PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1502}
7,6 353 918
ocen
7,6 10 1 353918
6,0 30
ocen krytyków
Hannibal
powrót do forum filmu Hannibal

Intryguje mnie postać Hannibala Lectera. Mimo że jest kanibalem, jest też bardzo inteligentny i szarmancki. Może przyczyną jego "zboczenia" było to że dogłębnie pozanał ludzki umysł, zachowania, bo wkońcu był wybitnym psychiatrą. Można by powiedzieć, że nie miał sumienia, ale to nie prawda, umiał kochać. Co pokazał obcinając sobie dłoń, co miało też głębszy sens.

ocenił(a) film na 1

Przeczytaj książkę, a najlepiej wszystkie trzy części. Tam to jest dopiero pasjonujący obraz mordercy :), a ten film 'Hannibal' to kompletna wpadka. I obejrzyj 'Manhuntera', z tymże tam jest obraz innego rodzaju psychopaty, ale także bardzo ciekawy i klimatycznie bardzo wierny książce.

ocenił(a) film na 1
Eleonora

Zgadzam sie. manhunter, choc niedoskonały, zjada Hannibala na sniadanie (ewentualnie na obiad) ;)

ocenił(a) film na 2

postać Hannibala jest naprawdę intrygująca. ale ten film - a fuj!

ocenił(a) film na 1
violet_pill

Tak, no film jest fatalny i niesmaczny, ale książka jest świetna.

Eleonora

dlaczego niesmaczny? Hannibalowi smakował :P

ocenił(a) film na 1
King_SX

hehe :P

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 10
nija_3

"kurwa, ludzie, toż to gniot nad gniotami! Amerykanska scena filmowa upada coraz nizej! A ten film jest tego najlepszym przykładem. Postać owszem, interesujacą ma historie, ale tutaj kicz przesłania wszystko, co fajnie przedstawione byc mogło,ale,niestety,nie zostało."

Chyba sobie żarty robisz, jak to jest według ciebie gniot, to ja sam już nie wiem.
Ten film ma w sobie wiele ?elegancji? chociażby przez zdjęcia, lokację i muzykę, no i postać samego Hannibala. Dla mnie 10/10.

ocenił(a) film na 1
nija_3

Ja jednak zgadzam się z Nija. Nawet bez czytania książki (która jest znakomita) ten film jest ciężki do oglądnięcia. Podstawowa sprawa, że niezbyt pasuje obsada. Clarise nienajlepsza, jednak Foster była tu lepsza. Niby Moore nie jest zła, ale jakaś taka jakby za wysoka, za silna. Ta postać ma być silna, ale musi też mieć pozór pewnej możliwej uległości, co w przypadku drobniutkiej, ale nazwijmy to 'zajadłej' ;) Foster sprawnie występowało. No i niestety Hopkins zupełnie tu nie pasuje. W 'Milczeniu owiec' był ok ponieważ tam postać Hannibala miała nieco inny charakter (w tym sensie, że inne cechy jego charakteru były widoczne w tamtej historii). Poza tym tam nie widać było, że aktor jest taki niski. W zasadzie on nie powinien być aż tak niski i nie powinien też być aż tak stary. W 'Hannibalu' powinno być możliwe stworzenie eleganckiej pary z Hannibala i Clarise. Natomiast Moore w parze z Hopkinsem wygląda jak dorodna córka ze skarlałym dziadkiem. No nie jest to zbyt estetyczne. Jestem bardzo tolerancyjna i nie chodzi o to, że taka para nie może zaistnieć. W 'Magnolii' akceptuję Moore z jeszcze większym starcem. Chodzi tylko o to, że to wszystko kłóci się z historią i postaciami. W starym Hopkinsie nie ma tej elegancji, dystyngowania i potencjalnych nieograniczonych możliwości, jakie są atutami tej postaci w książce. Do tego jeszcze zwalony scenariusz i nienajlepsze prowadzenie aktorów więc o ile to nie kwestia scenariusza to powiedzmy zwalona także reżyseria (choć szanuję Scotta). Jak oglądałam to w kinie to cały czas miałam wrażenie, że oni się wygłupiają. Trudno wczuć się w film kiedy jest taki pompatyczny i sztuczny. Scena z częstowaniem dziecka móżdżkiem też jest bez sensu (w książce oczywiście jej nie ma, nie mam nic przeciwko zmienianiu treści, co zwykle jest nieuniknione i często bardzo na plus, ale ta scena jest po prostu na tym samym poziomie co ten film więc nic dziwnego, że nie ma jej w książce). Generalnie w tym filmie zarżnięto całą tą wspaniałą historię z książki, łącznie nawet z wątkiem o świaniach. Po prostu zgroza.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Veto! zaprawdę powiadam: veto! Jaka, na wszystkich Bogów "elegancka para"? Może i Harrisowi o to w powieści chodziło (chociaż mnie sie raczej wydaje że chodziło mu głównie o kasę), ale Scottowi już nie. Hannibal jest tu złem wcielonym, owszem, wyrafinowanym, o wspaniałym guście, ale jednak złem. I reżyser nie daje widzom o tym zapomnieć ani na chwilę. Starling zaś jest jego przeciwieństwem. Ta dwójka jest jak światło i mrok. Jednak żadne z nich nie jest idealne w tym co reprezentuje, czego ich wzajemna słabośc do siebie najlepszym przykładem.

Bo w gruncie rzeczy "Hannibal" to film o miłości, podany w wielce przewrotnej barokowej formie, z dużym dodatkiem gore. Spójrzcie na tę scenę, kiedy Hannibal, w masce hokejowej na twarzy niesie w ramionach omdlałą Starling. Wytrawnym kinomanom powinien w tym momencie przegalopować ciąg skojarzeń. Piękna i bestia, Dracula Browninga z dziewicą w ramionach...

A że Hopkins jest kurduplem, a w dodatku się postarzał... No jest, ale powieściowy Hannibal też nie był wysoki i też się starzał. Nawet doktor Lecter musi się poddać działaniu czasu. Pomijam ten szczegół że między Foster a Moore są ledwie dwa centymetry różnicy we wzroście. Ale, po raz kolejny, tu nie chodzi o lstowrzenie eleganckiej pary. Kto lubi sobie oglądać eleganckie pary niech ogląda galę Oscarów, nie "Hannibala".

ocenił(a) film na 1
EineHexe

hmmm, ale dlaczego o kasę? w jakim sensie? że Clarise o kasę chodziło? no nie wiem - mi się nie podoba taka interpretacja - sprowadza Clarise do jakiegoś dziewczątka niby z ideałami, a w rzeczywistości lecącego jedynie na kasę. no nie pasuje mi to. W książce ich związek jest bardzo złożony i nieco perwersyjny zważywszy np. na to, że Hannibal częściowo wykorzystuje u Clarise jej stosunek do zmarłego ojca (w zasadzie obsesje na jego punkcie).

To porównanie z piękną i bestią jest jak najbardziej na miejscu i nie sądzę by trzeba było byc wytrawnym kinomanem żeby przychodziło do głowy. Tylko nadal nie pasuje mi ta para aktorów. Też druga sprawa, że wiesz nie oglądam filmów gore. Szanuję jak ktoś się nimi interesuje, bo to zawsze jakiś jeszcze rodzaj kina, jakieś jeszcze inne spojrzenie, odczuwanie. Tylko, że widzę, że częśc osób oglądających filmy gore ma trochę inne podejście do filmów niż osoby nie oglądające takiego gatunku. Raz, że przesuwa się u nich próg hmm nie wiem jak to określic, chodzi mi o tolerancję scen drastycznych - czy inaczej - zmienia się poczucie estetyki, a dwa, że takie osoby (choc oczywiście nie nie mówię, że wszystkie) często zwracają uwage na inne rzeczy niż przeciętny widz. Chodzi o to, że są 'łase' na sceny brutalne w stylu gore i dodatkowo nie mają po nich niesmaku jak przeciętny widz. Generalnie różne dośc brutalne rzeczy można przedstawic (w filmie, czy w książce) tak, że albo budzą niesmak, albo go nie budzą. Jednak gore idzie w stronę niesmaku. Wypowiadam się w tym momencie z punktu widzenia osoby nie przyzwyczajonej do gore, ale jednocześnie lubiącej oglądac czy czytac o śmierci, czy zabójstwach (wiec nie jakiejś szczególnie nie dającej rady znieśc przemocy, czy mordu). Jeśli chodzi o film 'Hannibal' to miałam po nim niesmak, ale nie wynikający z tego, że to było zbyt drastyczne dla mnie, tylko z powodu przedstawienia tych różnych rzeczy. Natomiast jeśli chodzi o książkę absolutnie tego niesmaku nie miałam.
To jest w ogóle ciekawe zagadnienie z tym jak częste oglądanie filmów gore u niektórych osób zmienia spojrzenie na filmy. I zaznaczam, że ja tego nie krytykuję, tylko trzeba pamiętac o tej różnicy, bo to może sprawiac i sprawia, że jednym dany film się podoba, a innym nie.

Wiedźma, szanuję Twoje spojrzenie, ale zauważ, że jest to Twoje konkretnie spojrzenie. Moje jest takie - mój odbiór książki - zwłaszcza końcówki (kiedy było opisane jak Clarise wyglądała razem Hannibalem) - że jednak powinni tworzyc elegancką parę. I nie ma w tym nic głupiego, czy pretensjonalnego. Właśnie jest większa głębia i wyrafinowanie niż postrzeganie Hannibala jedynie jako zło wcielone. W gruncie rzeczy takie postrzeganie to bardzo duże uproszczenie tej postaci i wcale mi się nie podoba, ponieważ ta postac jest niezwykle bogata i dużo bardziej zróżnicowana niż tak po prostu na czysto 'skajnie zła'. W kwestii charakteriologicznie czarno-białych postaci można polecic 'Draculę' Stokera jak obie wiemy, tylko, że ja osobiście tysiąc kroc bardziej wolę czytac książki Harrisa.
A gali Oscarów nie oglądam, bo wcale nie uważam by te nagrody dobrze odzwierciedlały wartośc filmów, a i na pewno nie podniecają mnie takie spędy ludzi ubranych na 'galowo' (pomijając to, że różnie to bywa z tym ich 'eleganckim' wyglądem).

Co do wzrostu obydwu aktorek to nie ma dla mnie znaczenia ich wzrost faktyczny. Interesuje mnie jak to wypada na filmie. Jeśli realizatorzy filmu się starają to mogą na filmie z bardzo niskiej osoby zrobic wysoką i na odwrót. Np. Tom Cruise w 'Vannila Sky' stał na stopniu (czy jak to nazwac, taki klocek jakby) w scenach kiedy występował w okolicy wyższego faceta (głównie chodziło o tego jego przyjaciela granego przez wysokiego aktora) i dzięki temu wyglądał na wysokiego lub równego wzrostem, co było istotne dla odbioru jego postaci. Cenię takie zabiegi, bo to świadczy o dopracowaniu filmu. Także wiesz, nadal ważne jest dla mnie to jak to wypadło w filmie, a w filmie Moore fizycznie przytłacza Hopkinsa i to mi nie pasuje.

Co do wieku no to oczywiście wiadomo, że ma byc duza roznica wieku między Hannibalem i Clarise, ale duża różnica wieku nie wyklucza wizualnego pasowania do siebie dwóch osób (i to takiego idącego w stronę odczucia, że mężczyzna w tej parze jest jednak silny i dominujący, jak ta wspomniana bestia, a nie stetryczały). Bardziej pasowałby mi aktor z 'Manhuntera' (z tymże w wieku/wyglądzie/ takim jaki miał podczas kręcenia 'Manhuntera', czyli już dosyc dawno).

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Nie. Thomasowi Harrisowi chodziło o to zeby jak najwięcej ludzi popędziło do księgarń nabyć "Hannibala" i pomnożyć tym samym majątek autora. I tak sensacyjny wątek jak doktor i Clarice living long and happily ever after miał, moim zdaniem, właśnie temu służyć. I to mnie właśnie zniesmaczyło, to ze Harris zniszczył zupełnie te dwie postaci, każąc im zrobić coś takiego. Ludzki móżdżek na przystawkę i wypływające wątpia jeszcze mnie nie odrzucą, ale zbezczeszczenia moich dwóch ulubionych postaci literackich nie zniosę. Dlatego "Hannibal"-powieść dla mnie nie istnieje.

"Wiedźma, szanuję Twoje spojrzenie, ale zauważ, że jest to Twoje konkretnie spojrzenie. Moje jest takie - mój odbiór książki - zwłaszcza końcówki (kiedy było opisane jak Clarise wyglądała razem Hannibalem) - że jednak powinni tworzyc elegancką parę. I nie ma w tym nic głupiego, czy pretensjonalnego. Właśnie jest większa głębia i wyrafinowanie niż postrzeganie Hannibala jedynie jako zło wcielone."

Jasne, za to postrzeganie Clarice i Lectera jako eleganckiej pary jest głębokie niczym studnia artezyjska. Ręce mi opadły.

"W gruncie rzeczy takie postrzeganie to bardzo duże uproszczenie tej postaci i wcale mi się nie podoba, ponieważ ta postac jest niezwykle bogata i dużo bardziej zróżnicowana niż tak po prostu na czysto 'skajnie zła'."

Ale zlo ma wiele twarzy, niektóre z nich są kuszące, pociagajace czy wręcz imponujące. Hannibal Scotta to nie jest po prostu "bardzo zly facet" to reprezentacja zła w jego wszystkich aspektach, takze tych barwnych i interesujących. Tu wkraczamy bardziej w symbolikę, odchodząc od dosłownego portretowania postaci. Hannibal pokazuje że zło nie jest li i jedynie odpychające, tak samo jak Starling prezentuje sobą że dobro nie jest wyłącznie czystością, swiatłością i przyjemnością.

I nie przeszkadzają mi zmarszczki na twarzy Hopkinsa, siwe włosy i łysinka, bo jego Lecter ma przede wszystkim moc wewnętrzną. Siłą Hannibala nigdy nie były bicepsy, nie była nią jego fizyczność, lecz jego potężny umysł i osobowość. To ona czyniła zeń bestię, niebezpieczną nawet za kratami. I nie inaczej jest w filmie Scotta. Nieistotne dla mnie jest od kogo jest Lecter wyższy, a od kogo nie, bo czuję jego siłę. Tak samo jak w kruchym ciele Starling, czy to granej przez Foster, czy przez Moore, czułam siłę, mimo że to delikatne, kruche kobietki.





ocenił(a) film na 1
EineHexe

aha. No to dziwne bardzo podejście, że uważasz, że Harris zrobił to dla pieniędzy i że Ci to nie pasuje (to zakończenie) bo dla mnie całość książki jest idealnie spójna i konsekwentnie, rozumnie do końca poprowadzona. Przy czym jeśli widzieć w Lecterze i Clarise chociaż trochę z pięknej i bestii no to koniec taki tym bardziej wydaje się sensowny. Zresztą Lectera od samego początku fascynował umysł Clarise. Inni mężczyźni zazwyczaj widzieli w niej jedynie ładną dziewczynę (czyli ciało) lub ewentualnie zdolną pracownicę. Nikt jednak tak dobrze jak Lecter nie zauważał wielkości jej umysłu. Kiedy rozpoczyna się akcja książki (tomu 'Hannibal') Clarice jest już zmęczoną i wiecznie nie do cenianą pracowniczką FBI. Nadal pracuje z zaangażowaniem jednak nie osiągnęła i już raczej nie osiągnie wspaniałej kariery, która była wręcz pewnikiem w "Milczeniu owiec" (czyli wtedy kiedy Clarice była początkującą). Lecter wybawia ją od tego wszystkiego. Jako jedyny dostrzega jej wyjątkowość i zagarnia ją do życia, na które ona faktycznie zasługuje. Życia, w którym jej umysł jest wykorzystywany i bardzo mocno dostrzegany. Jest też bardzo ciekawe, że oni oboje odstają od społeczeństwa, przy czym ich oddzielenie w obydwu przypadkach wynika z wyjątkowości ich umysłu. Lecter nauczył się wykorzystywać swój umysł. Doszedł do pewnego wyrachowania, ale też widać, że traktuje ludzi w taki sposób na jaki oni faktycznie zasługują. Jeśli ktoś jest równie inteligentny i wartościowy może być przy nim bezpieczny - warto to zauważyć. Dla Lectera wartością najwyższą jest inteligencja (czy rozumność). Lecter nie jest więc 'złem wcielonym'. Nie jest nawet do końca zły. Właściwie prawie zawsze morduje ludzi w jakiś sposób zasługujących na śmierć. Wyjątkiem są rzecz jasna sytuacje kiedy zabija strażników, aby uciec, jednak w tych chwilach także przewyższa ofiary inteligencją i z tego punktu widzenia jest istotą wyższą, czy bardziej wartościową niż te ofiary. Jest więc cały czas rozumna konsekwencja w jego postępowaniu. Nie jest to sadyzm dla samego sadyzmu. Mniej inteligentnych ludzi ignoruje i uważa za tak nieważnych, że nie wartych przejmowania się ich śmiercią. Myślę, że ważne jest, aby to zauważać. Filmowy Hannibal jest inny. Wykorzystuje swój rozum, ale jego postępowanie zdaje się być kierowane głównie, a często wyłacznie sadyzmem. Reprezentuje w tej sytuacji zupełnie inny typ mordercy. Mordercy, któremu w zasadzie wszystkojedno kogo zabije, byle napawać się aktem zabijania czy maltretowania. Oczywiście można spojrzeć na ten film jako na wariację na temat tej całej historii, czy samego mordercy. Czyli co by było, gdyby było - czyli gdyby np. Lecter był właśnie takim typem człowieka (a nie takim jak w książkach). Ze względu na to, że widzę, że jednak istnieje trochę osób, którym ten film się podobał to prawdopodobnie spróbuję go obejrzeć jeszcze raz, starając się właśnie patrzeć w ten sposób. Bo ciekawie by było móc zobaczyć takie inne spojrzenie (nie moje). Z tymże zaznaczę w tym miejscu, żeby nie było niejasności, że oglądałam ten film przed przeczytaniem książki (przed przeczytaniem wszystkich trzech tomów), tak więc moje negatywne podejście do niego nie wynika z porównywania i odnajdywania niezgodności z książką. W gruncie rzeczy lubię nawet kiedy ekranizacja daleko odbiega od książki i sama tworzy praktycznie zupełnie inną niezależną opowieść. No i problem też w tym, że mnie ten film rozśmieszał. I zresztą wiele osób na tym seansie (bo byłam na nim w kinie) śmiało się, więc chyba trochę trudno zaakceptować ten film i patrzeć na niego poważnie. Ciężko zaakceptować tą jego sztuczność, pomijając już pewną głupotę, ale jak mówię dość nęcące jest spróbować spojrzeć na niego zupełnie inaczej i chyba popróbuję.

Jeszcze wracając do kwestii zła wcielonego to w tej historii jest już taka postać i jest nią Mason Verger. Jest to postać całkowicie zła. Właśnie taka idealnie 'czarna' jak wspomniany Stokerowski Dracula. W filmie tego za bardzo nie widać, ale w książce jest to znakomicie widoczne. I ma on także swój sztab ludzi wśród, których również są podobne mu całkowicie zepsute postacie jak np. ten facet zajmujący się świniami (który ciągle ssie świńskiego kła;P ). I jest znowuż zderzenie zła, zepsucia i obrzydliwstwa (braku smaku) Vergera z wielkim smakiem i stylem Lectera. Sama kwestia pomysłu z tymi świniami i tymi ludzi od świń - brudnych, śmierdzących - to wszystko tworzy świat brudnych i odrażających metod Vergera, stojących w opozycji do estetycznych i eleganckich metod Lectera. No i sam wygląd Vergera - także obrzydliwy. W gruncie rzeczy nawet trudno stworzyć taką postać w taki sposób by była realistyczna i mimo tak skrajnego umalowania 'czernią' (bo i wygląd ma zły, zepsuty i wnętrze od początku do końca zepsute) dawała się odbierać naturalnie i dawała się sprawnie wkomponowywać w powieść. W końcu Hannibal zabija Masona i wszystkich innych 'złych'. Ocalona zostaje Clarice i wszyscy 'dobrzy'. (Wprawdzie ci dobrzy też nie są dobrzy tak całkowicie, ale są dobrzy w normalny ludzki sposób, w tym sensie, że normalny człowiek normalnie, zyjąc w posłeczeństwie, czyli stykając się ze złem, nie może być nieskazitelny) Mimo morderstw Lecter zostaje w gruncie rzeczy we wszystkich książkach Harrisa pokazany jako osoba stojąca po stronie dobra. No może najmniej jest tak w "Czerwonym smoku" (ale i ten tom nie odbiega od tego stylu). Natomiast w "Milczeniu owiec" Lecter bardzo wyraźnie stoi po stronie dobra i pomagając jedynie Clarice przyczynia się do uratowania porwanej dziewczyny.

Wracając do porównania do pięknej i bestii to według baśni piękna jest i piękna i dobra. Bestia jest odpychająca fizycznie, zachowująca się brutalnie, ale nie sadystycznie, przy czym jej brutalne zachowanie w dużej mierze wywołane jest przez otoczenie - przez reakcja otoczenia na jej wygląd i przez oczekiwania otoczenia. Wewnątrz bestii jest dobro, które dostrzega i wydobywa piękna. I Lecter też jest taką bestią w której wnętrzu można się dokopać dobra i w gruncie rzeczy on cały czas zabija zło, czyli staje po stronie dobra. (To jest uwaga odnośnie postrzegania go jako 'zło wcielone'.)

"Jasne, za to postrzeganie Clarice i Lectera jako eleganckiej pary jest głębokie niczym studnia artezyjska. Ręce mi opadły."

Cóż mogę powiedzieć? Jeśli Ty nie dostrzegasz zderzenia metod Masona - odpychających, brudnych, nieeleganckich - z wirtuozją metod Lectera - specjalnie eleganckich, czystych (na tyle czystych na ile może być morderstwo) i rozumnych... no to raczej mi Ciebie żal. I nic dziwnego w tej sytuacji, że nie umiesz dostrzec w książkowym Hannibalu czegoś więcej niż książki napisanej dla pieniędzy. Prawdę mówiąc powaliło mnie to stwierdzenie, że to książka napisana dla pieniędzy. Skoro Twoim zdaniem Harris pisał tak dla pieniędzy, to dlaczego nie napisał całego cyklu? Dlaczego w ogóle końcówką Hannibala zamknął sobie możliwość kontynuacji? Przecież równie dobrze mógł zrobić jakieś beznadziejne bylejakie zakończenie jak w filmie i dałby rade wycisnąć z tej historii dużo więcej grosza, pisząc choćby jeszcze jeden (jeśli nie więcej) tom. I zdajesz się nie zauważać jakie życie prowadzi Lecter, jak ważne jest w nim poczucie smaku. Właśnie ta elegancja, z której się śmiejesz. To jest podstawowa cecha stylu Lectera. I nawet Clarice kierując się jego wyszukanymi zakupami (białe trufle, drogie wina itd.) trafia na jego trop. Lecter studiuje literaturę, gra na instrumentach. Już nie będę pisać o innych przejawach jego kultury, ale bardzo dziwię się, że nie widzisz tego oraz tego, że ciekawe jest właśnie wyciągnięcie Clarice z jej stylu życia do świata pełnego muzyki, opery, sztuki, drogich strojów i jedzenia. Ciekawe też jest kiedy ona studiuje jego gust, jego listy zakupów, siedząc w tragnicznie marnie urządzonym lokalu i przez moment, zdaje się patrząc na drogi serwis (bo miała tam porozkładane przedmioty, których on używał lub były w jego stylu), zastanawia się jak to jest tak żyć. A potem wraca do swojego kieratu, a potem w końcu Leceter ją uwalnia. Przy czym ciekawe też jest, że Lecter początkowo ma inne zamiary (kiedy porywa Clarice) z tymże umysł Clarice, jej natura podobna do natury Lectera, powodują, że Hannibal już całkowicie uświadamia sobie, że ona jest tak umysłowo doskonała, że szkoda byłoby ją poświęcać dla prób odzyskania siostry. No nic, nie będę się już rozpisywać. W każdym razie dziwię się nie widzeniu tego wszystkiego - sensu poprowadzenia i przedstawienia postaci i całej historii w książce.

"Ale zło ma wiele twarzy, niektóre z nich są kuszące, pociagajace czy wręcz imponujące. Hannibal Scotta to nie jest po prostu "bardzo zly facet" to reprezentacja zła w jego wszystkich aspektach, takze tych barwnych i interesujących."

No wiesz, może dla Ciebie takie zło - taka postać (ta filmowa) jest interesująca. Jak ja oglądałam ten film to było dla mnie zupełną niekonsekwencją to, choćby to, że Hannibal zachowuje się tam tak w stosunku do Clarice - ta cała uczta z mózgu - jaki to właściwie ma sens w filmie? Ta filmowa postać raczej nie trudziłaby się karmieniem Clarice tym mózgiem. Równie dobrze mógłby zrobić to sam. Można się upierać, że jak miał na tej uczcie jeszcze ją to że to niby było bardziej sadystyczne, i w ten sposób tej filmowej postaci by to pasowało. No i w miare, na siłę można tak, tylko całe wysmakowanie i styl jego działań znika w tym momencie już całkowicie. W ogóle porywanie Clarice - jaki ma sens w filmie? Różne dziwne zdarzenia niepoparte sensem, bez uzasadnienia. No i co może być pociągającego w filmowym Hannibalu? Bo piszesz, że ukazuje aspekt zła barwny i interesujący. Dla mnie nie ma w tym nic interesującego. Po prostu facet jest zły i czyni zło. Żadnych niuansów, dlaczego to robi, komu, jak wybiera tych, którzy według niego na to zasługują. On po prostu leci po personach mu zagrażających - nie widzę w tym żadnej finezji i nic pociągającego. No i nadal się dziwię, że widzisz tyle zła w Lecterze, a nie widzisz jego większej ilości w Masonie (oraz, że nie widzisz dobra w Lecterze), ale biorę to na karb tego, że wypowiadasz się w tym momencie bardziej o filmie, niż o książce, a faktycznie w filmie zło Masona nie jest wyraźnie pokazane. Trzeba się domyślać o co w ogóle z nim chodzi. W tej sytuacji nawet na plus jest przeczytać książkę przed obejrzeniem filmu, bo przynajmniej bardziej łagodnie patrzy się na kwestie Masona - łagodnie w tym sensie, że może jednak nie jest taka do końca idiotyczna, udziwniona i z na siłe wymyślonym związkiem z resztą historii.

"I nie przeszkadzają mi zmarszczki na twarzy Hopkinsa, siwe włosy i łysinka, bo jego Lecter ma przede wszystkim moc wewnętrzną. Siłą Hannibala nigdy nie były bicepsy, nie była nią jego fizyczność, lecz jego potężny umysł i osobowość. To ona czyniła zeń bestię, niebezpieczną nawet za kratami. I nie inaczej jest w filmie Scotta. Nieistotne dla mnie jest od kogo jest Lecter wyższy, a od kogo nie, bo czuję jego siłę. Tak samo jak w kruchym ciele Starling, czy to granej przez Foster, czy przez Moore, czułam siłę, mimo że to delikatne, kruche kobietki."

No Foster wyglądała faktycznie na kruchą, ale Moore to w tym filmie wygląda na przyzwoity 'kawał baby'. Jakoś trudno mi widzieć w niej kruchość. Co do wewnętrzej siły Hannibala, to oczywiście temu nie zaprzeczam, a dokładniej właśnie piszę o jego sile umysłu itd. Z tymże w filmie pozostaje bardziej spryt niż wielki umysł. Mały sprytny staruszek nadal mi nie pasuje.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

"Dla Lectera wartością najwyższą jest inteligencja (czy rozumność). Lecter nie jest więc 'złem wcielonym'. Nie jest nawet do końca zły. Właściwie prawie zawsze morduje ludzi w jakiś sposób zasługujących na śmierć. Wyjątkiem są rzecz jasna sytuacje kiedy zabija strażników, aby uciec, jednak w tych chwilach także przewyższa ofiary inteligencją i z tego punktu widzenia jest istotą wyższą, czy bardziej wartościową niż te ofiary."

Kobieto, przerażasz mnie. A któż dał Lecterowi prawo decydować kto zasługuje na śmierć, a kto nie? Czym zasłużyła na swój los pielęgniarka której wygryzł jezyk, cóż takiego uczynił Will Graham, czy florencki kustosz? Posiadanie potężnego umysłu nie uprawnia jeszcze do mordowania tych którzy nudzą (jak Raspail), przeszkadzają czy w inny sposób paskudzą obraz świata. Zło pozostaje złem, niezależnie od tego czy ktoś zabija bo lubi, bo wierzy że dzięki temu przeistoczy się w istotę lepszą, godną miłości (jak panowie Gumb czy Dolarhyde) czy usuwa ze swej drogi tych, którzy mu zawadzają. Zło pozostaje złem.

"No i problem też w tym, że mnie ten film rozśmieszał. I zresztą wiele osób na tym seansie (bo byłam na nim w kinie) śmiało się, więc chyba trochę trudno zaakceptować ten film i patrzeć na niego poważnie."

Ależ oczywiście. Bo ten film nie jest poważnym, serio opowiedzianym thrillerem, jakim było "Milczenie owiec" czy "Manhunter". Ten film podryfował raczej w stronę alegorii, ocierając się i o czarną komedię. I nie da się go oglądać tak zupełnie na poważnie.

"Mimo morderstw Lecter zostaje w gruncie rzeczy we wszystkich książkach Harrisa pokazany jako osoba stojąca po stronie dobra. No może najmniej jest tak w "Czerwonym smoku" (ale i ten tom nie odbiega od tego stylu). Natomiast w "Milczeniu owiec" Lecter bardzo wyraźnie stoi po stronie dobra i pomagając jedynie Clarice przyczynia się do uratowania porwanej dziewczyny."

Ależ skąd. Lecter stoi po tej stronie która mu się akurat bardziej podoba. Niemniej Harris przypomina czytelnikowi regularnie że fascynujący, inteligentny doktor to potwór. Podsuwane przez Chiltona zdjecia okaleczonej pielęgniarki, Graham wspominany przez Crawforda, morderstwo na Raspailu, ucieczka i zamordowanie strażników... To wszystko świadczy o tym, że Lecter to monstrum, tak zresztą dokładnie mówi o nim Graham w "Czerwonym Smoku". Harris bawi się czytelnikiem, portretując Lectera jako kogoś o bardzo wyrafinowanym guście i potężnym intelekcie, kogoś kto nawwet budzi sympatię, ale jednak jest potworem, ktory nie tylko morduje i zjada swe ofiary w eleganckich potrawach, ale i bawi się ludźmi, manipuluje nimi jak przedmiotami. Manipuluje wszystkimi, w tym również Starling.

"Natomiast w "Milczeniu owiec" Lecter bardzo wyraźnie stoi po stronie dobra i pomagając jedynie Clarice przyczynia się do uratowania porwanej dziewczyny."

Gdyby tak było to po prostu podałby nazwisko Buffalo Billa, zamiast bawić sie w zagadki i psychologiczne gry. A on się po prostu nudził, potem zainteresowała go Clarice. To nie była chęć pomocy. To była do głębi egoistyczna gra znudzonego umysłu.


"Cóż mogę powiedzieć? Jeśli Ty nie dostrzegasz zderzenia metod Masona - odpychających, brudnych, nieeleganckich - z wirtuozją metod Lectera - specjalnie eleganckich, czystych (na tyle czystych na ile może być morderstwo) i rozumnych... no to raczej mi Ciebie żal. I nic dziwnego w tej sytuacji, że nie umiesz dostrzec w książkowym Hannibalu czegoś więcej niż książki napisanej dla pieniędzy. Prawdę mówiąc powaliło mnie to stwierdzenie, że to książka napisana dla pieniędzy. Skoro Twoim zdaniem Harris pisał tak dla pieniędzy, to dlaczego nie napisał całego cyklu? Dlaczego w ogóle końcówką Hannibala zamknął sobie możliwość kontynuacji?"

Mnie za to jest niewymownie żal tych, którzy Hannibala Lectera oceniają wyłącznie po zamiłowaniach estetycznych, czyli po pozorach. Morderstwo pozostaje morderstwem, niezależnie od tego czy dokonane w chlewie, czy w perfumerii.
A twierdzę że napisana dla pieniędzy, bo Harris "Hannibalem" zniszczył to co stworzył dwiema poprzednimi postaciami. "Czerwony smok" i "Milczenie owiec" to byly dobre książki, dobre opowieści, z których płynęło jakieś przesłanie. Jednak "Hannibal" posłał to wszystko do kosza. Bo jakie przesłanie zeń płynie, zwiąż sie z bestią a będziesz prowadzić życie wyjątkowo estetyczne, zamiast męczyć się w policji? O tak, zakończenie "Hannibala" było bardzo pod publiczkę, bardzo sensacyjne, ale było również absolutnie niemoralne i stojące w jaskrawej sprzeczności z tym co prezentował Harris w poprzednich pozycjach cyklu.

"I zdajesz się nie zauważać jakie życie prowadzi Lecter, jak ważne jest w nim poczucie smaku. Właśnie ta elegancja, z której się śmiejesz. To jest podstawowa cecha stylu Lectera. I nawet Clarice kierując się jego wyszukanymi zakupami (białe trufle, drogie wina itd.) trafia na jego trop. Lecter studiuje literaturę, gra na instrumentach. Już nie będę pisać o innych przejawach jego kultury, ale bardzo dziwię się, że nie widzisz tego oraz tego, że ciekawe jest właśnie wyciągnięcie Clarice z jej stylu życia do świata pełnego muzyki, opery, sztuki, drogich strojów i jedzenia."

Ależ zauważam. Ale, w przeciwieństwie do Ciebie, pamiętam również o tym że dobry doktor lubi od czasu do czasu uświetnić swe wytworne przyjęcie potrawą z ludzkiego mięsa. Pamiętam ze, niezależnie od stopnia wyrafinowania jego gustów kulinarnych i artystycznych, Lecter pozostaje mordercą. Tak, wytwornie pachnie, slucha wspaniałej muzyki, tryska erudycją, ale na jego rękach wciaż jest krew. To morderca. Wielokrotny, dodajmy. I powieściowa Clarice godząc sie na pozostanie z doktorem w istocie się sprzedaje. Za dobre jedzenie, sztukę, stroje, wyrafinowane towarzystwo sprzedaje swoje zasady moralne. Gdzie, u diabła, podziała się tamta dziewczyna która w "Milczeniu owiec" tak bardzo chciala schwytać to mostrualne "coś, co żywi się łzami"? Ona się zwyczajnie sprzedaje, co sprawia że mam ochotę się porzygać, mówiąc niedelikatnie. Bez mrugnięcia mogę przeczytać o tym jak Lecter oprawiał Krendlera i jego móżdżek, ale zbiera mi się na mdłości, kiedy Harris każe się sprostytuować Clarice i związać z mordercą.

"o wiesz, może dla Ciebie takie zło - taka postać (ta filmowa) jest interesująca. Jak ja oglądałam ten film to było dla mnie zupełną niekonsekwencją to, choćby to, że Hannibal zachowuje się tam tak w stosunku do Clarice - ta cała uczta z mózgu - jaki to właściwie ma sens w filmie? Ta filmowa postać raczej nie trudziłaby się karmieniem Clarice tym mózgiem. Równie dobrze mógłby zrobić to sam. Można się upierać, że jak miał na tej uczcie jeszcze ją to że to niby było bardziej sadystyczne, i w ten sposób tej filmowej postaci by to pasowało. No i w miare, na siłę można tak, tylko całe wysmakowanie i styl jego działań znika w tym momencie już całkowicie. W ogóle porywanie Clarice - jaki ma sens w filmie?"

Chciał ukarać Krendlera za to, jak traktowął on Clarice. I chciał pokazać to samej Clarice, bo coś do niej czuł, bo chciał sprawdzić co ona poczuje... wstręt? Odrazę? Strach? A może jednocześnie satysfakcję ze ten dupek Krendler dostał to na co zasługuje? A może jednak wdzięcznośc do Lectera że ten pokazał Krendlerowi gdzie jego miejsce? Krendler był prezentem dla Clarice, a trudno wręczać prezent gdy obdarowywany jest nieobecny. No a skoro już doktor miał się spotkać z piękną kobietą, postanowił zadbać o stosowną oprawę i dobór dań. A porwał dlatego ze, po pierwsze nalezało ją nieco wyremontować, bo ją ludzie Vergera uszkodzili, poza tym Clarice raczej nie przyszłaby na kolację z mózgiem Krendlera w roli głównej dobrowolnie.

"Bo piszesz, że ukazuje aspekt zła barwny i interesujący. Dla mnie nie ma w tym nic interesującego. Po prostu facet jest zły i czyni zło. Żadnych niuansów, dlaczego to robi, komu, jak wybiera tych, którzy według niego na to zasługują. On po prostu leci po personach mu zagrażających - nie widzę w tym żadnej finezji i nic pociągającego."

Barwny. Interesujący. Przypomnij sobie jego rozmowę z signorą Pazzi, jaką odbyli na przedstawieniu. Czyż nie był wtedy fascynujący? Fascynująca jest otoczka jaką wokół siebie tworzy, melomana, konesera sztuki, smakosza... Fascynująca jest jego ogromna inteligencja i erudycja, jego maniery i upodobanie do tego co najlepsze. Nawet jego makabryczne poczucie humoru (powiesić kogoś na tym samym balkonie, na którym powieszono jego prapra...dziada, albo nakarmić psy twarzą kogoś, kto właściwie i tak ją dawno stracił) jest w pewien sposób pociągające. Oraz to, ze przez cały film taktownie wybiera persony o paskudnym charakterze i obyczajach. Wręcz mozna uwierzyć że doktor tak naprawdę jest dobry... a nie jest.

"No i nadal się dziwię, że widzisz tyle zła w Lecterze, a nie widzisz jego większej ilości w Masonie (oraz, że nie widzisz dobra w Lecterze), ale biorę to na karb tego, że wypowiadasz się w tym momencie bardziej o filmie, niż o książce, a faktycznie w filmie zło Masona nie jest wyraźnie pokazane. Trzeba się domyślać o co w ogóle z nim chodzi. "

Dziwię się, że się dziwisz, albowiem o Masonie Vergerze nie napisałam jeszcze ani słowa. I nie, nie miałam problemu ze zrozumieniem kim jest Verger i dlaczego Lecter potraktował go tak, jak potraktował. Owszem, jest zły, niespecjalnie było mi go zal, ale Lecter nie jest od niego ani odrobinę lepszy. Jest atrakcyjniejszy, i nie mam tu na myśli fizyczności. Doktor maskuje swoje zło wizerunkiem konesera i erudyty. Verger nie ma już nic do stracenia, jest zatem zły wprost, bez masek i bez ogródek. Choc w zasadzie ma jedną maskę. Biednej ofiary doktora. "Spójrzcie jak on mnie skrzywdził, ja chcę mu tylko odpłacić". Ale, w gruncie rzeczy, jeden jest wart drugiego.




ocenił(a) film na 1
EineHexe

"Kobieto, przerażasz mnie. A któż dał Lecterowi prawo decydować kto zasługuje na śmierć, a kto nie? Czym zasłużyła na swój los pielęgniarka której wygryzł jezyk, cóż takiego uczynił Will Graham, czy florencki kustosz? Posiadanie potężnego umysłu nie uprawnia jeszcze do mordowania tych którzy nudzą (jak Raspail), przeszkadzają czy w inny sposób paskudzą obraz świata. Zło pozostaje złem, niezależnie od tego czy ktoś zabija bo lubi, bo wierzy że dzięki temu przeistoczy się w istotę lepszą, godną miłości (jak panowie Gumb czy Dolarhyde) czy usuwa ze swej drogi tych, którzy mu zawadzają. Zło pozostaje złem."

W gruncie rzeczy wolę Cię przerażać niż np. być posądzana o myślenie w Twoim stylu, więc jak dla mnie to jest całkiem ok. Wiedziałam, że się przyczepisz do tego w stylu 'kto dał prawo' jednak ja rozpatruje postaci zawarte w książce z punktu widzenia całokształtu ich postępowania. Staram się patrzeć na różne aspekty, widzieć zróżnicowanie. Podążając drogą myślenia 'kto dał prawo' musiałabym zaliczyć wszystkie książki o mordercach seryjnych, jak również innych ludziach, którzy uczynili coś złego (z zamiaru bądź przypadkiem, takze np. zabijajacych na wojnie) do jednej kategorii 'książek o złych ludziach'. Mnie jednak bardziej interesuje psychologia i nieco bardziej indywidualne traktowanie poszczególnych przypadków. Mogłabym też napisać w tym momencie, bo byłoby to na miejscu, że kto wszędzie widzi zło sam jest zły, dlatego, że tworzy to zło spodziewając się go. I choć brzmi to prozaicznie jest to niestety prawda (nie to, że moja, ale m.in. kabalistyczna - 'm.in.' bo można tą prawdę odnaleźć, jak to zwykle z prawdami bywa, w wielu religiach i filozofiach).

Wracając do tematu, konsekwencje czynów Lectera zazwyczaj są dobre, czego np. nie można powiedzieć o konsekwencjach czynów Masona, stąd więc stwierdzenie, że rola charakteru całkowicie zepsutego została już obsadzona, a w Lecterze można doszukać się dobra. Nie mam w zwyczaju szufladkować ludzi w ten sposób, aby nie wczytywać się w ich pobudki działania, tylko 'szask prask - nie chcę rozumieć dlaczego coś zrobił, bo wystarczy mi wiedzieć, że to zrobił'. Ja tak nie postępuję. Czytałam różne książki i beletrystzcynie i niebeletrystzcynei, cyzli m.in. z dzialu psychologii, kryminalistzki, ale tez zahaczające o kabałę, okultzym, czy jakies religie) i wierz mi można rozumieć sens morderstwa, mimo, że pozornie każde morderstwo wydaje się naganne. Można na różne rzeczy (w tym właśnie morderstwo) patrzeć w inny sposób niż tylko odhaczać - ten zły, tamten zły. Co do Willa Grahama to Lecter ułatwił jego nieszczęście, nie wykonał go sam. I to jest inna kategoria - to była gra, do której powinno się podchodzić. Wiem, że teraz możesz się przyczepić, że piszę 'inna kategoria', ale piszę to dlatego, że w 'Czerwonym smoku' w ogóle nie ma dobrej strony Hannibala. Gdyby poznać go jedynie z tej książki to faktycznie miałby on tylko tą bardzo przebiegłą, ciemną stronę. Dlatego też wcześniej już napisałam, że jedynie w tym tomie jest nieco inaczej - że nie widać jego i złych i dobrych aspektów, a jedynie te złe.
Co do Raspaila to nie był on czystym człowiekiem bez winy, tylko raczej dość śliskim cwaniaczkiem. Co do Gumba to on był przykładem mordercy zupełnie innego niż Hannibal i będąc na wolności Hannibal zapewne sam by go zabił, bo jednak należy zauważyć, że Lecter często eliminuje 'szumowiny', czego przykładem jest np. Mason, albo kusownik. Co do tego ostatniego też właśnie istotne jest, że Lecter nie morduje pierwszej lepszej osoby tylko właśnie tego kusownika, o którym wiele osób mówi, że byłoby dobrze, gdyby przytrafił mu się jakiś wypadek (w konsekwencji czego ludzie ze spolecznosci, w ktorej ow czlowiek sie obracal sa z jego smierci zadowoleni). Nie usprawiedliwiam całkowicie morderstw, chodzi mi jedynie o zwrócenie uwagi na to kto pada ofiarą i jakie są tego konsekwencje. I w tym momencie widać, że nie rozumiesz nawet samego patrzenia na konsekwencje czyichś czynów skoro dajesz za przykład Gumba - że można by w nim odnaleźć dobro idąc moim tokiem rozumowania, a to nieprawda, bo jego czyny nie miały żadnych dobrych konsekwecji. Zupełnie czym innym się kierował. Co do Dolarhyde to także był inny typ mordercy - inny niż Lecter, i inny niż Gumb. Morderca okrutny, ale w wyniku braku miłości w dzieciństwie i w wyniku tych okrucieństw jakie sam przeżył. Oczywiście możesz powiedzieć, że to go nie usprawiedliwia, ale nie o usprawiedliwianie mi chodzi tylko o rozumienie. Dolarhyde należał do tego typu osób, które nauczono od dziecka okrucieństwa - tak jakby było ono normalnym sposobem komunikacji międzyludzkiej. Jako dziecko z początku sie buntował, nie był zły z natury, ale z czasem nauczył się/przyzwyczaił, że ludzie go akceptują/liczą się z nim/ jedynie wtedy kiedy zachowuje się tak jak oni, a ci ludzie zachowywali się okrutnie. To jest pewne skrzywienie osobowości, pewne zranienie, które nie ma nic wspólnego z rozumnym postępowaniem Hannibala. Bo choć Hannibal na początku także został zraniony to jednak nie został tak silnie otoczony wpływem zła i jego zranienie nastąpiło wtedy, gdy miał już niemal w pełni wykształconą swoją osobowość. Miał szansę wytworzenia swojej psychiki, swego postrzegania świata, zanim spotkało go zło i to zło, które go spotkało pochodziło od obcych ludzi. Było mu więc łatwiej zrozumieć i odpowiednio zareagować/dostosować się. Dolarhyde doznawał okrucieństwa od bliskich osób (po prostu zamiast miłości), od samego początku, nie miał więc szansy nauczyć się innych zachowań, czy uczuć i do samego końca jest w jego umyśle/duszy jakby przesłona (czy innymi słowy jego umysł i dusza nie rozwinęły się do końca, ponieważ nie poznały w okresie dorastania pewnych zachowań i uczuć, które są niezbędne do uzyskania całkowitego rozwoju). U Lectera nie ma tego problemu, on rozwinął się do końca. Nie można więc robić między nimi takiego porównania jakie (w dodatku mi) sugerujesz.

