Jednak w o wiele gorszym wykonaniu. Tu na pokład zamiast Analityka CIA, wykwalifikowanych żołnierzy i inżyniera lotnictwa na pokład wkraczaja trzej agenci FBI. Oczywiście jest bomba (tyle że bez gazu zagłady). Terrorystami są nie Arabowie, lecz Niemcy (i jest ich mniej, a znimi jest kobieta). Rozwiazaniem ostatecznym jest eskadra F-16 mająca zestrzelić samolot. Postaci poboczne są przedstawione w sposób nie budzący choćby najmniejszej sympatii (Bryan Cranston jako dziennikarz Phil Hertzrg wysiada przy JT Walshu, który u Bairda zagrał senatora Mavrosa). Jest współpracująca z agentami stewardessa (jak wyżej) Amanda Wyss do pięt nie sięga Hale Berry. Poza tym i terroryści i tajniacy zachowują się jak kompletni idioci. Na dodatek w przeciwieństwie do "Krytycznej..." ginie jeden pasażer.
Jest jeszcze kilka innych różnic, ale ogólnie wszystko jest niemal takie same. Poza tym wszystko jest uproszczone, akcja idzie zbyt łatwo i o wiele za szybko. Żadnego napięcia, klimatu, nic. Gra aktorska poniżej zerowego poziomu, muzykę natychmiast zapominamy.
Skąd się w ogóle cała ekipa i załoga urwała - to pytanie pozostanie bez odpowiedzi.
Oglądałem tylko kawałkami, ale mówię Wam - po tym co widziałem, mogę Was zapewnić, że możecie mi wierzyć. Nie warto marnować na to coś zdrowia i cennego czasu.