PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=6031}

Hannah i jej siostry

Hannah and Her Sisters
7,5 16 649
ocen
7,5 10 1 16649
7,4 24
oceny krytyków
Hannah i jej siostry
powrót do forum filmu Hannah i jej siostry

Być może nie zdziwiłoby mnie to, gdyby Woody był zasypywany nagrodami Akademii przy każdym swoim filmie, ale jest to zaledwie jeden z dwóch filmów Allena uhonorowany Oscarem - moje wielkie zdziwienie, gdyż Allen zrobił wiele dużo, dużo lepszych filmów. Miałka rola Caine'a, ku mojemu kolejnemu zdziwieniu uhonorowanego indywidualnym Oscarem. To już prędzej von Sydow. Rozczarowujące, bezzębne, nie-Allenowskie zakończenie. Po raz kolejny ubodło mnie to, że Woody puszcza zupełnym płazem zdradę - ale jego życie prywatne pokazuje, że ma bardzo sfiksowane poglądy na temat związków. Oczywiście to tylko dygresja, niewpływająca na moją ocenę. Mógłbym podpisać się pod opinią poniżej - najprzyjemniejsze były sceny z samym Woody'm. Zapewne jestem zbyt mocno zapatrzony w intelektualnie rozkoszne klasyki z Allenem i Diane Keaton, które nie były w żadnym calu gorsze, droga Akademio, tylko dlatego, że były filmami komediowymi. Allen majstersztykami pokroju "Annie Hall" spowodował u mnie zbyt wielkie wymagania, by jego każdy inny film był równie autorski i unikalny. "Hannah..." zdecydowanie brakuje tego klimatu. Jak dla mnie - 7/10.

ocenił(a) film na 9
zolof

Bezzębne? Bo ciąża i optymizm? Jeśli byłoby poronienie i rozpacz, zęby wróciłyby na swoje miejsce?

ocenił(a) film na 7
hauser

Nie chodzi przecież o jakieś tragicznie zakończenie, tylko o niezwykle urokliwą, typową dla Allena "ostatnią scenę", w której pada jakaś błyskotliwa uwaga, cięty dowcip, w której bohater grany przez Allena kwituje wszystko w jakiś abstrakcyjny sposób. Możesz powiedzieć "ileż jego filmów może kończyć się w ten sposób?", ale na pewno dało się zrobić coś lepszego, niż zwykłą scenę bez "ikry", wyrwaną raczej z Harlequina czy wtorkowej serii na TVP "Prawdziwe historie", czy coś w ten deseń. Jest może element zaskoczenia z nagle płodnym Allenem, ale jest to raczej małe niedopracowanie w scenariuszu, niż celowe wprawianie widza w zakłopotanie, gdyż Mickey nie wykonuje żadnego dziwnego gestu, kiedy dociera do niego wiadomość o przyszłym ojcostwie.

ocenił(a) film na 9
zolof

", tylko o niezwykle urokliwą, typową dla Allena "ostatnią scenę", w której pada jakaś błyskotliwa uwaga, cięty dowcip, w której bohater grany przez Allena kwituje wszystko w jakiś abstrakcyjny sposób"

Masz we "Wrześniu" podobne zakończenie? A może w "Match Point"? Bo jeśli nie, to może Twoja teza ma jednak luki?
Cóż... Mickey "nie wykonuje żadnego dziwnego gestu, kiedy dociera do niego wiadomość o przyszłym ojcostwie". ;) Fakt. Ale moim zdaniem to dobrze. Bo ta scena nie wymaga żadnego dodatku tego typu. Ma w sobie powagę i Allen pozwala jej po prostu wybrzmieć bez podrygów i śmiechów.

ocenił(a) film na 7
hauser

Teza dotyczy filmów, w których gra Allen, a więc nie możesz jej rozbijać argumentami, że nie ma takiego zakończenia w produkcjach, w których Woody'ego w obsadzie aktorskiej nie ma. Niemniej na pewno ma luki; kojarzę po prostu ulubione filmy Allena (często zwane jego najlepszymi) z takim właśnie pomysłem na ostatnią scenę, a widząc, jak wysoko notowana jest "Hannah...", spodziewałem się czegoś podobnego...

Samej sceny, masz rację, nie powinno zestawiać się z elementami komicznymi. Ale jako zakończenie filmu Allena, o wielu rewelacyjnych pobocznych wątkach jak choćby pierwsza randka Holly i Mickey'a, ale także w obliczu burzliwego romansu Elliotta i Lee, który znika jak kamfora, jest ona rozczarowująca. Zbyt słodka, zbyt prosta. Być może, wybierając przystępność zamiast autorskości, Allen chciał trafić do jak najszerszego grona odbiorców, ale to nie byłoby dobre wytłumaczenie (nieprawdaż?). Takiego naprawdę nie znajduję.

ocenił(a) film na 9
zolof

Moim zdanie "słodka" jednak nie jest. W kontekście tych skomplikowanych perypetii o których piszesz, zawirowań i załamań, informacja o ciąży i dziecku jest niczym zamknięcie, ostateczne rozpogodzenia po burzach i sztormach życia. Poobijani ale końcem końców dotarli do przystani, znaleźli spokój, miłość, pełnię.
To proste (tak) i mocne zakończenie. Niczym z bajki: "i żyli długo i szczęśliwie".

ocenił(a) film na 7
hauser

Zapewne Allen rzeczywiście chciał zatoczyć takie pełne koło, pokazać całą gamę problemów trapiących rodzinę i ostatecznie powrócić do dobrych nastrojów, jakie były na początku. Innego zakończenia niż dobre generalnie bym się nie spodziewał, takie zresztą lubię. Mam jednak nieodparte wrażenie, że zabrakło tu pomysłu. Wszystko jest trochę wymuszone, skonstruowane błyskawicznie, nie na zasadzie jakiegoś naturalnego rozwoju sytuacji. Mickey znajdował się na peryferiach przez cały film, jest dość marginalną postacią, a ostatnia scena należy do niego (Woody to jednak zawsze jakoś sprytnie siebie wciśnie). Wiąże się z Holly także dosłownie chwilę wcześniej i nagle, wobec tylu różnych i ciekawszych wątków, wobec filmu kipiącego bogactwem obsady, to właśnie oni "kradną" show. Myślę, że powinno być ono skupione na innych osobach. Poza tym, nie siląc się na wytłumaczenie, którego i tak nie znajdę - Allen, ten zawadiacki Allen, w rozczulającej scenie, tulący kobietę męskim uściskiem... coś tu mi po prostu nie gra. Być może to czas na inne, ciut poważniejsze filmy Woody'ego. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9
zolof

Pozwolę sobie wtrącić się...;)
Krytykujesz Allena za zakończenie, piszesz, że odstaje od reszty. Rozumiem to tak, jakbyś uważał, że facet nie miał zwyczajnie pomysłu albo jak napisałeś chciał 'ukraść' show dla siebie. Mam wrażenie, że ktoś kogo kręcenie bawi i cieszy tak, jak tego pana, z pewnością nie pozwoliłby sobie na takie niedociągnięcie albo też zarozumialstwo, jeśli rzeczywiście chciałby zagarnąć ostatnią scenę dla siebie. Może jej sens miał być prostym i zwyczajnym przesłaniem, oprócz tego, że wszystko kończy się szczęśliwie i zamyka klamrą, Allen pokazuje, że nawet ci z początku najbardziej przegrani, stają się największymi wygranymi. Holly która, nawet w oczach własnej matki, zdaje się być czarną owcą wśród sióstr, nie tak piękną jak Lee i bez talentu Hannah, odnosi sukces, znajduje miłość. Choć na początku jej postać działała mi na nerwy, w końcu stwierdziłam, że jest moją ulubioną w całym filmie. Strasznie mi imponuje tym swoim ciągłym działaniem i poszukiwaniem szczęścia i celu, które wybiera zamiast ciągłego mędrkowania Woody'ego, które w pewnym momencie zaczyna być męczące, może przez to że tak absorbuje, a może dlatego, że wolę, kiedy te jego hipohondryczne napady i niekończące pytanie egzystencjalne, eh, odbija w przeuroczy sposób, przeurocza osóbka, jaką jest Diane Keaton. W tym wypadku zdecydowanie wolę go w duecie. A wracają jeszcze do tej ostatniej sceny, rzeczywiście ciepły, opiekuńczy przyszły ojciec Allen, to do mnie nie trafia, ale widać o taką ironię chodziło, szczególnie biorąc pod uwagę jego okropne zdanie o związkach i miłości, jakie po raz kolejny wyziera z tego filmu...

ocenił(a) film na 7
changes

Dziękuję za ciekawą opinię, jednocześnie przepraszając za dłuższą filmwebową nieobecność. Być może Mickey i Holly faktycznie są największymi "wygranymi" w tym flimie, jednak osobiście nie doszukiwałbym się u Allena próby dokonania jakiejś hierarchizacji. Siostry Holly mają również sporo własnych problemów i ciężko jednoznacznie uznać je za te "lepsze". Także w scenie końcowej Allen przedstawia wszystkich raczej jako "po równo" szczęśliwych. Moim zdaniem to po prostu - nawiązując nieco jeszcze raz do zdań z dyskusji powyżej - allenowska próba ukazania losów licznej rodziny, pewnej zbiorowości, pokazanie wszystkich radości oraz zmartwień i nadanie całości happy endu. Nie o końcowy morał mi generalnie zresztą chodzi, intelekt Woody'ego jest niezbadany i mamy święte prawo intepretować jego twórczość w różny sposób. Film kuleje dla mnie bardziej od strony "technicznej", jeśli mogę to tak nazwać - zawiodłem się po prostu na całkowitym porzuceniu pewnych interesujących wątków i skoncentrowaniu ostatniej sceny na czymś, co pojawiło się w ostatnich minutach filmu. Zaskakujące - tak, jednak dla mnie było to zaskoczenie negatywne. Woody nie zwykł chodzić na taką łatwiznę. O ile mnie pamięć nie myli, sam Allen zresztą napomknął gdzieś, że zakończenie "Hannah..." chyba nieco sobie odpuścił. Nie, żebym narzucał jakiś tok myślenia dlatego, bo w ten sposób wypowiada się reżyser, ale w mojej opinii słaba końcówka tego filmu aż razi w oczy.

Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 8
zolof

Końcowa scena zyskuje zupełnie inny wymiar, gdy założymy, że Allen nie przestał być nagle bezpłodny. W moim mniemaniu interpretacja zakończenia jest dosyć otwarta.

ocenił(a) film na 10
Pijany_Aniol

ciekawe jest to, co piszesz. nie pomyślałabym o tym zakończeniu w ten sposób:)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones