PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=671050}

Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Star Wars: The Rise of Skywalker
5,9 87 082
oceny
5,9 10 1 87082
4,5 48
ocen krytyków
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
ocenił(a) film na 1
cloe4

Z 1/10 na 2/10?

YodaRozpruwacz

Tak. :D Chociaż, aż tak surowa nie jestem. xD TFA i TLJ akurat zasługiwały wg mnie na 2/10, ale mają jednak wyżej za Forda, czy Hamilla.

cloe4

E tam jak tylko jedna gwiazdkę lepiej to oni nie będę się starać i będzie paskudny reylo:) musisz dać lepszą ofertę .:)

cloe4

A co sprawiło, że zmeniłaś zdanie o Reylo? Dwa lata temu byłaś bardzo na tak, co widać na forum TFA. https://www.filmweb.pl/film/Gwiezdne+wojny%3A+Przebudzenie+Mocy-2015-671051/disc ussion/search?q=reylo

Gladka

Powiem tak:

Nie wszystko co napisałam parę lat temu (mam na myśli przedział 2013-2016) jest aktualne. Ba, nawet coś co napisałam rok temu może już się nie zgadzać z moim teraźniejszym światopoglądem czy ogólnym zdaniem. Jest takie powiedzonko, że tylko krowa nie zmienia zdania. Powiem więcej, na rok 2016 możesz znaleść informacje o tym jak piszę, że TFA jest świetne (a dziś go nie cierpię), Daisy Ridley jest super (choć nic do niej nie mam, to nie jest jakaś wybitna, choć z drugiej strony Rey to nie jest postać w przy której można podkreślić jakiekolwiek walory aktorskie), Disney to najlepsze co przytafiło się marce (taaaa, akurat), lub to że dobrze iż skasowali EU (EU to kopalnia zarówno świetnych jak i durnych pomysłów, wystarczy oddzielić ziarno od plew i szczerze mówiąc dziś EU mi szkoda... Natomiast Nowy Kanon to ma zdecydowanie więcej głupot)... i tak dalej, i tak dalej...

Co chcę przez to powiedzieć? Że choć dziś z tymi tezami zdecydowanie się nie zgadzam to żałuję, że w takich sytuacjach Filmweb nie oferuje możliwości kasacji swoich komentarzy i postów. Bądź, co bądź dzisiaj z takimi zdaniami się nie identyfikuję i trochę to głupie sygnować je swoim kontem. Ale mówi się trudno... To nie są kwestie życia i śmierci, a po prostu zdania o filmach rozrywkowych. Czasami warto pamiętać o tym jakie zdanie się miało dawniej i jak się zmieniło na przestrzeni upływu czasu. :D

Trzy lata temu, a nie dwa jak już. :D Posty podkreślające mój entuzjazm wobec Reylo pochodzą z czasów, gdy lubiłam TFA. Co nie łatwo się domyślić... często gęsto dzisiaj krytykując Sequele mówię o tym, że pierwotnie epizod 7 mi się bardzo podobał, zresztą... Disney nakręcił marketingiem hype do perfekcji, że wstyd było tego nie lubić. Jednak hype z czasem opadł i sporo dzisiejszych krytyków (lub jak wolicie hejterów) Sequeli czy Disneya ten film właśnie lubiło. Jednak jak się wysilisz, jeszcze w tym samym roku (2016) możesz znaleść moje negatywne opinie o tym filmie, ponieważ w ciągu kilku miesięcy zdołałam zmienić o nim zdanie. Dlaczego? To temat już na licencjat, a nie mały komentarz... Ale być może jak będę na siłach, jak obejrzę w końcu 9 epizod to skołuję po głębszych przemyśleniach podsumowywujący post-esej na temat całej trylogii Sequeli. Póki co 2/3 Sequeli jest całkowicie skopana, ale jeszcze wszystko może się zdarzyć... Albo i nie, bo trailer cudów mi nie przedstawił, chyba tylko dorzucił mi strach dotyczący tego jak mogą spie*dolic mojego kochanego Palpiego - antagonistę z epizodów 1-6, czy czeka go los Hana i Luke'a pod względem zepsucia charakterów? Tego nie wiem... Ale widać na pierwszy rzut oka jakie Sequele obrały kierunek i ja go nie kupuję. Ktoś inny to lubi? Proszę bardzo... wszak nie każdy musi lubić to samo. Świat byłby nudny, gdyby każdy to samo kochał.

Jednak co do samego Reylo... Może nie byłabym tak bardzo anty... Gdyby nie rozrost fanek tego shipu głównie po oglądnięciu TLJ na tumbrlach czy deviantartach, które nalewają na papier swoje młodociane fantazje erotyczne w zachwycie fanfikowej chęci nawrócenia na dobrą stronę przez stereotypową do granic możliwości Mary Sue stereotypowego do granic możliwości Bad Boya... I owe zjawisko przestało mi się podobać właśnie po TLJ, a nie po TFA, które bądź co bądź było tylko wstępem do większej historii i relację tej pary można było nakreślić różnorako. Ale po TLJ ich relacja jest niechcący patologiczna i szkodliwa. Przynajmniej wg mnie. Czym to się różni od Greyów, Edwardów, czy innych Afterów?

Dlaczego? Ponieważ ja sama podkreślam że zaakceptowałabym ich romans gdyby obydwoje byli po swojej stronie... Czyli : On i ona dobrzy oraz on i ona źli.

Teoria 1: Jak wspomniałam dawno temu: Rey dołącza do Jedi i Ruchu Oporu, a Kylo Ren wg mojej starej teorii jest ukrytym agentem jasnej strony (kimś w rodzaju Snape'a), który zabija Hana tylko po to, by mogło wyjść z tego większe dobro (uzyskanie zaufania Snoke'a i pokonanie go jako ciemnej strony, czyli zakończenie dzieła dziadka - wybrańca). Tutaj romansik mógłby mieć sens.

Teoria 2: Rey uznaje, że w przeciwieństwie do Luke'a który miał powód dołączyć do Rebelii, bo Vader "zabił" mu ojca a potem wujostwo ona nie ma powodu by trwać przy Ruchu Oporu, odkrywa że po latach życia w niewoli na Jakku władza się jej należy i przystępuje na propozycję Kylo jako władczyni galaktyki i Nowego Porządku.

W obu teoriach mamy świadome, rozważne i podobne do siebie jednostki, których łączy jeden cel i się w sobie zakochują.

Niestety... Rian obrał teorię: ona dobra, on zły... A mimo to do siebie lgną, ale i chcą się zabić... Trochę to skomplikowane. Tak czy siak, epizod star wars który miał rzekomo łamać stereotypy i tworzyć coś nowego... Dalej kalkuje i OT i wiele innych dzieł popkultury.

A to... Nie ma sensu. Rey z takim charakterem nigdy w życiu nie współczułaby zabójcy swojego ojca, zwłaszcza dzień po samym morderstwie, gdzie Han bądź co bądź stał się dla niej kimś w rodzaju ojca zastępczego. Do tego nijak nie ma powodu do tego, by chcieć go nawrócić... Luke chciał nawrócić bądź co bądź swojego OJCA, bliską mu osobę w rodzinie, która na dodatek została wielkim krzywdzicielem, ale i sam był mocno skrzywdzony. Chęć zrobienia z Rey bidulki, która chce nawrócić bedboja (który dobro chce wyeliminować siłą ze swojej głowy) robi z niej o tyle kretynkę, że przecież ta postać ma być ideałem kobiety niezależnej... To raz, a dwa... W odróżnieniu od takiej Padme, dla której Anakin był mężem, ojcem jej dzieci i wybawicielem jej planety.... Kylo Ren nie jest dla Rey "znowu" NIKIM BLISKIM. Nie poznała go w momencie, gdy był dobry. Owa bliskość rodzi się z dupy. Nic ich nie łączy, a wszystkie te sceny rzekomej chemii między nimi (wstyd z powodu gołej klaty, mizianie paluszkami które Rian określił seksem) są żałosne. Owa "bliskość" jest nad siłę, nie rodzi się z niczego, a pamiętajmy że jeszcze dzień wcześniej walczyli ze sobą na śmierć i życie. Brakuje konkretnych wyjaśnień dlaczego w ogóle do siebie ciągną (bo Snoke połączył ich tylko przez kontakt, ale nie określało to od razu motywu zakochania).

Podsumowując... Czy jestem fanatyczną antyfeylomaniaczką? Możliwe... Może za bardzo oczekuję jakiejkolwiek logiki od filmów, które są od zarania jej pozbawione... Ktoś powie, że ubzdurałam sobie gotowe scenariusze i nie potrafię zaakceptować innych? No cóż... Tylko, że to też nie są moje pomysły, bo wyciągnęłam je z neta. Jeśli fani mają lepszą wyobraźnię dotyczącą fabuły niż twórcy Sequeli to już nic się na to nie poradzi. Całe te Reylo z TLJ jest w sumie elementem wrzuconym bez sensu, byleby fabułę upchać... Nie zmienia jednak nic w ogólnym rozrachunku, bo owi bohaterowie i tak suma sumarum się nie cierpią... Rey dalej chce zabić Rena, Ren dalej chce zabić Rey... Więc po co to było? Czy po tym co się ostatecznie między nimi porobiło w TLJ, snucie o jakimkolwiek Reylo ma sens? To druga część trylogii, spoiwo... Więc określili swoje strony i ostatecznie nie chcą być ze sobą. Snucie więc jakichkolwiek Reylosów na 9 część jest wręcz szkodliwe dla tych postaci. Wróżenie im bycia razem w momencie gdy po swoich przejściach dalsze bycie razem to promowanie patologii Sebiksa i Karyny, którzy w domu lali by się po mordach. A promowanie, że jakaś obca laska może zmienić badboya też jest oklepane do bólu. Taka usilna chęć zrobienia przez Disneya tej "lepsiejszej" i bardziej dramatycznej pod ultrasów wersji romansu Anakina i Padme... Wskazuje to scena, gdzie mężczyzna oferuje kobiecie władzę. Szkoda tylko, że ta wersja "dramatycznej miłości" jest jeszcze gorsza.

Więc wręcz wypada życzyć im nie-bycia ze sobą w tej trylogii. :P
Zresztą, dla Mary Sue Rey, która jest kreowana na silna i niezależną kobietę, wypadałoby pogonić Kylo w cztery wiatry, by chociaż element jej girl power (którego nie lubię, ale mniejsza o to) chociaż miał sens. Chociaż co w sumie w tej trylogii ma sens? xD

Główny powód mojej niechęci do Reylo po TLJ jest brak logiki w tym wszystkim. Raz do siebie lgną i rozumieją, choć niewiadomo dlaczego bo wcześniej się nie cierpieli, a teraz znowu się nie cieprią choć nie do końca, bo przecież Kylo po tym co nawyrabiał patrzy na nią jak zbity pies... Cóż... Nie wyrabiam z tą relacją, albo ona jest tak skomplikowana, że aż genialna tylko nie rozumiem jej postmodernistycznego geniuszu... Albo jest sklecona po łebkach, by cokolwiek było jeszcze w tej trylogii. A biorąc pod uwagę, że nakreślił ją osobnik, który nawet do ubioru Holdo tworzy odrębną ideologię... No to... Cóż... Brak słów.

Oczywiście podkreślam... To jest tylko MOJA opinia.

ocenił(a) film na 5
cloe4

Nigdy w życiu ( chyba ) nie widziałem tak rozwiniętej odpowiedzi ,na tak banalne pytanie :) , gratuluje cierpliwości i bardzoo rozwiniętej wypowiedzi . Ale ciekawi mnie co jest takiego w tym wątku , że ludzie nie wiem bardziej sie nim interesują , i nie dostrzegają innych poważniejszych wątków ( które są groźne nawet dla całej sagi jak np : Balans Mocy czy podważenie wybrańca ) , co ten wątek w sobie ma że tak go nienawidzicie/uwielbiacie . Pisze akurat do Ciebie , bo przeszłaś oba stany :) ?

Pallando

Póki co wolałabym się jeszcze do tego nie odnosić, bo niby ciągle nie ma 9 części, a nie wiadomo o czym będzie... :P stąd ciągle opisuje sytuację po 7 i 8 części. W kontekście mocy rodzi się taki problem, że ta trylogia JUŻ ZEPSUŁA SENS EPIZODÓW 1-6. Innymi słowy... Koncepcja równowagi mocy już jest zepsuta. Dlaczego? Otóż Sequele skomplikowały całą sytuację, ale od początku... :D

Lucas mówił zawsze, że wybrańcem jest Anakin Skywalker, którzy ostatecznie przywrócił równowagę mocy wrzucając Palpatine'a do szybu, co go zabiło, a że przy okazji pozwolił też na swoją śmierć, czym unicestwił zakon Sithów. Niektórzy nad siłę interpretuja równowagę mocy jako zniszczenie zarówno Jedi jak i Sithów, co nie ma sensu. Są nawet tak bezsensowne interpretacje, że niby równowaga się dokonała w Zemscie Sithów, gdzie pozostało dwóch Jedi i dwóch Sithów, czyli wymordowanie Mocy ducha winnych mnichów włącznie z niewinnymi dziecmi niby miało być słusznym celem Mocy? Dobre sobie...