Co do tego zdania "Zło pozostaje złem." także się nie zgodzę. Spotkałam się już niestety wielokrotnie z sytuacją, że ktoś postępował w jakiś sposób, raniąc inne osoby, czy doprowadzając do czegoś złego, a z pozoru wydawało się, że nie robi niczego złego. I ta osoba czuła się wręcz dobra. Tak się właśnie dzieje, kiedy ludzie nie myślą o konsekwecjach tylko rozpatrują same początkowe sytuacje jako złe lub dobre. Jest taka przypowieść, która przewija się w wielu religiach (i wschodznich i np.chrześcijańskich). Dokładnie już tego nie pamiętam zresztą są różne wersje, ale sens zawsze ten sam. Żyje sobie jakiś człowiek w górach i ma syna, i ma jednego konia, i poletko do uprawy. Pewnego dnia koń zdycha. I jest to nieszczęście i ten syn musi zacząć wykonywać więcej pracy niż zwykle. Ze zmęczenia popełnia błąd, potyka się, łamie nogę. I jest to jak się zdaje następne nieszczęście. Po paru dniach okazuje się, że wybuchły jakieś walki i w okolicy robią pobór do wojska. Biorą wszystkich młodych ludzi, ale nie zabierają tego syna ponieważ ma złamaną nogę. Zakładamy w tym momencie (tak jakoś było w tej przypowieści), że są to jakieś ciężkie walki i gdyby chłopak na nie poszedł na pewno by zginął. No i morał z całej historii jest taki, że coś, co na początku wydaje się wielkim nieszczęściem w konsekwencji może okazać się wielkim szczęściem. To, że zdechł koń, to że chłopak złamał nogę - to wszystko uratowało mu życie. Ta przypowieść ma ilustrować to, że nie można rozpatrywać zdarzeń, czy różnych rzecz jako dobre lub złe. W naturze nie ma takiego podziału. Natomiast jeśli już bardzo upieramy się na taki podział, to warto patrzeć też na dalsze konsekwencje. Inny przykład to choćby zwierzęta - powiedzmy wilk zabija zająca, a zajączek był taki śliczny:) no i szkoda biednego, wystraszonego zajączka, ale czy wilk z tego powodu jest zły? Od razu pewnie ktoś powie, że to jego natura, że on musi, żeby przeżyć. Ale tak jest akurat w tym przypadku - że jest to prosta potrzeba, prosta celowość. Ale to jest tylko przykład, a sytuacje w życiu są bardzo skomplikowane. Nie mówię, że można różne rzeczy (morderstwa) usprawiedliwiać, ale naprawdę można na nie inaczej patrzeć niż tylko wsadzać do jednego worka z napisem 'złe'. Inny przykład typowo wzięty z natury to upał. Jeśli w danej okolicy jest powódź upał staje się zbawieniem - jest dobry, jeśli jest susza , upał jest przekleństwem - czyli jest zły. Podział na dobro i zło jest po prostu nienaturalny. Dlatego też z szcunkiem podchodzę do zilustrowania postaci Masona (w książce), bo naprawdę trudno stworzyć coś całkowicie złego i jednocześnie zrobić to tak, aby wyszło sensownie/ciekawie i naturalnie (nie sztucznie).

---
""No i problem też w tym, że mnie ten film rozśmieszał. I zresztą wiele osób na tym seansie (bo byłam na nim w kinie) śmiało się, więc chyba trochę trudno zaakceptować ten film i patrzeć na niego poważnie."

Ależ oczywiście. Bo ten film nie jest poważnym, serio opowiedzianym thrillerem, jakim było "Milczenie owiec" czy "Manhunter". Ten film podryfował raczej w stronę alegorii, ocierając się i o czarną komedię. I nie da się go oglądać tak zupełnie na poważnie."

hmm no tyle, że mnie to nie śmieszyło tak jak komedia, tylko jak głupota. Sztuczność gry Moore, jej zachowanie, niekonsekwencje i dziwaczne zachowania Lectera. Wszystkie te dziwaczne rzeczy pojawiające się nie wiadomo po co i jescze przedstawione w tak głupi sposób. Sama postać Masona - jak to zobaczyłam, jak zaczęli o nim mówić. To było takie głupie:) Stąd ten śmiech - tego typu śmieszność raczej nie leżała w zamyśle realizatorów. I dlatego pisałam, że nie wiem czy uda mi się spojrzeć na to inaczej i zignorować no choćby właśnie grę Moore.


Co do dobra i zła Lectera to już nie będę pisać, bo zdaje sobie sprawę, że i tak dużo napisałam i prawdopodobnie większość ludzi zniechęci do czytania długość tych tekstów. Z mojej strony uważam tą kwestię za zamkniętą.
Co do manipulowania: "(Lecter) Manipuluje wszystkimi, w tym również Starling." Oczywiście tak jest. Z tymże wyjątkowość Clarice polega na tym, że na końcu odwraca sytuację i przestaje być manipulowana. Kiedy staje się widoczne, że jej umysł całkowicie dorównuje umysłowi Lectera, wtedy on 'czyni' z niej swoją partnerkę (co wcześniej nie było jego zamiarem, co podkreśla jak wielkie ona - jej umysł - robi na nim wrażenie). Warto docenić tą kulminację.

---
""Natomiast w "Milczeniu owiec" Lecter bardzo wyraźnie stoi po stronie dobra i pomagając jedynie Clarice przyczynia się do uratowania porwanej dziewczyny."

Gdyby tak było to po prostu podałby nazwisko Buffalo Billa, zamiast bawić sie w zagadki i psychologiczne gry. A on się po prostu nudził, potem zainteresowała go Clarice. To nie była chęć pomocy. To była do głębi egoistyczna gra znudzonego umysłu."

Gra, jednak o dość pozytywnych skutkach. Lecter wierzy zresztą w Clarice, w jej zdolności, więc i tak zakłada, że odnajdzie ona mordercę. Z tymże nie jest to dla niego ważne, bo w tej grze priorytetem jest gra z Clarice - sprawdzenie możliwości jej umysłu. Nie twierdzę i nie twierdziłam, że obchodzi go ratowana dziewczyna. Obchodzi go jednak sprawiedliwość względem Clarice. To, aby ona została doceniona (kiedy zauważa, że jest tego warta). Natomiast konsekwencje wszystkiego razem są pozytywne - Gumb ginie, dziewczyna żyje, Clarice zostaje doceniona, psychiatra ukarany. Wiem, że giną przy okazji strażnicy, ale i tak ginie stosunkowo mało osób zważywszy na okoliczność ucieczki (trudno by było spodziewać się, że nikt nie zginie - gdyby uciekinier w chwili ucieczki tak bardzo przejmował się życiem strażników to byłby już całkowicie dobry, więc nawet nie było by sensu rozważać czy poza ciemną stroną ma też jasną).

---
"Mnie za to jest niewymownie żal tych, którzy Hannibala Lectera oceniają wyłącznie po zamiłowaniach estetycznych, czyli po pozorach. Morderstwo pozostaje morderstwem, niezależnie od tego czy dokonane w chlewie, czy w perfumerii. "

No cóż. Kłania się czytanie ze zrozumieniem, skoro z moich wywnętrznień wyciągnęłaś wniosek, że oceniam Lectera wyłącznie po zamiłowaniach estetycznych. I nadal jest mi żal widząc tych, którzy widzą wszystko jednakowo. I jak widać takie widzenie ma też takie konsekwencje jak niedostrzeganie spójności trzeciego tomu z dwoma pierwszymi. Czyli jednak wcale to nie takie fajne widzeć świat czarno-białym i doszukiwać się takich dziwacznych rzeczy jak pomysł z pisaniem tego tomu dla pieniędzy.

---
"Bo jakie przesłanie zeń płynie, zwiąż sie z bestią a będziesz prowadzić życie wyjątkowo estetyczne, zamiast męczyć się w policji?"

No coż... nie o to chodzi - tyle napiszę - w tym momencie widać, że właśnie nic nie pojęłaś z tego tomu. No, ale jest to Twoja strata, nie moja na szczęście.

---
"Ależ zauważam. Ale, w przeciwieństwie do Ciebie, pamiętam również o tym że dobry doktor lubi od czasu do czasu uświetnić swe wytworne przyjęcie potrawą z ludzkiego mięsa......"

Zrozum pisałam o tej elegancji, tłumacząc Ci użycie określenia 'elegancka para' (bo tak się z niego śmiałaś jakby było wzięte z kosmosu), a także to, że Hopkins mi w tym filmie nie pasuje wyglądem, oraz to, że jest postać Masona kontrastująca z Lecterem. Widzę, że dla Ciebie w ogóle mogło by nie być Masona - nic nie wyniosłać z obecności tej postaci. Z różnych psychologicznych niuansów związanych choćby z jego siostrą. Dostajesz niezwykłą książkę do ręki, a ciągle widzisz w niej tylko jedną osobę upapraną krwią i drugą Clarice - boginie sprawiedliwości. Mnie od takiego podejścia ograniają mdłości.

Odnośnie tej sceny z mózgiem Krendela.
W książce ma ona sens, jest elementem przemiany Clarice, przemiany w osobę tak silną jak Lecter, która przestanie ciągle 'obrywać', zacznie natomiast 'karać' jeśli ktoś ją skrzywdzi. No nie będę wnikać w szczegóły bo i tak masz inne spojrzenie. W każdym razie naiwna prostota sensu filmowego tej sceny nadal pozostaje dla mnie brakiem sensu.

Co do barwności i bycia fascynującym (chodzi o Lectera rzecz jasna) to dostrzegam to w książce. W filmie tak naprawdę mało jest tej jego otoczki, do tego zachowuje się jedynie sadystycznie i często dość dziwacznie więc też nie fascynuje mnie jego umysł (w filmie). W książce fascynująca jest psychologia tej postaci, w filmie tej psychologii nie ma. Została ograniczona do bardzo prostych pobudek, wydarzeń - typu zabija kogoś, umie coś - ot taka sensacyjka, bo nawet nie thiller psychologiczny. Znaczy może bardziej thiller niż sensacyjka, ale na pewno nie psychologiczny, a i też głupio, że taki śmieszny.

---
"Dziwię się, że się dziwisz, albowiem o Masonie Vergerze nie napisałam jeszcze ani słowa."

No więc ja się jeszcze nadal dziwię, choćby właśnie temu, że o nim nie wspominałaś.

---
"I nie, nie miałam problemu ze zrozumieniem kim jest Verger"

Ja nie piszę, że miałam problem ze zrozumieniem. Chodziło o to, że na filmie to wygląda jak kretyński chwyt z jakiegoś naprawdę marnego filmu, powiedzmy marnego horroru. Omawiamy złego Lectera i zaraz przykładowo walimy zdeformowanego Masona (wspomnienia;P ), a potem przechodzimy do innych spraw, film leci dalej. To wygląda jak taki filmik dokumentalny, w którym nauczyciele mówią o swoim byłym wychowanku 'to było bardzo złe dziecko'. To jest właśnie przejaw tej śmieszności w tym filmie, której trudno mi nie zauważać.

---
"Verger nie ma już nic do stracenia, jest zatem zły wprost, bez masek i bez ogródek."

a wcześniej to był lepszy?? zaraz wyjdzie, że Lecter go doprowadził do takiego okrucieństwa i na pewno namawiał go jeszcze do znęcania się na dziećmi, co Mason dzielnie uskutecznia dla rozrywki.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

"W gruncie rzeczy wolę Cię przerażać niż np. być posądzana o myślenie w Twoim stylu, więc jak dla mnie to jest całkiem ok. Wiedziałam, że się przyczepisz do tego w stylu 'kto dał prawo' jednak ja rozpatruje postaci zawarte w książce z punktu widzenia całokształtu ich postępowania. Staram się patrzeć na różne aspekty, widzieć zróżnicowanie. Podążając drogą myślenia 'kto dał prawo' musiałabym zaliczyć wszystkie książki o mordercach seryjnych, jak również innych ludziach, którzy uczynili coś złego (z zamiaru bądź przypadkiem, takze np. zabijajacych na wojnie) do jednej kategorii 'książek o złych ludziach'. Mnie jednak bardziej interesuje psychologia i nieco bardziej indywidualne traktowanie poszczególnych przypadków. Mogłabym też napisać w tym momencie, bo byłoby to na miejscu, że kto wszędzie widzi zło sam jest zły, dlatego, że tworzy to zło spodziewając się go. I choć brzmi to prozaicznie jest to niestety prawda (nie to, że moja, ale m.in. kabalistyczna - 'm.in.' bo można tą prawdę odnaleźć, jak to zwykle z prawdami bywa, w wielu religiach i filozofiach). "

Mój Boże. Książki o seryjnych mordercach to są książki o złych ludziach, niezależnie od tego jak bardzo zawiłe i interesujące są meandry ich psychiki. Ich czyny są złe. Kropka. Zło jest złem.

"Wracając do tematu, konsekwencje czynów Lectera zazwyczaj są dobre, czego np. nie można powiedzieć o konsekwencjach czynów Masona, stąd więc stwierdzenie, że rola charakteru całkowicie zepsutego została już obsadzona, a w Lecterze można doszukać się dobra."

Ależ oczywiście. Zamordowani sanitariusze z karetki, okaleczona pielęgniarka, Graham pijący na umór, z twarzą wyglądającą jakby ją namalował Picasso, Pembry i Boyle bez twarzy... Same dobre konsekwencje jak okiem sięgnąć. To, że zamordowany był szumowiną, łapówkarzem czy dupkiem nie sprawia że jego zabicie staje się dobrem, tak na marginesie. Mord pozostaje mordem, niezaleznie od charakteru ofiary.

"Co do Raspaila to nie był on czystym człowiekiem bez winy, tylko raczej dość śliskim cwaniaczkiem. Co do Gumba to on był przykładem mordercy zupełnie innego niż Hannibal i będąc na wolności Hannibal zapewne sam by go zabił, bo jednak należy zauważyć, że Lecter często eliminuje 'szumowiny', czego przykładem jest np. Mason, albo kusownik. Co do tego ostatniego też właśnie istotne jest, że Lecter nie morduje pierwszej lepszej osoby tylko właśnie tego kusownika, o którym wiele osób mówi, że byłoby dobrze, gdyby przytrafił mu się jakiś wypadek (w konsekwencji czego ludzie ze spolecznosci, w ktorej ow czlowiek sie obracal sa z jego smierci zadowoleni). Nie usprawiedliwiam całkowicie morderstw, chodzi mi jedynie o zwrócenie uwagi na to kto pada ofiarą i jakie są tego konsekwencje."

Powtarzam, mord pozostaje mordem, niezależnie od tego ile osób nie lubiło nieboszczyka. Ofiary Lectera mogły być szumowinami, ludźmi niemiłymi, ale nijak nie zmienia to faktu że doktor dokonywał na nich morderstw z absolutnie zimną krwią. Widzisz, patrzę na konsekwencje czynów doktora i twardo widzę zwłoki jego ofiar. Widzę człowieka który bawi się bólem matki porwanej dziewczyny. Widzę człowieka który bez drgnienia powieki wykrawa płaty mózgu innego, żywego człowieka i przerabia je na wytworną przystawkę. Może i Krendler był dupkiem do kwadratu, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia doktora. On mordyuje ludzi, a mordu z premedytacją nie da się rozgrzeszyć tym, ze nieboszczyk miał paskudny charakter.

"I w tym momencie widać, że nie rozumiesz nawet samego patrzenia na konsekwencje czyichś czynów skoro dajesz za przykład Gumba - że można by w nim odnaleźć dobro idąc moim tokiem rozumowania, a to nieprawda, bo jego czyny nie miały żadnych dobrych konsekwecji."

Nie daję Gumba za przykład kogos dobrego, nie wiem gdzieś Ty to wyczytała.

"Co do tego zdania "Zło pozostaje złem." także się nie zgodzę. Spotkałam się już niestety wielokrotnie z sytuacją, że ktoś postępował w jakiś sposób, raniąc inne osoby, czy doprowadzając do czegoś złego, a z pozoru wydawało się, że nie robi niczego złego. I ta osoba czuła się wręcz dobra. Tak się właśnie dzieje, kiedy ludzie nie myślą o konsekwecjach tylko rozpatrują same początkowe sytuacje jako złe lub dobre."

A więc ta osoba czyniła zło, choć mogło na to nie wyglądać. I to mam na myśli mówiąc ze zło pozostaje złem.

"Gra, jednak o dość pozytywnych skutkach. Lecter wierzy zresztą w Clarice, w jej zdolności, więc i tak zakłada, że odnajdzie ona mordercę. Z tymże nie jest to dla niego ważne, bo w tej grze priorytetem jest gra z Clarice - sprawdzenie możliwości jej umysłu. Nie twierdzę i nie twierdziłam, że obchodzi go ratowana dziewczyna. Obchodzi go jednak sprawiedliwość względem Clarice. To, aby ona została doceniona (kiedy zauważa, że jest tego warta). Natomiast konsekwencje wszystkiego razem są pozytywne - Gumb ginie, dziewczyna żyje, Clarice zostaje doceniona, psychiatra ukarany."

Ale motywacją doktora nie jest dobro. Motywacją jest jego własna rozrywka. Tak, konsekswencje czynów doktora bywają dobre. Ale same czyny są złe, wypływając ze złem nacechowanych motywacji.

""Mnie za to jest niewymownie żal tych, którzy Hannibala Lectera oceniają wyłącznie po zamiłowaniach estetycznych, czyli po pozorach. Morderstwo pozostaje morderstwem, niezależnie od tego czy dokonane w chlewie, czy w perfumerii. "

No cóż. Kłania się czytanie ze zrozumieniem, skoro z moich wywnętrznień wyciągnęłaś wniosek, że oceniam Lectera wyłącznie po zamiłowaniach estetycznych. I nadal jest mi żal widząc tych, którzy widzą wszystko jednakowo. I jak widać takie widzenie ma też takie konsekwencje jak niedostrzeganie spójności trzeciego tomu z dwoma pierwszymi. Czyli jednak wcale to nie takie fajne widzeć świat czarno-białym i doszukiwać się takich dziwacznych rzeczy jak pomysł z pisaniem tego tomu dla pieniędzy.
"

Ależ jasne. To ciekawe po co kontyrastujesz odpychającego Vergera i jego również odpychające metody z klasą, smakiem i kulturą doktorka. No ale ja nie umiem czytać ze zrozumieniem przecież.

""Bo jakie przesłanie zeń płynie, zwiąż sie z bestią a będziesz prowadzić życie wyjątkowo estetyczne, zamiast męczyć się w policji?"

No coż... nie o to chodzi - tyle napiszę - w tym momencie widać, że właśnie nic nie pojęłaś z tego tomu. No, ale jest to Twoja strata, nie moja na szczęście. "

A to oswieć mnie w takim razie, jakież ono jest to przesłanie, którego nie ogarniam moim małym, czarno-białyym rozumkiem?

"Ależ zauważam. Ale, w przeciwieństwie do Ciebie, pamiętam również o tym że dobry doktor lubi od czasu do czasu uświetnić swe wytworne przyjęcie potrawą z ludzkiego mięsa......"

Zrozum pisałam o tej elegancji, tłumacząc Ci użycie określenia 'elegancka para' (bo tak się z niego śmiałaś jakby było wzięte z kosmosu), a także to, że Hopkins mi w tym filmie nie pasuje wyglądem, oraz to, że jest postać Masona kontrastująca z Lecterem. Widzę, że dla Ciebie w ogóle mogło by nie być Masona - nic nie wyniosłać z obecności tej postaci. Z różnych psychologicznych niuansów związanych choćby z jego siostrą. Dostajesz niezwykłą książkę do ręki, a ciągle widzisz w niej tylko jedną osobę upapraną krwią i drugą Clarice - boginie sprawiedliwości. Mnie od takiego podejścia ograniają mdłości."

Równie dobrze ja mogłabym powiedzieć że dostałaś wspaniały film, ale niestety nic z niego nie wyniosłaś. Jest mi niewymownie przykro że nie potrafię docenić tego że Starling się sprzedaje, i że nie potrafię dostrzec dobra w seryjnym mordercy. Przepraszam, w moim swiecie mordowanie ludzi uznawane jest za rzecz naganną, niezależnie od stopnia ukulturalnienia mordercy. A na mdłości polecam hydroxyzin.

""Verger nie ma już nic do stracenia, jest zatem zły wprost, bez masek i bez ogródek."

a wcześniej to był lepszy?? zaraz wyjdzie, że Lecter go doprowadził do takiego okrucieństwa i na pewno namawiał go jeszcze do znęcania się na dziećmi, co Mason dzielnie uskutecznia dla rozrywki."

Cóż za śmiałe wnioski, szkoda tylko ze wyssane z palca. Ja gdzieś twierdzę ze Verger był wcześniej lepszy? Twierdzę tylko że okaleczony i praktycznie wegetujący nie musi ukrywać swojego zła pod maskami. I wyraźnie, duzymi literkami: Mason Verger był zły przed pamiętnym dlan spotkaniem z doktorem. Ono doprowadziło jedynie do tego że <mason nie musi już tego zła ukrywać.

ocenił(a) film na 1
EineHexe

Zaczynając od końca, bo tak będzie mi chyba wygodniej i raczej nie wpłynie to na sens całej dyskusji.

---
"""Verger nie ma już nic do stracenia, jest zatem zły wprost, bez masek i bez ogródek."

a wcześniej to był lepszy?? zaraz wyjdzie, że Lecter go doprowadził do takiego okrucieństwa i na pewno namawiał go jeszcze do znęcania się na dziećmi, co Mason dzielnie uskutecznia dla rozrywki."

Cóż za śmiałe wnioski, szkoda tylko ze wyssane z palca. Ja gdzieś twierdzę ze Verger był wcześniej lepszy? Twierdzę tylko że okaleczony i praktycznie wegetujący nie musi ukrywać swojego zła pod maskami. I wyraźnie, duzymi literkami: Mason Verger był zły przed pamiętnym dlan spotkaniem z doktorem. Ono doprowadziło jedynie do tego że <mason nie musi już tego zła ukrywać. "


Gdybyś czytała uważniej i ze zrozumieniem zauważyłabyś raczej, że to co napisałam to nie są wnioski tylko pytanie (pierwsze zdanie z '?' na końcu) i nazwijmy to lekką kpiną (drugie zdanie). Z całą pewnością jednak nie są to wnioski.

---
"Równie dobrze ja mogłabym powiedzieć że dostałaś wspaniały film, ale niestety nic z niego nie wyniosłaś. Jest mi niewymownie przykro że nie potrafię docenić tego że Starling się sprzedaje, i że nie potrafię dostrzec dobra w seryjnym mordercy. Przepraszam, w moim swiecie mordowanie ludzi uznawane jest za rzecz naganną, niezależnie od stopnia ukulturalnienia mordercy. A na mdłości polecam hydroxyzin."


Oczywiście możesz tak powiedzieć "że dostałam wspaniały film ...". To by było jak najbardziej na miejscu w takiej dyskusji (przy założeniu, że uwazasz ten film za wspaniały, a właśnie tak przecież uważasz). Zdania o tym, że Ci jest przykro oraz następnego nie skomentuję, bo prawdę mówiąc odpycha mnie mnogość sarkazmu w Twoich wypowiedziach. Do niczego to nie prowadzi poza tym, że widzę, że się mocno denrewujesz. Co do zdania "A na mdłości polecam hydroxyzin." To rozumiem, że chodziło o hydroxyzinę, ale dlaczego polecasz ją na mdłości w sytuacji kiedy to jest na uspokojenie pozostanie dla mnie zagadką. Oczywiście nie można też nie zauważyć, że również to zdanie jest niewybredną złośliwością z Twojej strony. A wiesz dlaczego ja napisałam o mdlosciach? Pamitasz jeszcze? Dlatego, że Ty napisałaś, że od czegoś tam Cię mdli (czy masz mdłości) i podobnie w odpowiedzi ja napisałam, że dla mnie coś tam (co Tobie się nie podobało) jest ok, a mdłości mam od czego innego. Piszę to żeby Ci uświadomić, że niezbyt kulturalne jest to Twoje ciagle dogryzanie i co najgorsze do niczego nie prowadzi. I jeszcze raz odnośnie tej elegancji i ukulturalnienia. Przeczytaj ten urywek mojego tekstu, w którym Ci tłumaczę dlaczego pisałam o elegacji, a był on odpowiedzią m.in. na to, że Ty stwierdziłaś, że żal Ci ludzi, którzy Lectera oceniają wyłącznie po zamiłowaniach estetycznych (rozumiem, że mnie do tych ludzi wciągnęłaś więc odpisywałam jakby to było o mnie). Chodzi o to, że wytłumaczyłam Ci na spokojnie, dlaczego podkreślam elegancję i dlaczego w ogóle użyłam określenia elegancki (także elegancka para) i dlaczego niepasowali mi aktorzy. Grzecznie Ci odpisałam. A co Ty na to? Złośliwe uwagi i w dodatku nie za bardzo z sesnem.

---
"""Bo jakie przesłanie zeń płynie, zwiąż sie z bestią a będziesz prowadzić życie wyjątkowo estetyczne, zamiast męczyć się w policji?"

No coż... nie o to chodzi - tyle napiszę - w tym momencie widać, że właśnie nic nie pojęłaś z tego tomu. No, ale jest to Twoja strata, nie moja na szczęście. "

A to oswieć mnie w takim razie, jakież ono jest to przesłanie, którego nie ogarniam moim małym, czarno-białyym rozumkiem? "


Nie oświecę Cię bo mi się po prostu nie chce i uważam, że nie warto. Ja bym coś napisała, a Ty byś to wyśmiała. Czyli jednym słowem równie dobrze mogłabym w tym czasie robić coś innego. Lubię rozmawiać z ludźmi, z którymi można na spokojnie dyskutować co komuś się podoba w filmie, czy książce, a co uważa za porażkę, czy błąd pisarza, czy ekipy tworzącej film. W ten sposób wzbogacają się obie strony dyskusji. Zarówno jeśli są na jakiś temat zgodne, jak i wtedy kiedy każda z osób wnosi do dyskusji odmienne (w tym także antagonistyczne) spojrzenie. Rozmawiać w ten sposób z Tobą się nie da. Musiałabyś być bardziej miła i choć troszkę sprawiać wrażenie osoby, która jest ciekawa cudzej opinii. I musiałabyś zmniejszyć dawkę sarkazmu jaką oferujesz. Oczywiście nie twierdzę, że masz się zmieniać - nie odbierz tego przypadkiem w ten sposób. Piszę tylko co uniemożliwia mi (i jakie zmiany umożliwiłyby) normalne dyskutowanie z Tobą.

---
"""I w tym momencie widać, że nie rozumiesz nawet samego patrzenia na konsekwencje czyichś czynów skoro dajesz za przykład Gumba - że można by w nim odnaleźć dobro idąc moim tokiem rozumowania, a to nieprawda, bo jego czyny nie miały żadnych dobrych konsekwecji."

Nie daję Gumba za przykład kogos dobrego, nie wiem gdzieś Ty to wyczytała. "


Faktycznie może to zbyt posunięta nadinterpretacja z mojej strony. Chodziło mi o to, że go wymieniłaś razm z innymi mordercami, pisząc o tym, że zło pozostaje złem itd. Odniosłam wrażenie z tego fragmentu, że stawiasz na równi wszystkich tych morderców, a skoro ja jestem w stanie doszukiwać się w mordercy dobra, to, że uważasz, że tak samo (lub równie dobrze) w tamtych (Gumb, Dolarhyde) też się go doszukuję. Z tymże nie napisałam, że Ty stawiasz gdzies "Gumba za przykład kogos dobrego". Chodziło mi o to, że ustawiając wszystkich morderców na równi (co miałam wrażenie, że robisz) można by idąc moim tokiem rozumowania postrzegać takiego Gumba jak osobę mającą także dobrą stronę. Może jaśniej będzie tak: Ja zastosowałam pewien tok rozumowania co do Lectera, Ty: postawiłaś tych trzech morderców na równi (tak to brzmiało, choć mogłaś nie mieć tego na myśli - nie spieram się o to), więc ja napisałam, że skoro są, a raczej gdyby byliby na równi to możnaby się równie dobrze upierać, że Gumb także ma jasną stronę osobowości.

---
"A więc ta osoba czyniła zło, choć mogło na to nie wyglądać. I to mam na myśli mówiąc ze zło pozostaje złem. "

Czyniła poprzez konsekwencje swoich czynów. Mi jedynie chodzi o to i to pragnę podkreślić, że bardzo dużo jest takich momentów kiedy ludzie przekonani są, że robią dobrze, postrzegani są przez innych jako robiący dobrze, a tak naprawdę krzywdzą kogoś. I takiego zła w życiu jest nawet dużo więcej niż zła rozpoznawalnego gołym okiem. I przez zło rozumiem tu coś wywołującego cierpienie. To jest ciekawy temat, ale mogłabym o tym napisać bardzo dużo, a po prostu wolałabym to pisać do kogoś kto rozmawiałby na poważnie, a nie starał się naśmiewać (wybacz wiedźma).

---
Co do kwestii dobrej strony Lectera nie będę się już wypowiadać, bo już to omówiłam dość rozlegle i raczej bym się powtarzała. Nie widzę też sensu ku temu skoro z pewnych mych treści wyciągnęłaś takie wnioski jak później napisałaś. Podobnie odnośnie kwestii 'zło pozostaje złem'.


-------------
Co do poprzedniego mojego długaśnego postu to przepraszam za błędy (jeśli ktoś w ogóle to czyta, poza wiedźmą), bo od wczoraj coś dziwnego mi się robi, że jak piszę w oknie komentarza filmwebu to najpierw jest ok, a później np. zamiast z pisze y, a zamiast y pisze z. Staralam sie to jakos poprawiac, ale i tak zostalo pare takich dosc nieczytelnych przekrętów tych literek. No i alt zaczął odmawiać posłuszeństwa przez co klikałam jakąś polską literę np. 'ł', a w tekście się ona nie pojawiała. Zaczęłam więc pisać w notatniku. W każdym razie to dosyć dziwne i jak mi to ktoś wyjaśni jak to naprawic (może przypadkiem cos przestawiłam na kompie) to będę wdzięczna:)

ocenił(a) film na 10
Eleonora

"Co do zdania "A na mdłości polecam hydroxyzin." To rozumiem, że chodziło o hydroxyzinę, ale dlaczego polecasz ją na mdłości w sytuacji kiedy to jest na uspokojenie pozostanie dla mnie zagadką."

Hydroxyzin działa również przeciwwymiotnie. Zagadka rozwiązana.

"Nie oświecę Cię bo mi się po prostu nie chce i uważam, że nie warto. Ja bym coś napisała, a Ty byś to wyśmiała. Czyli jednym słowem równie dobrze mogłabym w tym czasie robić coś innego. Lubię rozmawiać z ludźmi, z którymi można na spokojnie dyskutować co komuś się podoba w filmie, czy książce, a co uważa za porażkę, czy błąd pisarza, czy ekipy tworzącej film. W ten sposób wzbogacają się obie strony dyskusji. Zarówno jeśli są na jakiś temat zgodne, jak i wtedy kiedy każda z osób wnosi do dyskusji odmienne (w tym także antagonistyczne) spojrzenie. Rozmawiać w ten sposób z Tobą się nie da. Musiałabyś być bardziej miła i choć troszkę sprawiać wrażenie osoby, która jest ciekawa cudzej opinii. I musiałabyś zmniejszyć dawkę sarkazmu jaką oferujesz. Oczywiście nie twierdzę, że masz się zmieniać - nie odbierz tego przypadkiem w ten sposób. Piszę tylko co uniemożliwia mi (i jakie zmiany umożliwiłyby) normalne dyskutowanie z Tobą."

Jasne. Albowiem to ja zaczęłam wyjeżdżać z tekstami typu "żal mi Ciebie". Jak zwykle, ja jestem niedobra, Ty za to lilija biała. Nie wiem ponadto co wnoszą do dyskusji tekty typu "nic nie zrozumiałaś z tej książki" tudzież temuż podobnież. Ale to ja nie umiem dyskutować przecież, no.

"Faktycznie może to zbyt posunięta nadinterpretacja z mojej strony. Chodziło mi o to, że go wymieniłaś razm z innymi mordercami, pisząc o tym, że zło pozostaje złem itd. Odniosłam wrażenie z tego fragmentu, że stawiasz na równi wszystkich tych morderców, a skoro ja jestem w stanie doszukiwać się w mordercy dobra, to, że uważasz, że tak samo (lub równie dobrze) w tamtych (Gumb, Dolarhyde) też się go doszukuję. Z tymże nie napisałam, że Ty stawiasz gdzies "Gumba za przykład kogos dobrego". Chodziło mi o to, że ustawiając wszystkich morderców na równi (co miałam wrażenie, że robisz) można by idąc moim tokiem rozumowania postrzegać takiego Gumba jak osobę mającą także dobrą stronę. Może jaśniej będzie tak: Ja zastosowałam pewien tok rozumowania co do Lectera, Ty: postawiłaś tych trzech morderców na równi (tak to brzmiało, choć mogłaś nie mieć tego na myśli - nie spieram się o to), więc ja napisałam, że skoro są, a raczej gdyby byliby na równi to możnaby się równie dobrze upierać, że Gumb także ma jasną stronę osobowości."

Każdy ma "jasną stronę", jeśli pojmować ją jako tę bardziej ludzką część osobowości. Także Gumb i Dolarhyde. Nie zmienia to faktu że ci panowie, tak samo jak Lecter, są ludźmi złymi i czynią zło. Trudno mi się natomiast doszukiwać w nich dobra.

"Czyniła poprzez konsekwencje swoich czynów. Mi jedynie chodzi o to i to pragnę podkreślić, że bardzo dużo jest takich momentów kiedy ludzie przekonani są, że robią dobrze, postrzegani są przez innych jako robiący dobrze, a tak naprawdę krzywdzą kogoś. I takiego zła w życiu jest nawet dużo więcej niż zła rozpoznawalnego gołym okiem. I przez zło rozumiem tu coś wywołującego cierpienie. To jest ciekawy temat, ale mogłabym o tym napisać bardzo dużo, a po prostu wolałabym to pisać do kogoś kto rozmawiałby na poważnie, a nie starał się naśmiewać (wybacz wiedźma)."

No i to właśnie piszę od początku tej dyskusji: zło pozostaje złem, nawet gdy nie wygląda na pierwszy rzut oka na zło.

I kategorycznie odmawiam uznania Lectera za dobrego, bodaj częściowo. Po tym co zrobił m.in. z Willem Grahamem nie ma takiej opcji. Wyrządził zło i był z tego szalenie zadowolony. Jak można widzieć w nim dobro?


ocenił(a) film na 1
EineHexe

"Hydroxyzin działa również przeciwwymiotnie. Zagadka rozwiązana. "

No, ale chyba jedynie jeśli te mdłości wynikają ze zdenerwowania, co wiadomo, że może mieć miejsce. Jeśli jednak piszę, że coś mi się nie podoba, budzi niemsak - w tym sensie mdłości - to pisanie o hydroxizinie jest raz, że bez sensu, a dwa, że na bardzo niskim poziomie.

"Jasne. Albowiem to ja zaczęłam wyjeżdżać z tekstami typu "żal mi Ciebie". Jak zwykle, ja jestem niedobra, Ty za to lilija biała. Nie wiem ponadto co wnoszą do dyskusji tekty typu "nic nie zrozumiałaś z tej książki" tudzież temuż podobnież. Ale to ja nie umiem dyskutować przecież, no. "

Napisałam, że nie chcę już wytaczać argumentów odnośnie morału całej historii ponieważ z poprzednimi rzeczami, które pisałam zupełnie się nie zgadzasz. Innymi słowy zupełnie do Ciebie nie trafiają więc po prostu inaczej rozumujesz. Nie widzę więc sensu dalszego wykładania mojego sposobu rozumowania. Co do niezrozumienia książki to sama stwierdziłaś, że zakończenie książki jest dla Ciebie bez sensu i że jest sprzeczne z pozostałymi tomami, czy nawet początkiem tego tomu. Sama więc w tym momencie stwierdzasz, że nie rozumiesz sensu takiego zakończenia, czy ogólnie tego tomu. W tej sytuacji nie rozumiem czym różni się to, że Ty to sama piszesz od tego, że ja to zauważam? Przecież mogłabyś rozumieć tą książkę inaczej niż ja i też mogłybyśmy dyskutować jakie rozumienie jest sensowniejsze i co autor miał na myśli, ale jeśli Ty zakładasz, że książka powstała jedynie dla pieniędzy. Co jest bardzo abstrakcyjnym pomysłem, no to w tym momencie sama pokazujesz, że nie umiesz jej zrozumieć - jej sensu i jedyny sens jej istnienia to dla Ciebie chęć wzbogacenia się autora. A te teksty "Jak zwykle, ja jestem niedobra, Ty za to lilija biała.", co ja mam na to odpowiedzieć? Przecież normalnie napisałam co mi się nie podoba w filmie. Ty zaprotestowałaś, dosyć nerwowo, ale przynajmniej jeszcze na poziomie, ale później niestety nie byłaś w stanie odmówić sobie dogryzania. Wybacz, ale dla mnie nie ma wielkiego sensu taka wymiana zdań. Napisałam co uważam o filmie, napisałam co uważam o książce. Wydaje mi się, że też mogłabyś pisać na te tematy bez jakichś personalnych wstawek. Napisałam bardzo długie posty i wiem, że wiele osób nie lubi czytać aż tak długich postów (choć osobiście uważam, że po to jest takie forum by właśnie pisać rozległe wypowiedzi, by wyrażać swoje opinie, na tyle na ile się komuś chce, czy na ile potrafi, czyli jak najbardziej także w długich postach), jako że rozmowa ta jest głównie z Tobą (niecałkowicie ze względu na publiczność forum), a jak sama widzisz to rozmawianie nam nie wychodzi no to chyba logiczne jest, że po takich rozległych wypowiedziać stwierdzam, że dalsze nie mają już sensu. Przedstawiłam swoje spojrzenie, moje argumenty do Ciebie nie trafiają (w czym nie ma nic złego, nie pomyśl znowu, że coś krytykuję) więc dlaczego teraz czepiasz się mnie, kiedy piszę, że na dany temat nie chcę już więcej pisać? I oczywiście chcesz mnie prowokować tekstami typu "Jak zwykle, ja jestem niedobra, Ty za to lilija biała.". Nie będę na to reagować bo to jest przecież bez sensu.

"Każdy ma "jasną stronę", jeśli pojmować ją jako tę bardziej ludzką część osobowości. Także Gumb i Dolarhyde. Nie zmienia to faktu że ci panowie, tak samo jak Lecter, są ludźmi złymi i czynią zło. Trudno mi się natomiast doszukiwać w nich dobra. "

Dla wyjaśnienia napiszę, że przez jasną stronę rozumiem dobrą stronę człowieka. Stojącą w opozycji do ciemnej strony (złej). Zwykle tak sie to rozumie. Przy czym ludzką część osobowości utożsamiam z dobrą częścią. Podobnie jak przez stwierdzenie 'nieludzkie zachowanie' rozumiem coś okrutnego i złego. Nie rozumiem za bardzo jak można mieć ludzką część osobowości i nie mieć w sobie w ogóle dobra - nie rozumiem co oznacza wtedy ta ludzka część.

""Czyniła poprzez konsekwencje swoich czynów. Mi jedynie chodzi o to i to pragnę podkreślić, że bardzo dużo jest takich momentów kiedy ludzie przekonani są, że robią dobrze, postrzegani są przez innych jako robiący dobrze, a tak naprawdę krzywdzą kogoś. I takiego zła w życiu jest nawet dużo więcej niż zła rozpoznawalnego gołym okiem. I przez zło rozumiem tu coś wywołującego cierpienie. To jest ciekawy temat, ale mogłabym o tym napisać bardzo dużo, a po prostu wolałabym to pisać do kogoś kto rozmawiałby na poważnie, a nie starał się naśmiewać (wybacz wiedźma)."
No i to właśnie piszę od początku tej dyskusji: zło pozostaje złem, nawet gdy nie wygląda na pierwszy rzut oka na zło."

Problem w tym, że widząc tyle zła we wszystkim trudno dostrzec jakieś dobro. Przy czym i tak trochę się mijamy w naszym rozumowaniu (w zasadzie więcej niż trochę). Mi chodziło o niejednoznaczność dobra i zła. Weźmy np. eutanazję, albo po prostu podtrzymywanie kogoś cierpiącego przy życiu. Podtrzymujemy go i przez to on cierpi dłużej. Załóżmy, że ta osoba chce już umrzeć, ale nie może tego zrobić sama (nie może popełnić samobójstwa bo powiedzmy fizycznie nie jest już w stanie). I teraz powstaje pytanie czy odmawiając jej śmierci robi się dobrze czy źle? Nie wiem do końca jak jest teraz, ale w większości krajów pomoc takiej osobie w śmierci prawdopodobnie oznaczałaby dla pomagającego wyrok za zabójstwo i wielu ludzi powiedziałoby, że zrobił coś niewyobrażalnie złego - bo zabił. Ale dla tej cierpiącej osoby to bylo wybawienie, czyli dobro. Druga kwestia jest taka, że gdyby nie nowoczesna medycyna ta umierająca osoba umarłaby wcześniej i w ogóle nie było by takiego problemu. I znowu można się zastanawiać, czy istnienie tej medycyny jest dobre, czy złe. Dla wielu osób jest tak naprawdę bardzo złe. Cały czas chodzi mi o to, że zło i dobro przeplatają się, nie zaś o to o czym Ty mówisz, że 'zło pozostaje złem'. Inny przyklad: Jeśli policjant strzeli i zabije kogoś kto bił i załóżmy, że zabiłby, jakąś osobę to ten policjant ma przyzwolenie prawa dla swojego czynu i przez ogół nie jest postrzegany jak zabojca. Jednak prawda jest taka, że po prostu został jeden trup i różnica dotyczy tylko tego kto jest tym trupem. Czy więc każde zabójstwo jest złem? Osoba bita powie 'uratowałeś mi życie', czyli zrobiłeś coś dobrego. Matka, czy żona zastrzelonego powie, że zginął jej ukochany syn, czy mąż. To wszystko jest po prostu względne. Po za tym patrzenie na wszystkich seryjnych morderców w taki sam sposób też nie jest właściwe. W gruncie rzeczy całkiem łatwo z człowieka zrobić mordercę. Było wiele takich przypadków, że ludzie przez większość życia (lub do któregoś roku życia np. 20tego) normalnie funkcjonowali, nie byli skłonni do przemocy, a później doznali urazu głowy i zaczynali mordować i gwałcić. Wystarczy uszkodzenie pewnego niewielkiego ośrodka w płacie skroniowym. Ci ludzie zmieniają się po urazie głowy i choć trudno się nad nimi litować to trudno także traktować ich na równi z innymi mordercami. Z jednej strony to co robią nie jest dyktowane przez ich prawdziwą osobowość, a z drugiej strony są zazwyczaj bardzo okrutni i brutalni. Albo inny przykład - ktoś niedorozwinięty, mający dużą siłę - część osób niedorozwiniętych cechuję się dużą siłą fizyczną. No i powiedzmy, że ta osoba tuli kogoś, ale robi to za mocno i np. łamie komuś żebra (zabija lub choćby tylko rani). No i jest to złe, ale przecież ta osoba nie chciała tego zrobić. Jest po prostu bardzo wiele różnych sytuacji i różnych osób, czyniących różne rzeczy także w wyniku całej masy różnych sytuacji. Gdyby wszystko podsumowywać stwierdzeniem, że 'zło jest złem' to nie byłoby sensu roztrząsać takich rzeczy. Tylko też nie wiadomo co wtedy. Bo można by pomyśleć, że można by wszystkich złych (za próg dużego zła uznając morderstwo) likwidować, ale wtedy to by było następne morderstwo. I też pytanie czy zabicie mordercy także jest złe? Bo jeśli caly czas zło pozostaje złem i będziemy to traktówać na równi to należałoby zamordować także kata. Z drugiej strony dla osoby tak skrzywdzonej przez życie jak np. Dolarhyde w zasadzie śmierć byłaby najlepsza. Taki człowiek raczej już się nie zmieni, ma za mocno zniszczoną psychikę i nierozwinięte emocje, które w dorosłym życiu raczej już się nie rozwiną. Dla niego w zasadzie jeśli miałby być uwięziony i znów sponiewierany przez innych ludzi, śmierć byłaby najlepsza. Najbardziej humanitarna w stosunku do niego, z tymże wtedy musiałby ktoś to zrobić - zabić - więc wracamy do punktu wyjścia, że pojawi się następpny zabójca. A z kolei jeśli zostawimy takich Dolarhyd'ów przy życiu to zgadzamy się na kolejne zło, bo tacy ludzie już bardzo duzó wycierpieli i będą cierpieć nadal będąc w więzieniu. Ja tylko sygnalizuję złożoność problematyki dobra i zła. I to jest przykład, że już na tym podstawowym poziomie dyskusji istnieje poważna niezgodność naszych poglądów i dlatego uważam, że sama wymiana argumentów (ich zasygnalizowanie, omówienie) ma sens, ale dalsze tłumaczenie i przekonywanie nie ma już sensu.

"I kategorycznie odmawiam uznania Lectera za dobrego, bodaj częściowo. Po tym co zrobił m.in. z Willem Grahamem nie ma takiej opcji."

Ale pamiętasz mam nadzieję przy tym, że to Dolarhyde zmasakrował Grahama, nie Lecter? To nie jest jakiś argument na plus dla Lectera, tylko chodzi mi o ścisłość, bo ciągle powtarzasz "co zrobił z Willem Grahamem" tak jakby on osobiście go oszpecił.
Natomiast co do dobra i zła no to jak pisałam już wcześniej - dużo o tym pisałam i wydaje mi się, że wystarczająco. I już zrozumiałam (nawet już wczęsniej), że się ze mną nie zgadzasz, więc to już chyba zostało wystarczająco omówione.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

"Było wiele takich przypadków, że ludzie przez większość życia (lub do któregoś roku życia np. 20tego) normalnie funkcjonowali, nie byli skłonni do przemocy, a później doznali urazu głowy i zaczynali mordować i gwałcić. Wystarczy uszkodzenie pewnego niewielkiego ośrodka w płacie skroniowym."

Zdarza sie ze uraz zmienia osobowość rannego, prawdą również jest ze wielu seryjnych morderców doznało w dzieciństwie poważnych urazów głowy, wciąż jednak nie ustalono jaki wpływ miało to na ich osobowość. Generalnie jednak seryjni mordercy powstają z dzieci o pewnych predyspozycjach psychicznych 9nie do zabijania akurat) wyrastających w głęboko dysfunkcyjnych rodzinach. Niemniej, mimo iż dzieciństwo takiego na przykład Dolarhyde'a (że wrócimy do Harrisa) było piekłem, nie przestaje on być zły. Jak też nie przestają być złe jego czyny. Niemniej zajmujemy się tu doktorem Lecterem, nie zaś seryjnymi mordercami ogólnie, czy też kwestią czym jedno morderstworóżni sie od drugiego. A czyny Lectera przemawiają za tym że byl czlowiekiem złym. Fascynującym, obdarzonym potężnym intelektem, ale złym.

"Ale pamiętasz mam nadzieję przy tym, że to Dolarhyde zmasakrował Grahama, nie Lecter? To nie jest jakiś argument na plus dla Lectera, tylko chodzi mi o ścisłość, bo ciągle powtarzasz "co zrobił z Willem Grahamem" tak jakby on osobiście go oszpecił."

Dolarhyde był narzedziem a Lecter ręką która nim sterowała. Przypominam bardzo uprzejmie że doktor, którego z takim zapałem bronisz, kazał Dolarhyde'owi zabić nie tylko Willa, ale również Molly i Willego. Kobietę i dziecko ktorych w życiu na oczy bodaj nie widział, a których jedyną winą było to, że związali swoje życia z Grahamem. I tu żadne szlachetne intencje Lectera usprawiedliwić nie mogą. Bo ich nie było. Tak na marginesie, doktor, już najzupełniej własną ręką, zbrojną w nóż do linoleum, wypuścił z Grahama wnętrzności. Ale to pewnie było usprawiedliwone, bo ten niedobry Will chciał doktora aresztować...

ocenił(a) film na 1
EineHexe

"Zdarza sie ze uraz zmienia osobowość rannego, prawdą również jest ze wielu seryjnych morderców doznało w dzieciństwie poważnych urazów głowy, wciąż jednak nie ustalono jaki wpływ miało to na ich osobowość. Generalnie jednak seryjni mordercy powstają z dzieci o pewnych predyspozycjach psychicznych 9nie do zabijania akurat) wyrastających w głęboko dysfunkcyjnych rodzinach. Niemniej, mimo iż dzieciństwo takiego na przykład Dolarhyde'a (że wrócimy do Harrisa) było piekłem, nie przestaje on być zły. Jak też nie przestają być złe jego czyny. Niemniej zajmujemy się tu doktorem Lecterem, nie zaś seryjnymi mordercami ogólnie, czy też kwestią czym jedno morderstworóżni sie od drugiego. A czyny Lectera przemawiają za tym że byl czlowiekiem złym. Fascynującym, obdarzonym potężnym intelektem, ale złym. "

No z tego co czytałam to właśnie dużo już ustalono (co za co jest odpowiedzialne). I pisząc przykładowo o tych urazach głowy nie chodziło mi o urazy doznane w dzieciństwie, dlatego że wtedy trudno mówić o wcześniejszym łagodnym usposobieniu - trudno rozstrzygać jakie było dziecko przez jakiś krótki okres, kiedy to w tym okresie ono się rozwija i dokonują się w nim pewne przemiany. Chodziło mi o urazy głowy doznane przez mężczyzn w wieku powiedzmu 30 czy 40 lat, ewentualnie wcześniejszym, ale stanowczo w na tyle późnym wieku, aby można było z całą pewnością stwierdzić wpływ danego uszkodzenia - żeby można było zauważyć różnicę w poziomie agresji, popędu seksualnego itp. Oczywiście tego typu rzeczy badane są też medycznie, w tym sensie, że robiono doświadczenia z podrażnianiem, a także usuwaniem pewnych rejonów, co dawało powrót do braku agresywnych zachowań. Niestety takie rzeczy zawsze są na granicy może nie tyle prawa samego w sobie (choć to też na pewno), co moralności i nie ma na nie (a przynajmniej jakis czas temu nie bylo) przyzwolenia.
Na pewno nie zgodzę się co do zdania, że "Generalnie jednak seryjni mordercy powstają z dzieci o pewnych predyspozycjach psychicznych ", choć z drugiej strony kończysz je słowami "wyrastających w głęboko dysfunkcyjnych rodzinach." więc teraz nie wiem, czy piszesz o ludziach przejawiających pewne predyspozycje psychiczne i żyjących w określonych rodzinach, czy z kolei o ludziach przejawiających predyspozycje psychiczne wynikające z tego życia w określonych rodzinach. Zakładam, że chodzi o to pierwsze i z tym się nie zgadzam, bo w ogóle się nie spotkałam z czymś takim, żeby były jakieś takie predyspozycje (no chyba, że uznać za nie choroby psychiczne, w tym także padaczkę skroniową, ale czy choroby są predyspozycjami?), natomiast życie w patologicznym środowisku faktycznie ma określony negatywny wpływ i często prowadzi do powstania mordercy, co jest zresztą przykre zwłaszcza, że ten morderca zazwyczej jako dziecko jest naprawdę biedną ofiarą i w innym środowisku mógłby być normalnym miłym dzieckiem. Zresztą nie wiem o co Ci chodzilo w tym zdaniu - nie do końca rozumiem zamysł. W każdym razie jak przyjrzeć się typom morderców seryjnych to okazuje się, że mnóstwo z nich było maltretowanych w dzieciństwie, czemu praktycznie zawsze towarzyszyły poważne urazy głowy. Z takich osób trudno więc potem wybrać kogoś kto urazu nie miał. Można by jednak wydzielić też osoby, które były maltretowane psychicznie, a powiedzmy, że fizycznie lekko lub prawie nie. I te osoby w pełni (bo zakładamy brak urazu fizycznego) zostały niewłaściwie ukształtowane psychicznie. Do tego dochodzą osoby, które były wychowywane w radykalnym duchu jakiejś religii (czego w zasadzie nie uznaje sie za maltretowanie) - z tak wychowywanych dzieci także powstaje wielu morderców. I pomijając teraz typowo psychicznie chore osoby, czy niedorozwinięte (te ostatnie też sporo mordują). No to o jakich tu można mówić predyspozycjach psychicznych? Przecież ci ludzie, gdyby trafili do jakiejś innej rodziny prawdopodobnie zachowywaliby się jak normalni ludzie. Taki Dolarhyde, albo taki morderca jak przedstawiony w "Celi". Mi tylko chodzi o to, że ja dostrzegam w tym ludziach także ich krzywdę, przy czym dostrzegam też, że w większości przypadków lepiej by dla nich było po prostu nie żyć. Po prostu nie traktuje wszystkich morderców jak jednakowych zwyrodnialców. Wiem, że ich czyny są często straszne, ale część z nich to ludzie, którzy przez całe życie byli również krzywdzeni, natomiast inna część - ci z urazami płata skroniowego - w zasadzie nie są odpowiedzialni za to jak się zachowują (pisze tu o dwoch grupach, ale nadal pamietam, ze jest ich wiecej). Ja po prostu pisałam o zróżnicowaniu morderców, o tym, że nie można ich z góry pchać do jednego worka i mówić, że są źli. To po prostu dość okrutne.
Wracasz teraz do Lectera, bo piszesz, że o nim rozmawiamy. No i za bardzo się z tym nie zgodzę, bo ja już pisałam wcześniej, że to co miałam do powiedzenia na temat Lectera to już napisałam i z mojej strony to kwestia już zamknięta, bo następne teksty byłyby powtórkami. Pisałam później o tym żeby nie stawiać wszystkich na równi. I właśnie zaczęłam pisać ogólnie, o zagadnieniach dobra i zła i o mordercach seryjnych. Nie pisz mi więc "Niemniej zajmujemy się tu doktorem Lecterem, nie zaś seryjnymi mordercami ogólnie, czy też kwestią czym jedno morderstworóżni sie od drugiego." Bo przecież właśnie o tym pisałam. Jak nie chciałaś zabierać głosu na ten temat tylko skupiać się na Lecterze to przecież możesz to robić. Ja sobie odbiegłam od początkowego tematu i popisałam o tym, o czym Ty twierdzisz, że nie piszemy.

"Tak na marginesie, doktor, już najzupełniej własną ręką, zbrojną w nóż do linoleum, wypuścił z Grahama wnętrzności. Ale to pewnie było usprawiedliwone, bo ten niedobry Will chciał doktora aresztować... "

Co do tego to była to obrona oczywiście po to by go nie aresztowano. Widzisz może inaczej jeszcze napiszę. Kiedyś nie rozumiałam sensu wojny, albo bójek między kibicami (chodzi mi w tym momencie o ostre bójki z użyciem np. siekier, ale wyłącznie między ludzmi z dwóch nazwijmy to 'drużyn', bez udziału szarych przechodniów!!!), albo Arabów żyjących na pustyni, chodzących w tym skwarze z odrobiną wody i mających także dość specyficzny stosunek do śmierci, włączając w to walki między plemionami. Z czasem jednak zastanawiając się nad takimi rzeczami, ogldając filmy (w tym tez dokumentalne), czytając wypowiedzi różnych ludzi, także świetne opisy Saint Exupery'ego w tej książce o której już wspominałam w poprzedniej dyskusji ("Ziemia, planeta ludzi") zrozumiałam w końcu, że naprawdę różne zachowania, które jednym ludziom wydają się niemoralne lub bezsensowne potrafią stanowić sens życia innych osób. I to odnosi się również do śmierci i do jej zadawania. Podobnie jest ze składaniem ofiar. Z różnymi ruchami czy 'stylami życia' zahaczającymi w jakiś sposób o śmierć. Nie wiem jak Ci to dokładnie wyjaśnić. Po prostu staram się dostrzegać i rozumiec istnienie sensu różnych 'stylow życia', także takich osób, czy grup, dla których życie nie stanowi najwyższej wartości, a stanowi ją np. honor... lub coś innego, lub nadal życie, ale przy jescze jakimś założeniu. I patrząc na Lectera dostrzegam jego specyficzny sposób życia. Niezgodny z powszechnymi normami moralnymi, czy aspektami prawnymi. Podobnie jak zachowanie beduinów zastosowane w innym miejscu ziemi (nie ich ojczystym) w stosunku do jakiejś białej osoby, mogłoby nie być zgodne z normami panującymi w państwie tej białej osoby. Albo gdyby przenieść człowieka z pola bitwy, a nadal mógłby robić to co w czasie walki. Bycie walczącym żołnierzem to też pewien 'styl życia', trochę mniej to się nadaje do tego co piszę, ale wziąwszy pod uwagę, że w jakimś rejonie świata ludzie mogą mieć i mają nastawienie do zabijania podobne jak gdzie indziej jedynie w czasach walki, no to przykład żołnierza nie wydaje sie taki glupi.

Patrząc na Lectera w taki sposób jaki właśnie wyjaśniłam widzę w nim osobę żyjącą inaczej, a nawet odważną o tyle, że zdecydowna na samodzielne wytyczanie praw dla 'swojego świata'. I mimo, że jest pojedynczą osobą, żyjącą w świecie/kraju/, podlegającym określonym zasadom prawnym i moralnym, on cały czas kieruje się wyłącznie swoimi zasadami. Można też w tym momencie dokonać porównania np. takiego, że zgodnie z prawami innych ludzi społeczności w jakiej on żyje, dopuszczalne jest zranienie, czy postrzelenie kogoś kto łamie prawo tej społeczności (chodzi o postrzelenie podczas ucieczki, czy aresztowania). W 'świecie' Lectera są inne prawa (zasady prawne i moralne) i postrzelenie takie wydaje się z ich punktu widzenia bezprawne, natomiast zranienie kogoś przez Lectera podczas jego próby uwolnienia się, czy podczas przeciwstawiania się schwytaniu czyli ograniczeniu jego wolności, z punktu widzenia praw rządzących światem Lectera może być jak najbardziej uzasadnione (broni się, gdy ograniczają jego wolność, przy czym ograniczają ją niezgodnie z prawem - biorąc pod uwagę jego zasady - czyli czynią napaść i porwanie). Dla jasnosci napisze, ze porownuje tu zranienie Lectera przez policje w trakcie aresztowania, do zranienia policjanta przez Lectera w trakcie ucieczki (czy zapobiezenia aresztowaniu). Prawdopodobnie tym fragmentem o zranieniach spale to wszystko co moglam uzyskac wczesniejszym tlumaczeniem, ale nie mam juz sily staranniej tego tlumaczyc. W tym fragmencie takze chodzi mi o roznice punktow widzenia i o przeplatanie sie dobra ze zlem (zmiane jednego w drugie w zaleznosci od punktu widzenia).

No cóż myślę, że cokolwiek napiszę to i tak Ci się nie spodoba. Mam inny stosunek do wielu spraw, inny niż Ty, więc myślę, że najsensowniej będzie skończyć tą dyskusję, ponieważ ja się nawet staram wyjaśnić mój światopogląd, ale trudno to robić w krótkich postach nie powołując się na pewne wydarzenia, osoby, czy książki. Nie myśl, że nie mam tych spraw przemyślanych, bo naprawdę mam je przemyślane, ale po prostu nie chcę spędzać godzin nad tą dyskusją, zwłaszcza jeszcze, że Cię to nawet nie interesuje (chodzi mi o moje przemyślenia i nie odbieraj tego jako afront, bo przecież ma prawo Cię to nie interesować), natomiast o Lecterze napisałam już dość sporo i myślę, że na tą dyskusję już wystarczy.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

"Na pewno nie zgodzę się co do zdania, że "Generalnie jednak seryjni mordercy powstają z dzieci o pewnych predyspozycjach psychicznych ", choć z drugiej strony kończysz je słowami "wyrastających w głęboko dysfunkcyjnych rodzinach." więc teraz nie wiem, czy piszesz o ludziach przejawiających pewne predyspozycje psychiczne i żyjących w określonych rodzinach, czy z kolei o ludziach przejawiających predyspozycje psychiczne wynikające z tego życia w określonych rodzinach."

Dzieci o konkretnych cechach osobowości, będących predyspozycjami do takich, a nie innych zachowań. Mam tu na myśli przede wszystkim skłonność do uciekania w świat fantazji, która w połączeniu z nieprawidłowym rozwojem emocjonalnym (bo rodzina dysfunkcyjna) i nieumiejętnością werbalizowania własnych emocji daje efekty piorunujące. To właśnie miałam na myśli, a nie predyspozycje do zachowań agresywnych. Co zresztą wyraźnie napisałam w poprzednim poście, niepotrzebnie więc się tyle napolemizowałaś z moimi twierdzeniami.


"W 'świecie' Lectera są inne prawa (zasady prawne i moralne) i postrzelenie takie wydaje się z ich punktu widzenia bezprawne, natomiast zranienie kogoś przez Lectera podczas jego próby uwolnienia się, czy podczas przeciwstawiania się schwytaniu czyli ograniczeniu jego wolności, z punktu widzenia praw rządzących światem Lectera może być jak najbardziej uzasadnione (broni się, gdy ograniczają jego wolność, przy czym ograniczają ją niezgodnie z prawem - biorąc pod uwagę jego zasady - czyli czynią napaść i porwanie)."

W świecie Lectera tak. Niemniej, na szczęście, egozim nie stał się jeszcze zasadą rządzącą swiatem i powszechnym prawem moralnym. I mam nadzieję że nigdy to nie nastąpi.
Pomijam już fakt, że do Grahama mam stosunek bardzo osobisty i dlatego jestem na Lectera wściekła a to co mu zrobił :)

ocenił(a) film na 10
EineHexe

"egozim nie stał się jeszcze zasadą"

Rzecz jasna miałam na myśli egoizm.

ocenił(a) film na 1
EineHexe

"Dzieci o konkretnych cechach osobowości, będących predyspozycjami do takich, a nie innych zachowań. Mam tu na myśli przede wszystkim skłonność do uciekania w świat fantazji, która w połączeniu z nieprawidłowym rozwojem emocjonalnym (bo rodzina dysfunkcyjna) i nieumiejętnością werbalizowania własnych emocji daje efekty piorunujące. To właśnie miałam na myśli, a nie predyspozycje do zachowań agresywnych. Co zresztą wyraźnie napisałam w poprzednim poście, niepotrzebnie więc się tyle napolemizowałaś z moimi twierdzeniami."

Ja bym nie powiedziała, że niepotrzebnie. Miałam coś do powiedzenia więc pisałam. Myślę, że warto się wypowiadać. Nawet podczas kłótni można dojść do ciekawych przemyśleń/wniosków, a podczas dyskusji tymbardziej. Zawsze to jakiś rozwój.
A co do tego uciekania w świat fantazji to zupełnie się z tym nie zgodzę. Dlatego, że dobrze rozwinięta umiejętność marzenia/fantazji jest bardzo ważna w rozwoju człowieka i właśnie kiedy z jakichś przyczyn zostaje osłabiona (np. choćby z braku 'obcowania' z bajkami) powstają patologie (to było badane przez psychologów i psychiatrów). I w gruncie rzeczy każdy normalny człowiek ma większe, czy mniejsze, ale mniej więcej podobne skłonności do uciekania w świat marzeń. Stąd częste pojawianie się w dzieciństwie wymyślonych przyjaciół, z którymi dziecko bawi się mimo, że te osoby/postacie w ogóle nie istnieją. I to nie jest tak, że takich przyjaciół mają jedynie jakieś dzieci z patologicznych rodzin (a przyznam się, że tak kiedyś myślałam - że to dotyczy tylko jakichś osamotnionych dzieci). Jest po prostu taki etap życia (w tej chwili nie pamiętam na które lata on przypada), że większość (a przynajmniej mniej więcej połowa) dzieci bawi się w ten sposób, później (w życiu dorosłym) nawet tego nie pamiętając. Natomiast jeśli weźmie się jakiegoś człowieka w dowolnym wieku, a zwłaszcza właśnie dziecko, i umieści się go w patologicznej rodzinie, czy ogólnie środowisku, gdzie będzie po prostu tylko cierpieć, to jest to normalną reakcją, że taka osoba będzie starała się żyć w nierealnym świecie fantazji. To jest normalna reakcja obronna organizmu (ucieczka, podobnie jak przy odpowiednio silnym bólu przestaje się go czuć lub traci się przytomność). I z tego powodu dochodzi też często do rozdwojenia jaźni - kiedy nie można wytrzymać cierpienia człowiek stara się wyłączyć/przełączyć - zaczyna udawać, że to całe zło spotyka kogoś innego - nie jego. Inną spotykaną reakcją jest zapadnięcie w śpiączkę (właśnie ze względu na niemożność wytrzymania swojego życia). To naturalne reakcje ucieczki.
To podejście lansujące zbyt wybujałą fantazję jako jedną z przyczyn, czy predyspozycji do stania się mordercą, czy psychicznie chorym, jest w gruncie rzeczy zupełnie bez sensu. Oczywiście bada się takie rzeczy i odnotowuje, ale bardziej po to, żeby skonstruować psychologiczne portrety morderców. Na zasadzie co ich spotyka, co często występuje w ich życiu. Jednym słowem odnotowuje się skłonność do fantazji, czy częste masturbacje tak samo jak inne elementy często występujące u takich ludzi, czyli np. nieprzystosowanie, strach, niechęć, czy wstydliwość względem kobiet itd. To nie jest predyspozycja, a coś co po prostu spora część z tych osób przejawia, czemu zresztą nie ma się co dziwić w sytuacji kiedy wielu z nich od dziecka jest okrutnie traktowana. To tak jakby twierdzić, że skłonność do częstej masturbacji jest predyspozycją do stania się mordercą seryjnym. Jest mnóstwo osób, które mają bujną fantazję i tendencję do uciekania w nią i piszą np. książki, jeszcze inni nic nie piszą i żyją normalnie, a jeszcze inni np. popełniają samobójstwa. Albo można na to jeszcze w ten sposób spojrzeć, że prawie wszyscy seryjni mordercy to mężczyźni, więc równie dobrze można powiedzieć, że bycie mężczyzną jest predyspozycją do bycia seryjnym mordercą i to jest nawet logiczniejsze stwierdzenie, bo ci mordercy rodzą się mężczyznami - czyli bierze się pod uwagę cechę, którą oni faktycznie i na pewno przejawiają od urodzenia. Jednak nie oznacza to od razu, że większość mężczyzn jest mordercami seryjnymi, bo przecież zawsze stanowią oni jedynie mały ułamek całej ich populacji.

Co do 'świata', 'praw' i egoizmu Lectera to nie mam w zasadzie nic do dodania. W gruncie rzeczy Lecter jest dość fantazyjną postacią, nie za bardzo realistyczną. Z tego względu, że jednak prawdziwym mordercom aż tak wszystko się nie udaje, nie są (zwłaszcza w tym wieku) tak bardzo sprawni fizycznie, niezniszczalni i nawet jeśli są bardzo inteligentni to nie mają wtedy innych cech charakteru, a Lecter przejawia w zasadzie wszystkie. Podobnie z emocjami. Potrafi kochać (może dziwnie, ale przynajmniej rozumie to pojęcie), potrafi być bezwzględny, okrutny, zachowując spokój i jasność umysłu. Nie jest np. targany jakąś namiętnością typu silna potrzeba seksu lub mordu. On sobie raz zabija, raz nie zabija. Nie ma też jakiejś 'blokady' części emocji, czy umysłu, pozwalającej mu być nieczułym podczas dokonywania okrutnego aktu. Czyli w gruncie rzeczy postać mało realistyczna, co sprawia, że też nie można tak normalnie go oceniać, bo nie jest on faktycznie (w pełni) typem realistycznie występującego mordercy. Myślę, że to jest spory problem w tych rozważaniach. Natomiast o tych 'światach' i 'stylach życia' pisałam bo jest to ciekawe zagadnienie i samo podejście do śmierci związane z nimi także jest bardzo interesujące. Bo np. można pomyśleć o jakichś dawniejszych czasach, czasach rycerzy - tego typu wojowników (bo nie każdy był od razu rycerzem, a walczył w tych różnych bitwach). Ci ludzie wtedy (mężczyźni) szli i walczyli, i często umierali. Oczywiście rozpaczali jak ktoś umarł, ale było to takie naturalne - to, że walczą i to, że w pełni biorą pod uwagę możliwość śmierci. I byli jednocześnie szczęśliwi (przynajmniej część). I o to mi chodzi - o to, że były i są różne style życia i różne podejścia do śmierci i zabijania i warto czasem o tym pomyśleć.

Co do Lectera to tak wogóle, jak czytałam 'Hannibala' to skojarzył mi się z Lestatem z kronik wampirzych Rice:) i nie dlatego, że obaj mają imienia na 'L';P Dokładniej niekoniecznie z Lestetem, ale jakimś tego typu wampirem, który tak sobie 'chodzi' po świecie, zabija dla pieniędzy, dóbr i dla przetrwania (czyli w przypadku wampira krwi, w przypadku Lectera np. w celu ucieczki, czy nie złapania). Obie postacie mają całe spektrum zdolności umysłowych, są inteligentne, ubierają się ze smakiem, otaczają się wykwintną muzyką, literaturą, sztuką. I spodobało mi się to skojarzenie z tymże jeszcze raz tu podkreślam, że powstało ono z tego powodu, że w gruncie rzeczy postać Lectera jest postacią nie do końca realistyczną. Do tego stopnia, że wydaje się odporna na starość i choroby, czy niemalże utratę życia (tak samo jak wampir) i jednocześnie przejawia pełne spektrum uczuć i umiejętności umysłowych, co w realnym świecie po prostu nie występuje.

Co do Grahama to też polubiłam tą postać i przykro mi było, że tak skończył. W ogóle byłam nastawiona po filmie ('Manhunterze'), że wszystko skończy się dobrze (dla Grahama), tak czytam, czytam i cóż - niestety nie;P No, ale powieść świetna, więc nie mam żalu. I powieść świetna i ekranizacja wybitna 'Manhunter'.

ocenił(a) film na 4
Eleonora

lol ... lol i jeszcze raz lol, was chyba nieźle pojebało... komu się chce to czytać... jakieś dwie laski o przeciwnych poglądach na temat Hannibala... urządzają sobie kontrowersję... no nie mogę...
ta rozmowa to się może i toczyć w nieskończoność... żadna nie ma nawet tendencji, aby ustąpić... żal... dwie zjadliwe kobietki chcą pokazać, która jest górą :o !!!

ocenił(a) film na 1
Uzi

Ale Ty jesteś głupi. Co to niby miałoby mieć wspólnego ze zjadliwością, czy pokazywaniem komuś kto jest górą? To chyba tylko Ty i ludzie Twojego pokroju mogą myśleć, że wymiana zdań musi koniecznie i wyłą cznie służyć pokazywaniu kto jest górą. Poczytaj troche książek, zobaczysz, że można pisać o wielu rzeczach. To, że Ty masz problemy z czytaniem to nie znaczy, że inni nie chcą sobie podyskutować na forum dyskusyjnym bądź, co bądź. Tobie się wydaje, że do czego służy forum dyskusyjne i dlaczego nazywa się w ogóle 'dyskusyjne'? Pisałyśmy sobie między sobą, nikt więcej nie musi tego czytać, a jeśli zechce to przeczyta - przecież to normalne zadanie takiego miejsca. Dobijają mnie tacy ciemni ludzie jak Ty - nie umiesz sklecić dłuższej wypowiedzi, ale do głupich kpinek to jesteś pierwszy. Naprawdę żałosne.

P.S. Czy Ty w ogóle wiesz co znaczy słowo 'kontrowesje'?:) Mała rada - nie używaj słów, których znaczenia nie znasz, bo wychodzisz na jeszcze większego idiotę.

ocenił(a) film na 10
Uzi

Idź dziecię do biblioteki i poproś panią o taką grubą książkę pod tytułem Słownik Języka Polskiego. W tej książce sprawdź co oznacza "forum" (nie, nie to w Rzymie) i "dyskusja". Jak sprawdzisz to może załapiesz o co tu chodzi.

ocenił(a) film na 4
EineHexe

nie, akurat w tym przypadku nie trafiłyście... poprostu chciałem widzieć waszą reakcję... spoko, a jeżeli chodzi ci o to, że każdy kto pisze krótkie wypowiedzi, bądź kpiny - jest idiotą... to nie trafiłaś...
Słów, których używam znaczenie znam, i są to proste słowa, którymi posługuję się w życiu codziennym... wyluzujcie... przecież nie trzeba się we wszystko tak angażować --> to tylko moja dobra rada...

Acha, bym zapomniał - tak oczywiście macie rację nie przywykłem czytać książek, preferuję poprostu inny rodzaj rozrywki --> jednak to nie świadczy o ilorazie inteligencji drogie panie...

ocenił(a) film na 1
Uzi

Tak, jasne - chciałeś widzieć reakcję:) - też na Twoim miejscu udawałabym, że nie jestem skończonym idiotą. Co do znaczenia słów to nie wygląda jednak po Twoim ich używaniu żebyś wiedział co oznaczają, natomiast samo stwierdzenie 'wiem co oznaczają' niestety nic tu nie zmienia. Co do pisania krótkich wypowiedzi, czy kpin, to chodziło o to, że wpadasz pod dyskusję pod filmem i wcale nie masz nic do powiedzenia na temat filmu, a jedynie w prymitywny sposób wyśmiewasz to, że inni mają coś do powiedzenia i że dyskutują na forum dyskusyjnym. No to wybacz, ale dla mnie takie zachowanie nie świadczy o inteligencji. Równie dobrze możesz iść do sklepu obuwniczego i powyśmiewać sprzedawców, że sprzedają tam buty. Zobaczymy czy wezmą Cię za idiotę, czy za inteligentną osobę. Przy czym jeszcze raz Ci napiszę - dokładniej - byś pojął - że nie chodzi o długość wypowiedzi tylko o jej treść. Natomiast roztrząsanie kwestii długości wypowiedzi zostało rozpoczęte przez Ciebie w ten sposób, że takie przezabawne wydało Ci się, że ktoś jest w stanie napisać jakąś dłuższą wypowiedź i że to robi (i to na forum dyskusyjnym!). Stąd też skojarzenie z książkami i wniosek, że nie przywykłeś zbytnio do słowa pisanego, a i pisanie dłuższych tekstów jest Ci obce. Natomiast co do czytania książek to niestety bardzo dużo świadczy o człowieku i jego inteligencji ponieważ to niesamowicie rozwija. Zrozumiałbyś gdybyś czytał.

ocenił(a) film na 4
Uzi

oj ale cóż to, widzę, że paniusiu to TY nie wiesz co to jest kontrowersja...
Otóż oznacza ona różnicę zdań, czy poglądów; ale można tak też określić spór, dyskusję, bądź polemikę...
i jaknajbardziej pasuje do kontekstu, w którym ją użyłem...

POZDRO, więcej już tu nie wrócę, dlatego powiem jeszcze raz o co mi chodziło:
mianowicie, nie można poświęcać rzeczom drugorzędnym tak dużej uwagi; innymi słowy nie można tak się angażować... jeżeli masz do 'napisania' coś mądrego --> zrób to... każdy chętnie przeczyta, jednak nie oczekuj z niecierpliwością każdej nadchodzącej odpowiedzi... i nie podniecaj się tak tym..., bo skutkuje to niczym innym, jak poprostu marnotrawstwem czasu...
moje zdanie. koniec

ocenił(a) film na 1
Uzi

Wiem co znaczy kontrowersja, ale nie mówi się "urządzają sobie kontrowersję", a tak właśnie bez sensu napisałeś. Chodzi o składnie, o normalne wysławianie się. Inne słowa, których nie pojąłeś do konca to dyskusja i forum dyskusyjne. Czytanie książek by Ci pomogło.

Miło, że tłumaczysz o co Ci chodziło:) i ciekawe jest to, że jeszcze post wyżej chodziło Ci ponoć o sprawdzenie jak zareagujemy, a teraz nagle stwierdzasz, że chodziło o pouczanie nas. Ach jaki Ty mądry i uczynny, a zmienny jak przysłowiowa kobieta:) Następnie piszesz "jeżeli masz do 'napisania' coś mądrego --> zrób to... każdy chętnie przeczyta", czyli przeczysz sam sobie, bo wcześniej pisałeś, że nikomu nie będzie się chciało czytać długich tekstów. I sprawą pierwszoplanową było dla Ciebie wtedy to, że są długie, a nie to czy są mądre, czy głupie. Natomiast czy są mądre, czy głupie nie możesz stwierdzić, bo przecież ich nie przeczytałeś. Po co więc wygłaszasz tutaj swoje opinie, które nic nie wnoszą i nie są popatre żadnymi argumentami? Jednym słowem piszesz o naszych tekstach, oceniasz je, mimo, że ich nie czytałeś. Na temat dyskutowanego filmu też nie masz nic do powiedzenia. Po co więc te Twoje trzy grosze??

Co do niecierpliwego czekania na odpowiedzi. Mój drogi widać jesteś bardzo początkującym filmwebowiczem i nie wiesz jeszcze, że jak się bierze udział w jakiejś dyskusji i chce się być poinformowanym o dopiskach do niej, to temat dodaje się do obserwowanych. I dostaje się wtedy maile informujące o kolejnych dopiskach. Na tym to polega. I dzięki temu mogę sobie spokojnie np. zadać komuś pytanie i nie czekać niecierpliwie na odpowiedź (nie sprawdzać jego bloga, czy forum co jakiś czas, patrząc czy nic nie dopisał), natomiast jeśli się ona pojawi po miesiącu na przykład, to i tak zostanę o tym poinformowana mailowo.

To przykre, że dla Ciebie dyskutowanie, wypowiadanie się, myślenie to marnowanie czasu. Przyjmij jednak do wiadomości, że są ludzie, którzy lubią się rozwijać i wiedzieć coraz więcej i tacy ludzie właśnie, czytają książki, oglądają filmy, dyskutują, piszą - rozwój nie jest stratą czasu.

ocenił(a) film na 10
Uzi

Nie, dzieciątko. Nie sugerowałam że ktoś, kto pisze krótkie posty jest idiotą. Sugerowałam za to że ktoś, kto czepia się innych że dyskutują w miejscu, które do tego właśnie zostało stworzone, najwyraźniej nie wie co to jest forum dyskusyjne. Stąd moja serdeczna rada żebyś skorzystał ze słownika.

EineHexe

Promuję uzi'ego loca, jeśli są do niego jakieś uwagi to proszę do mnie.
Jest dość nieokrzesany

ocenił(a) film na 1
wn_0000

a czym Ty się od niego różnisz - blog pusty, avatar ten sam - jesteście parą?

ocenił(a) film na 1
wn_0000

aha, słuchaj nie można mieć do Ciebie żadnych uwag, a ściślej nie ma ich jak u Ciebie napisać - musisz założyć sobie jakiś temat z możliwością dopisywania do niego komentarzy.

Poza tym w gruncie rzeczy nie mam zbyt wiele uwag do uziego. Może tylko takie pouczenie. On tam wyżej miał problem z wyrazem 'kontrowersje', wynikający chyba ze zbyt dosłownego rozumienia słownika. