Odrzucając dosłowną interpretację (bo chyba inaczej się nie da?) i wskakując na poziom meta podług intencji twórców pt. „pastisz-cytat-ironia”, to niestety ich „Gość” wypada dość słabo przy takich tuzach jak Tarantino, Lynch czy Allen. Nawet poczciwy cykl „Straszny film” daje radę i przy tym to wirtuozerska gra konwencjami :)
„Gość” to skarłowaciała postmodernistyczna pulpa. Ten film jest tak słaby, że nie daje się podciągnąć nawet pod kategorię „guilty pleasure”…
Na otarcie łez – soundtrack i jedna z bardziej spektakularnych wizerunkowych wolt ostatnimi czasy w wykonaniu Dana Stevensa.