Odłóżmy te nadinterpretacje na bok i odnieśmy się do samych filmów i ich treści. Sam Obi-Wan mówi, że Anakin w części 3 pogrążył równowagę w ciemności, zniszczył ją... I dlaczego my mamy Obi-Wanowi nie wierzyć? Wszelkie interpretacje równowagi mocy jako koegzystencję dobrej i złej strony wobec siebie nie pasuje do SW. Dlaczego? Ponieważ SW jest baśnią z wyraźnym podziałem na dobrą i złą stronę... Więc słowom Obi-Wana jak najbardziej można wierzyć... Jeśli zatem mówimy o "równowadze" to mówimy o czymś dobrym, nienagannym, bez skazy, bez zepsucia. W takim wypadku... Ciemna strona Mocy jest nie tyle samą częścią mocy... Co jej zwichrowaniem, zepsuciem, pogrążeniem jej prawdziwego pozytywnego sensu - a ludzie posługujący się nią są złymi charakterami w tej baśni. Przepowiednia o Wybrańcu była przepowiednią zakonu Jedi, czyli tych dobrych... Oczywiście sam zakon nie był bez wad, miał odcienie szarości, które pośrednio doprowadziły potem do ich unicestwienia, co wyraźnie widać w Prequelach i do "kryształowych dobrych" im było daleko, ale jednak to nadal oni byli tymi służącymi sprawiedliwości mnichami, więc przepowiednia sama w sobie miała również im służyć na ich korzyść. Przepowiednia była ich, więc miała spełnić się wg ich koncepcji, choć zapewnie nie tak jak się tego na początku spodziewali.

Co więcej... Anakin jako Wybraniec Mocy dopełnił swojego przeznaczenia dopiero tylko i wyłącznie w części 6. Nigdy wcześniej i nigdy później. Zakon ciemnej strony - wrogowie zakonu strzegącego sprawiedliwości, pokoju i porzadku, który ukrywał się przez setki lat był tym wypaczeniem. To Sithowie byli źródłem wszelkiego braku równowagi, burzycielami porządku Mocy. Ciekawe jest również to, że epizod 6 nazywa się "Powrót Jedi" co pokresla trzy kwestie:
- obietnica przez Luke'a odbudowania nowego zakonu Jedi, jako tych trzymających do końca równowagę mocy w baśniowym znaczeniu dobrzy wygrywają, a sam zakon wyzbywa się ewentualnych korupcji jakich dopuszczał się w przeszłości, które mogły wpłynąć na ich zagładę... Luke jako pierwszy z nowych lepiej rozumie moc, jest jej świadomy, by sam wybrał sobie los rycerza Jedi, a nie został na niego zaprogramowany od niemowlęcych lat, lepiej też rozumie uczucia istot co sugeruje że może być lepszym mistrzem niż Obi-Wan czy Yoda, którzy nigdy Anakina w swoim zatrzrwieniu nie zrozumieli, a Luke jak najbardziej wierząc, że jeszcze ma w sobie dobro i nie jest tylko maszyną
- nawrócenie Dartha Vadera i włączenie Anakina Skywalkera w poczet Jedi, co widzimy po jego śmierci, gdy objawia się jako duch Mocy
- zniszczenie Sithów, co przywraca równowagę i umożliwia w końcu także sam powrót Jedi
Wszystkie te trzy wydarzenia się łączą ze sobą, i razem doprowadzają do baśniowej równowagi mocy, czyli kończy to odwieczny spór - dobrzy wygrywają, źli przegrywają.

Proste i logiczne. Czy w takim wypadku kontynuowanie konfliktu jasnej i ciemnej strony ma jeszcze w ogóle sens? Oczywiście, że nie... Czy zatem... Sens ma w ogóle jakakolwiek kontynuacja Star Wars po epizodzie szóstym? Też nie... I w sumie spojrzenie na to z tej perspektywy sprawiło całkowicie, że... Epizodem 7 a potem 8 zaczęłam wręcz gardzić. To co prawda tylko moje zdanie... I nie powinnam się przejmować byle filmami popkultury... Ale jednak część mojej duszy ubolewa nad tym... Że dla niektórych scenarzystów ta historia tak bardzo mało znaczy, że sobie myślą iż można ją olać zupełnie i zrobić coś co w ogóle nie będzie z nią zgodne, by przeorać ją na swój sposób - taaak, mówię o tobie Rian Johnson.

