Swynia jest maciorą rodzącą prosięta podczas chrumkania. Prosięta agresywnie eksploatują kulinarnie matkę od chwili narodzin do momentu odjazdu w skrzyni podczepionej do traktora.
Film składa się z długich, niemożliwie nudnych ujęć, po to, by widz odczuł, jak to nudno urodzić się Swynią.
Mniej więcej po godzinie wkrada się promyk nadziei, gdyż z obory wypuszczone zostają brykające krowy. Niestety. Brykanie pokazane jest ponownie niemożliwie nudnym i długim ujęciem, na dodatek w zwolnionym tempie.
Potem widz przez kilkanaście minut patrzy w refleksyjne krowie oczy, by odczuć, że krową też urodzić się nudno.
Rewolucyjnym zabiegiem jest przedstawienie tej historii bez kolorów. W ten sposób widz ma poczucie, że nie traci blisko dwóch godzin, gdyż uważa się, iż filmy czarnobiałe są bardziej wartościowe od kolorowych.
I po co tyle cynizmu? to piękny film o uczuciach zwierząt i wielkim bólu matki po utracie swoich dzieci. Nie ma w Tobie żadnej empatii?
Do nudnych filmów? Nie ma. Większość produkcji National Geographic, czy BBC pokazuje te same problemy sprawniej bez silenia się na artystowski zabieg czarno-bieli.
Lepiej bym tego nie ujął. Nie dotrwałem do końca. Miałem wrażenie, że taki film może zrobić każdy, kto dobrą kamerę i mnóstwo wolnego czasu. Niestety, ja czas spędzony w kinie uważam za stracony.
Niestety zgadzam się w 100% z tą cyniczną opinią. Zmarnowany temat. Film zamiast poruszać, zwyczajnie nudzi. Ostatnia scena bardzo mocna jak dla mnie, ale trzeba do niej dotrwać, przedzierając się przez nic nie wnoszące dlużyzny, które są zwyczajną rejestracją a nie wyreżyserowanymi do filmu scenami ... Dla mnie duże rozczarowanie, zwlaszcza, że miał to być rewolucyjny film kruszący serca zatwardziałych mięsożerców. Tymczasem powstał obraz dla naprawdę wytrwałych wegeterian, którzy w dodatku kochają się w najnowszych kinowych trendach, gdzie stawia się kamerę i rejestruje to co się przed nią dzieje. I na tym etapie ja odpadam...