wątpie

Właśnie nie jest i w tym sęk. Nie wiem za co Złote maliny, nie wiem za co tak niska średnia. Chyba dla zasady od ludzi którzy wcale nie widzieli...
Moje wrażenia po filmie są całkiem dobre. Jest kilka śmiesznych scen. Polecam. Film ciekawy. I wcale nie chwalę dlatego że lubię Jennifer Lopez. Widziałam sporo z nią filmów i mogę powiedzieć że ten wcale nie jest najgorszy. Są gorsze w jej dorobku. Choć wiele czasem zależy też od gustu.

hahah nagrody to same złote maliny, aż z ciekawości zobaczę sobie ten film. Chociaż nie często pojmuję jak oni rozdaję te maliny. Noo ale jak aż ich tyle się z krzaka zebrało to coś w tym musi być, zobaczymy, zobaczymy :D

No na pewno nie jest to "sztuka najwyższych lotów", na pewno Ben Affleck nie podołał tej roli (Lopez dała radę. Pacino pojawia się nie na długo ale jak zawsze był dobry w swej roli). Ogólnie - film pozostawia dobre wrażenie. Co najmniej niezłe. Biorąc pod uwagę te nagrody. Zgodziłabym się w przypadku tych Malin na Złotą Malinę dla Afflecka (który zresztą przeważnie gra jak ciapa. On i Hugh Grant - jak dla mnie. Choć chyba Hugh gorszy)

To nie tylko nie jest "sztuka najwyższych lotów", ale nawet "sztuka wysokich lotów". Film jest po prostu słaby. Mnie w zażenowanie wprawił moment, w którym "biedny" Gigli - prowadząc samochód - skarży się na swój los Ricki, że ma ogromną potrzebę i nie może jej zaliczyć. I to pełne zrozumienia spojrzeniem Ricki, ha, ha. Następna scena: oczywiście łóżkowa. Ricki - pomimo tego, że jest lesbijką (sic!) - poświęca się i idzie do łóżka z Giglim. A potem jeszcze wyznanie, gdzieś pod koniec filmu, że chociaż woli ona kobiety, to przy nim czuje się wyjątkowo dobrze. Ble!

I ten happy end, jeśli chodzi o Briana, nie no, katastrofa. Generalnie film jest cholernie schematyczny. Kolejna komedyjka, przy której można wprawdzie spędzić trochę czasu zapominając o bożym świecie, ale która - patrząc chłodno z dystansu - nie ma nic do zaoferowania. Takich komedii, takich niby-gangsterów to X Muza miała już na pęczki.

Wierz mi: spośród tych wielu komedii romantycznych, któych - jak określiłeś - jest na pęczki widziałam gorsze. I te mają na fw średnią ogólną wyższą od "Gigli". Jestem zaskoczona bo według mnie "Gigli" jest o niebo lepszym, ciekawszym, zabawniejszym filmem niż np. do bólu nudne: "Notting Hill", "Emma"", tak śmieszne, że aż żałosne i do tego puste i denne: Date Movie", "Borat (akurat nie komedia romantyczna, ale komedia ogólnie)", "Facet pełen uroku" "Guru miłości" "Płytki facet".
"GIgli" ma średnią 3,7/10, a wyżej wymienione (kolejno): 7,2; 7,0; 5,4; 6,4; 6,9, 5,1; 6,3.
I o ile w przypadku dwóch pierwszych ("Notting Hill" i "Emma") jestem w stanie zrozumieć modę/rozreklamowanie o tyle nie rozumiem ocen reszty tytułów.

Nie wspominam już nawet o całej serii cudownych filmów "American Pie", czy też "Już nadchodzi".
"Gigli" przy całej swojej stylizacji na filmy "jakich XMuza miała już na pęczki" nie zasługuje na tak niską średnią.

Nie mam aż takiego rozeznania w komediach, komediach romantycznych zwłaszcza, najczęściej bowiem oglądam parę fragmentów przez przypadek (bo się zasiedziałem albo przez pomyłkę włączyłem Polsat). Ale widzę, że to wszystko najczęściej zrobione na jedno kopyto. Profile psychologiczne bohaterów spłycone do cna, zresztą w romansach i tak chodzi chyba tylko o rypanie. Żarty niskich lotów, bo tego rodzaju filmy mają za zadanie trafić do jak najszerszej publiczności. Artystycznych pretensji brak.

"Gigli" może się podobać, dlaczego nie? Ale patrząc z dystansu ten film nie oferuje niczego świeżego. Tylko tyle chciałem powiedzieć.

Z wymienionych przez ciebie filmów widziałem jedynie "Notting Hill" i wystawiłem mu wysoką notę (8/10). Ale nie potrafię powiedzieć, dlaczego, ponieważ oglądałem tę komedię już blisko cztery lata temu i kompletnie nie pamiętam fabuły.

Średnimi na Filmwebie przestałem się przejmować gdzieś ze 3 lata temu. Mogę wymienić dziesiątki znakomitych filmów, które przez tutejszą społeczność są całkowicie niedocenione. Tylko po co? Nie mam potrzeby nikogo nawracać. A jak ludzie wolą oglądać nieciekawą "Incepcję" czy szablonowe "Siedem dusz" (wystarczył mi zwiastun, by rozgryźć cały film), to wyłącznie ich sprawa.

No i ok.
A ja się od dłuższego czasu "łapię" na tym, że nie warto oglądać filmów szeroko reklamowanych. Zawsze kiedy oczekuję, że film wbije mnie w fotel, to później wychodzi na to, że jestem tylko zawiedziona. Dobre kino (bardzo reklamowane) było dobre jakieś 10-15 lat temu. Niemal wszystkie współczesne "wielkie hity" tak naprawdę są marne, albo nie tak wielkie jak mówią. Piszę to bo mi wspomniałeś "Incepcję", gdzie nastawiałam się na wypas, a wyszło jak zawsze... Do średnich na fw to ja się muszę przyzwyczaić chyba...

"Notting Hill" to ja przełączyłam po 45 minutach (cud że tyle wytrzymałam), nie mogłam już znieść durnych dialogów.
A jeśli chodzi o resztę raczej nie polecam Szczególnie "Date Movie", "Guru miłości", "Borata"- chyba żeby widzieć po to żeby się przekonać jaki to szajs (szczególnie jesli chodzi o dwa pierwsze, bo "Borat" niektórym się może podobać).
"Siedem dusz" - nie oglądałam zwiastuna przed seansem, film mi się podobał.

Komedie amerykańskie w ogóle się zepsuły i wszystkie "sypią żartami" niskich lotów albo zanudzają dennymi, pustymi dialogami. Od czasów "Borata" raczej wystrzegam się parodii reklamowanych jako "komediowy hit".

A mnie bardzo ciekawi, co było nieciekawego w Incepcji???

Niestety jest.

Dla mnie jest to film z gatunku: "Taki głupi, że aż śmieszny" ;)

nieee. on jest głupi i niesmieszny. Jak by był chociaż śmieszny to by był wart oglądania. Od tego sa głupie komedie. W tym rzecz że to nie jest śmieszne.

jest

Gorszy.