Samo istnienie jakiegoś Snoke'a wyciągniętego z kapelusza i Renowców jest już całkowitym zniszczeniem przepowiedni o wybrańcu... Bo są oni przedstawicielami ciemnej strony mocy... więc okazuje się, że zarówno on jak i jego przeznaczenie, oraz cała jego tragiczna historia jest nic nie warta... Bo Imperium przetrwało i to potężniejsze niż wcześniej... Bo ciemna strona istnieje pod postacią jakichś pseudosithów... Do tego jeszcze dołączyło zepsucie charakterów wielkiej trójki z oryginalnej trylogii. Sequele JUŻ zniszczyły koncepcję równowagi mocy... Na dodatek oliwy do ognia dolewa ósma część, w której Jedi są podkreślani jako ci niepotrzebni, stetryczali i gotowi jedynie na prześladowania i zniszczenie... Sam tytuł "Ostatni Jedi" jest wypaczeniem "Powrotu Jedi". Jeszcze do tego dochodzi zniekształcony do granic możliwości charakter Luke'a, który mówi o Jedi jako jakiejś pełnej gnuśności i hipokryzji organizacji... Sęk w tym... Że to był zakon z Prequeli! Luke, który miał powołać zakon Jedi od nowa miał z pomocą porad Yody i Obi-Wana ominąć błędy starego zakonu. Wyraźnie to pokazuje jego nastawienie do Vadera, w którym starzy mistrzowie każą go zabić... A on się z tego wyłamuje. Szkolenie ma świadome, nie zaprogramowane w rygorze od dzieciństwa, do tego jest rozsądny ale i pozbawiony tej hipokryzji... Zatem? Co strzeliło do głowy twórcom Sequeli, by całkowicie zepsuć to?

Baśń zaczyna się na pierwszej a kończy się na szóstej części, gdzie centralną postacią serii jest Anakin Skywalker/Darth Vader - wybraniec mocy, który po wielu zawirowaniach, zbrodniach i tragediach wreszcie dopełnia swojego przeznaczenia. Skoro ciemna strona miała być zniszczona, a wróciła jeszcze silniejsza, no to coś jest nie tak? Cnie? :P

Ale nie to w sumie jest największą bolączką Sequeli... Czy dałoby się je nakręcić w taki sposób, by nie zepsuć mimo wszystko przepowiedni o wybrańcu i jego poświęcenia? Owszem... Wystarczył prosty zabieg wprowadzenia nowego wroga dla Jedi, który ciemnej strony by nie używał... jacys pozbawieni mocy generałowie postimperialni, Łowcy Nagród, nawet już ci niewrażliwi Vongowie z EU byliby lepsi... Serio... Cokolwiek byleby nie ciemna strona, która się odrodziła. Odrodzenie zakonu Sithów psuje sens 1-6. Zresztą... 7-9 bliżej do reboota niż Sequeli, szczerze mówiąc.

Czy zatem Disney może bardziej wypaczyć równowagę mocy? Cóż... najgorsze już wyczynili, dlatego dla mnie ta trylogia jako headcanon nie istnieje. Nie potrafię jej już uznać jako prawowitej historii... Cokolwiek zepsują, już się tym nie przejmę... Zepsuli tak wiele... Że tylko czekam na więcej. :P

Nie zdziwiłabym się gdyby ostatecznie doszło do czegoś w stylu "prawdziwej i jedynej słusznej równowagi mocy", gdzie Rey to jeden i ten prawdziwy wybraniec mocy... Zakon Jedi i Ren/Sithowie idą sobie na śmietnik przeszłości... A powstaje sobie zakon pod nazwą Skywalker... Gdzie każdy może być tym właściwym, wrażliwym na moc osobnikiem. A po 8 części do tego to wszystko zmierza. Wypaczenie sensu baśniowosci 1-6... Czy mnie to zaboli jeśli się to stanie? Już nie, tym razem będę mieć z tego bekę. xD Nie przejmuje się tym, co Sequele już wykombinują... Najgorsze już za mną. :P

