Z góry założyłem sobie, że podejdę z rezerwą. Z góry poddałem się porównywaniu do GITS... Seans był późno. W kinie było wszystkiego osiem osób. Dwie wyszły po dziesięciu minutach. Tak lubię, skoro nie stać mnie na własne kino. Cóż, podobał mi się bardzo. Nie bardziej niż jedynka, ale i nie mniej. Od przedwczoraj odliczam więc czas do zakupu dvd - gdy będę miał pod ręką obie części - szczerze będę się cieszył. Nie chcę tu polemizować z ocenami - każdy w koncu ma swoją - ale naprawdę cieszy mnie fakt obejrzenia Innocence w kinie. Koleżanka "zassała" z netu - i "no w sumiee mógł być...". Cóż, King Kong na 17 calach też wygląda jak małpka z Poszukiwaczy Zaginionej Arki...