Ten film jest po prostu skrojony pod nagrody, pod nieco mniej rozgarniętą publiczność, której nie przeszkadza to, że co drugie zdanie w filmie wygląda jak cytat, a przede wszystkim pod tumblerowe fanki Cumberbatcha.
Owszem. Nie sądzę, że jest złym aktorem, ale liczba gifów z jego udziałem jest niezliczona.
Wygląda jak wygląda, ale nijak się to ma do umiejętności aktorskich. Zagrał fenomenalnie.
Zagrał dokładnie w tym samym stylu jak każdy aktor, który stereotypowo gra geniusza dziwaka.
No nie wiem. Momentami, zwłaszcza podczas niektórych konwersacji na linii Keira - Benedict, miałem wrażenie, że oglądam niedzielny film telewizyjny, konsumując jednocześnie kotleta przy rodzinnym obiedzie. :/
Też odniosłam takie wrażenie - że film robiony pod mniej rozgarniętą publiczność. Scena, w której młodziak prosi, aby ocalić okręt z jego bratem, jest jak wyjęta z jakiejś produkcji Disneya dla dzieci.
12 Years a Slave? Nie trafiłeś. W zeszłym roku odpowiednikiem Imitation Game było Dallas Buyers Club. Też film o odważnej i szykanowanej jednostce. Też bez żadnego znaczącego stylu reżysera.
Bardziej chodziło mi o "skrojenie pod oskary", a "12 Years a Slave" taki właśnie był. Zresztą to tez od biedy film o "odważnej i szykanowanej jednostce", ale również bez polotu, sztampowy z drewnianymi dialogami.
Rozumiem porównanie do "Dallas Buyers Club", ale tu akurat w moim odczuciu McConaughey (Leto zresztą tez) zagrał na tyle rewelacyjnie, że można przymknąć oko na całą resztę, bo sam Matthew robi ten film (tak, jestem psychofanem :)).
Jednak 12 Years a Slave miał swoje charakterystyczne wykonanie (napięte sceny!), a pomysł, że człowiek non-stop poznaje nowych ludzi, którym może ufać lub nie jest jednak odskocznią od walki z korporacją/rządem/systemem.