Po szesnastu, główny dobrych, Bondach (jedyna słabsza część - Zabójczy Widok, której nie uratował nawet Walken) przyszedł czas na pierwszego pozimnowojennego i jak się okazało zdecydowanie słabszego. Oczywiście są tutaj świetne, charakterystyczne momenty: czołg, strzelający gipsem Q, ucieczka z wagonu, zgniecenie po upadku Beana, ale ogólnie to jednak słaba bondynka, przeciętny do bólu Brosnan, mało akcji i robienie z cyklu zwyczajnej sensacji, takiej typowej dla lat 90tych. Pewnie pozytywny odbiór w Polsce wynika z tego, że był to pierwszy Bond w wolnej Polsce, z którym przeciętny Kowalski, a nie fan serii, się zetknął, że pojawiła się Polka i że to sensacja klasy B, którą w kraju nad Wisłą się uwielbia. W sumie za mało akcyjnego survivalu i bondowskiego humoru.
Zgadzam się z prawie wszystkim (akurat "Zabójczy widok" zawsze lubiłem). Właśnie po raz kolejny przypominam sobie wszystkie Bondy, ostatnim z tych które teraz widziałem był "Goldeneye" i jest on zdecydowanie najsłabszym z nich. Już od samego początku jest beznadziejny - scena w której dogania w locie samolot przebija głupotą te wszystkie najbardziej naiwne sceny ze starszych Bondów - tamte chociaż miały swój urok.
mi sie goldeneye podobal , oczywiscie ma wady ale to i tak udana czesc
ogolnie uwazam ze wszystkie 4 bondy z Brosnanem maja pewien klimat ktory wlasnie powinien byc w Bondowym filmie nie to co teraz gdzie Craig wydaje sie byc zwyklym zabojca.