkness Falls" jest filmem sztampowym i całkowicie pozbawionym oryginalności. Ma pewien walor dla fanów horrorów, jednak w zasadzie atmosfera tego filmu jest prawie żadna.
DF jest zrobiony całkiem sprawnie, jednak usunięcie pewnych scen, powtórne po prawie roku kręcenie innych na nowo nie wpłynęło zbyt korzystnie na logikę filmu (niestety).
DF warto obejrzeć jedynie na DVD, bo twórcy, wyraźnie bliscy znajomi, są w swoim komentarzu bardziej zabawni i interesujący niż sam film.
Właśnie w listopadzie 2003 toto jakoś oglądałem, a dziś pomyślałem "na coroczny minimaratohałalionwy zda się przypomnieć toto". Dobrego wrażenia na mnie nie wywarło, ale pamiętam, że wpisywało się klimatem w jesienną imprezkę bez imprezki. Tak przypomnę sobie ostatnie powiewy przebrzmiewającej późnej (bardzo) młodości... Trzynaście lat temuuuuuuuu...
Dlaczegóż? Wszak jeno chybiona produkcja stanowić może bazę wyjściową do krotochwilnej wycieczki w przeszłość. Chłonąc kolejny raz samurajów Kurosawy czy androidy Scotta nie szukasz smaku pierwszego seansu lecz rozdzierasz obraz na pojedyncze kadry. By bawić się w retrospekcje należy sięgać po mocno niedoskonały produkt z odpowiednim tłem na slajdzie wspomnień.