niezbyt udana i niekoniecznie potrzebna kontynuacja remaku Roba Zombie. stara się on tu rozwinąć pewne wątki rozpoczęte przez samego siebie w pierwszej części, ale efekt jest wymęczony i mało satysfakcjonujący. na pierwszy rzut oka wszystko w porządku, mógłby być z tego nawet przyjemny slasher. ale Zombie niepotrzebnie wprowadza cały szereg niepotrzebnych, osłabiających napięcie i nudnych scen. patrzenie na wiecznie miotającą się po ekranie i wrzeszczącą Laurie jest naprawdę mało ciekawym zajęciem. aż chce się aby jej braciszek w końcu ją zaszlachtował i przyniósł wszystkim święty spokój. sceny zabójstw są całkiem krwawe, ale i mało pomysłowe, przez co nie wnoszą zbyt wiele "motoryki" do całości. miejscami odniosłem wrażenie, że Robowi kompletnie nie chciało się kręcic tego filmu, dlatego zrobił go "na odwal się". no i jeszcze te wymęczone kwestie związane z białymi końmi i zjednoczeniem rodziny - naprawdę można było sobie odpuscić tego typu pseudo metafizyczne bełty. na plus: role McDowella (tu akurat stwierdzę że sposób zaprezentowania dr. Loomisa mi się jak najbardziej podobał, to jedna z najciekawszych postaci filmu) i Dourifa (w porównaniu choćby do swych dwóch filmowych pociech pokazuje że warsztat aktorski to on ma i można go użyć nawet w horrorze), a także strona wizualna: sekwencje wizji Michaela może są durne, ale kilka z nich zostało naprawdę świetnie pokazanych. na koniec zaznaczam, że widziałem jedynie tzw. "unrated director's cut" i to wobec tej wersji odnosi się ma ocena.