ocenił(a) film na 5
cloe4

No nie ze wszystkim sie zgodzę pod względem mocy i wybrańca ( ale to tylko w filmach , bo już wyszedł komiks obrazujący poczęcie Anakina ( przez Imperatora ) jeszcze w filmach nic nie zniszczono . Gdyż tak Anakin był wybrańcem , jednak przepowiednia mówiła o równowadze , nie o zniszczeniu ciemnej strony , Skywalker miał przywrócic równowagę zaburzoną przez shizme Sithów , a dlaczego doszło do tej schizmy , bo Ciemna strona owładnęła niektórych Jedi ze względu na potęgę . Czyli zrodziła sie tak jak zło biblijne , z pustki , pustki serca . Wybraniec miał zakłucenie to usunąć , jak poprzez pokonanie emanacji Ciemnej strony ( Sithów ) , powtarzam emanacji , bo ciemnej strony nie da sie usunąć , każdy ma ta ciemna stronę , ale ma z nia walczyć . Dlatego ta trylogia niczego póki co nie zepsuła , bo Wybraniec przywrócił równowagę , ale Ciemna strona znów dąży do chaosu , równowaga nie jest stanem stałym ale zmiennym .
"Odłóżmy te nadinterpretacje na bok i odnieśmy się do samych filmów i ich treści. Sam Obi-Wan mówi, że Anakin w części 3 pogrążył równowagę w ciemności, zniszczył ją... I dlaczego my mamy Obi-Wanowi nie wierzyć? Wszelkie interpretacje równowagi mocy jako koegzystencję dobrej i złej strony wobec siebie nie pasuje do SW. Dlaczego? Ponieważ SW jest baśnią z wyraźnym podziałem na dobrą i złą stronę... Więc słowom Obi-Wana jak najbardziej można wierzyć... Jeśli zatem mówimy o "równowadze" to mówimy o czymś dobrym, nienagannym, bez skazy, bez zepsucia. W takim wypadku... Ciemna strona Mocy jest nie tyle samą częścią mocy... Co jej zwichrowaniem, zepsuciem, pogrążeniem jej prawdziwego pozytywnego sensu - a ludzie posługujący się nią są złymi charakterami w tej baśni. Przepowiednia o Wybrańcu była przepowiednią zakonu Jedi, czyli tych dobrych... "
Nie chodzi tylko o baśń , ciemna strona jest wyraźnie ukazana jako słabsza , użytkownik ciemnej strony nie może zachować świadomości po śmierci , nie może zjednoczyć sie z mocą , dodatkowo Ciemna strona nie potrafi tworzyc naturalnie , jej twory są sztuczne ( rózne istoty ciemnej strony wykształcone poprzez alchemie sithów ) , Jana strona sama potrafi tworzyć , otacza istoty żyjące , ciemna gromadzi sie w miejscach jej użytkowania , sama nie potrafi sie generować , potrzebuje nośnika kogos kto będzie jej użytkownikiem ( jak pasożyt ) , wiec nie jest równa Jasnej . Tym czasem co jest w 3 sezonie CW , co jest w Rebelsach , balans , zło równe dobru , większej bzdury nigdy w życiu nie słyszałem , ale tak chciał Lucas ( i te jego Buddyjskie nauki ) . Na resztę odp jutro , bo dzis juz prawie druga .

ocenił(a) film na 5
cloe4

" - obietnica przez Luke'a odbudowania nowego zakonu Jedi, jako tych trzymających do końca równowagę mocy w baśniowym znaczeniu dobrzy wygrywają, a sam zakon wyzbywa się ewentualnych korupcji jakich dopuszczał się w przeszłości, które mogły wpłynąć na ich zagładę... Luke jako pierwszy z nowych lepiej rozumie moc, jest jej świadomy, by sam wybrał sobie los rycerza Jedi, a nie został na niego zaprogramowany od niemowlęcych lat, lepiej też rozumie uczucia istot co sugeruje że może być lepszym mistrzem niż Obi-Wan czy Yoda, którzy nigdy Anakina w swoim zatrzrwieniu nie zrozumieli, a Luke jak najbardziej wierząc, że jeszcze ma w sobie dobro i nie jest tylko maszyną "
Nie chodzi o to że Luke sam wybrał kim chce byc ,ale przestrzegał zasad Jedi , co zrobił Windu , chciał zabić Palpatinea , pomimo że nie wolno zabijać bezbronnych , co robili Jedi na wojnach , Klonów , byli generałami ( a maja byc strażnikami pokoju ) na wojnie , wszyscy straży Jedi złamali zasady ( nawet Yoda i Obi ) dzieki którym nie wpadli by w pułapkę Imperatora . A Luke odkąd stał sie jedi nie jest generałem ( oddaje sie do niewoli ) , odrzuca ciemna stronę , i nie chce zabic ojca . Przestrzega zasad Jedi , i tym ratuję Ojca ( tu trzeba też wspomnieć o poświeceniu padme , nie wiem czy czytałas moją rozmowę o Anakinie na tym forum ? ) . Snoke ani Kylo nie są Sithami a użytkownikami Ciemnej Strony , Sithów nie ma Dzieki Anakinowi . Ciemnej strony usunąć sie nie da jak napisałem ale Jedi odpowiadaja za równowagę i do tej równowagi mają dążyc , tak wiec opierajac sie na tym mamy kolejny atak Ciemnej strony która chce zdestabilizować równowage którą stworzył Anakin . Tylko nie wiadomo co w 9 , bo w komiksach jest to co jest w serialach animowanych też ( a to kanon przecież ) , i tego sie obawiam bo co jesli naglę Imperator pojawi sie jako duch mocy , co jeśli Sithowie dalej istnieją , co z Wybrańcem . Ten zakon Skywalkerów , i balans to będzie zaprzeczenie wcześniejszych 8 filmów i całej roli Skywalkerów ( no bo skoro zło jest potrzebne i równe , to na co z nim walczono w Prequelach i Starej Trylogii ) wszystko straci sens , a ta część a ta część zaprzeczy całej 8 , obym sie mylił . Bo inaczej ta rewolucja w Star wars wszystko rozwali :( .

Pallando

Niestety ja nie uznaję Nowego Kanonu i głupot z komiksów. Dla mnie Anakin został poczęty przez moc do zniszczenia źródła braku równowagi mocy i tyle, bo tak wynika z sześciu filmów samego Lucasa. Disneyowskie podróbki mam w gdzieś. Zrobienie z tego zwykłej machinacji Palpiego to było największe sku*wysyństwo Disneya wymierzone w Anakina. Tak rozumiem, że Disneyom ta postać jest ością w gardle, ale takie coś wyczynić z jego historią mi się zwyczajnie w głowie nie mieści. Ale jest większa beka - ponoć nawet jako Vader miał inną dziewczynę... to już w ogóle kuriozum, sprzeczny zupełnie z tą postacią... choć nie zgłębiłam sprawy dogłębnie... mniejsza o to, w tej baśni Anakin robi za herosa niczym z greckich mitów, a dla Jedi jest wręcz takim bardziej ludzkim/upadającym Jezusem. Już wolę wersję z książki EU "Darth Plagueis", gdzie Sithowie interpretują narodziny wybrańca jako karę od Mocy, za to, iż ci bawili się jej midichlorianami i ośmielili się na samej Mocy robić ciemne eksperymenty. Poza tym... Skoro Anakin został poczęty przez Sidiousa... To po kiego miałoby to trafić akurat na jakąś biedną niewolnice na Tatooine... Skoro tyle pobliskich kobiet miał na Coruscant, gdzie nie musiałby się bać ani o rozwój i życie swojego dziecka (wszak Anakin ciągle był narażony czy to na gniew swoich panów, czy Tuskenów czy czegokolwiek) ani o jakichś tam Jedi. Cała zabawa w urabianie i manipulowanie z trzeciej części Skywalkera byłaby niepotrzebna... Zawsze myślałam, że Palpi to robił dlatego, iż bał się że sam wybraniec go kiedyś zabije... A wprowadzenie go na swoją stronę, zmanipulowanie go do tego stopnia by nie był w stanie aż do tak długiego momentu podnieść na niego ręki mówi samo za siebie. Palpi chciał mieć Anakina przy sobie, a w pewnym momencie gdy się zestarzeje zniszczyć go - by wybraniec Mocy nigdy nie wyrządził mu spełnienia przepowiedni. Zresztą... Gdyby począł Anakina to sam tego dzieciaka miałby od początku, i mógłby go szkolić w ciemnej stronie jak Maula - wtedy Anakin nie byłby skłonny do zdrad.

Zresztą... Ja uznaję tylko filmy... O TCW to nawet nie wspomnę, bo narobiły takiego bałaganu, że... nawet nie skomentuję. Niektóre książki są nawet fajnym dodatkiem jeśli nie szarżują z pewnymi zmianami w kontekście charakterów postaci czy ich wydarzeń. Sam Lucas zawsze miał w gdzieś jakiekolwiek książki i komiksy. I bardzo dobrze! Za jego czasów kanon był podzielony na mnóstwo segmentów, z których podkreślano ważność kanoniczną - książki i komiksy zawsze były w tej hierarchi gorsze od seriali, a już zwłaszcza filmów. Niestety doszli Di$neye i wprowadzili równowartość kanoniczną - z tego wychodzi, że byle gówno komiks z dodatkiem do jakiejs zabawki ma wartość taką samą co duży film kinowy. Śmiech na sali.

Czy Lucas chciał wprowadzić buddyjską koegzystencję dobra i zła... Pewnie przychodziło mu takie coś do głowy tak samo jak przyszło mu do głowy zrobienie z Hana jaszczura (tak, miał taki plan), albo z Dooku zrobienie kobiety. Star Wars bardzo na buddyzmie się wzoruje... ALE nie tylko na nim. Mnóstwo tam motywów typowych romansów z lat 30. ("Przeminęło z wiatrem" a przypadku Hana i Lei, oraz "Doktora Żywago" w przypadku Padme i Anakina), mnóstwo tam motywów z mitologii greckiej (Ananke - grecka bogini nieuchronności i fatum - interesujące), oraz do religii chrześcijańskiej (motyw wybrańca, który został poczęty przez siłę wyższą a nie ojca, oraz symboliczny upadek w Piekle - tak same Mustafar Lucas określił "piekłem dla Anakina" przez wyrządzone krzywdy).

Sam Lucas jest i metodystą i buddystą i czuć to w samych SW. Miesza chrześcijańską koncepcję zła jako zepsutej wersji dobra, która kiedyś zostanie doszczętnie zniszczona i buddyzm, gdzie istnieje koncepcja koegzystencji dobra i zła jako czegoś co będzie zawsze istnieć... Jednak, należy zauważyć, że w samych sześciu filmach nigdy nie jest wspomniana JASNA strona mocy - zawsze jest mowa o MOCY i ciemnej stronie. Do tego wspomnijmy, że Yoda mówi, iż ciemna strona jest tą gorszą ale bardziej nęcącą siłą... Czyli równowartość już została skreślona.

Co do Luke'a się zgadzam. Choć dla mnie pomysły Disneya i cała Sequel Trilogy wprowadzają już i tak wiele zamętu w tej historii... Coś tak kluczowego jak ojciec Anakina powinno być wyjaśnione w filmach, a nie bieda komiksach, których nikt nie czyta. Zresztą w filmie Mroczne Widmo mamy spekulacje, że jest poczęty przez moc i takie wyjaśnienie wystarczy. A całą serię Disney przez swoją nieudolność robi bardziej skomplikowaną niż powinna być. Rodzi się coraz więcej odpowiedzi, pojawia się coraz więcej niescisłości... a odpowiedzi brak i wątpię, by epizod 9 to wszystko złatał. A SW przecież nigdy nie było jakieś szczególnie skomplikowane. To była historia o upadku i powstaniu. O porażce jednego pokolenia i zwycięstwie drugiego. O różnicy między egoizmem a altruizmem. Tyle. Moc w tym wszystkim była ważnym czynnikiem, ale nie najważniejszym.

ocenił(a) film na 5
cloe4

Wybacz że dopiero teraz , ale wakacje :) .
Zgodzę sie że to poroniony pomysł , nie tylko dlatego że przeczy wersji filmowej i jest neilogiczy z zachowaniem Palaptina , ale też dlatego to strasznie naciągane , no bo skąd Palpatine wiedział że Anakina znajdzie Jinn i akurat zabierze go i będzie chciał szkolić , a jakby nie to co ? To zbyt naciągane , a Palpatine Bogiem nie był i nie mógł kontrolować czynników niezależnych od siebie , mógł na nie wpływać ale nie kontrolować .
Ja uznaję , no bo jak inaczej , oficjalny kanon ustala właściciel , no takie jest jego prawo , co nie znaczy że mi sie ten nowy kanon podoba , ma swoje plusy , ale i duzo minusów .
No tak Lucas nigdy nie wprowadził koncepcji balansu do filmów , dzięki czemu ta historia ma sens , ale to jego pomysły wsunął do CW i Rebels Filonii i Lucas był zadowolony . Jak chociażby poroniony tryptyk Mortis .
Jeszcze nie ma zamętu według mnie , mamy dalszą część walki Jasnej Strony o równowagę i ciemnej o chaos . No powinno , no ale ... nie powinno to być częścia kanonu , to po prostu tak naciągane że no nierealne . Pytań jest dużo tak , a ta część ma byc najdłuższa , no zobaczymy czy będzie dobrze , mam nadzieje że tak , że nie zapamiętam tej trylogii jako tej która obaliła sens 40 letniej historii Star Wars . Była najważniejsza , tak samo jak u Tolkiena Eru był najważniejszy w Lotr , choć nawet nie został wspomniany , bo wszystko dzieje się z woli Mocy i to Moc działa przez siebie ale też przez istoty żywe , i działa aktywnie tak jak w Luku kiedy odrzucił miecz wobec " nadziei " Palpatinea że zabije ojca .

ocenił(a) film na 7
cloe4

A czytałaś moją analizę Reylo ? Bo tam masz wszystko o czym pisałaś ;)

ocenił(a) film na 7
Gladka

A czytałaś moją analizę Reylo ? Bo tam masz wszystko o czym pisałaś ;)

ocenił(a) film na 7
Rozgdz

A, sorry, zły adresat ^^

ocenił(a) film na 3
cloe4

No i nie zyskał :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones