Kiedy to ja się tak ostatnio uśmiałam?! Nie wiem, ale wiem jedno - nieczęsto zdarzają się tak niezwykle zabawne i wzruszające zarazem filmy. Z niewątpliwą przewagą "zabawności". Ktoś kilkanaście pięter niżej napisał, że to film, cytuję, "żałosny". A ja mówię: to chyba ostatni film, który możnaby nazwać, cytuję, "żałosnym". Tak bezpretensjonalne i pełne wdzięku ukazanie skądinąd nieco krępującego zagadnienia zasługuje na dużo więcej niż Oscara, nawet nie wspominając już o nominacji. Obsada doborowa, muzyka fantastyczna, a całość najwyższej aktorskiej i reżyserskiej próby. I od razu chce się człowiekowi żyć. Bo jak tu nie cieszyć się życiem, gdy grupa znajdujących się w podbramkowej sytuacji facetów pokazuje, że nigdy nie jest tak źle, jak nam się wydaje i że zawsze można, chociaż "goło", to jednak "wesoło", wybrnąć z owej sytuacji? Jak bowiem wiadomo, żadna praca nie hańbi i już.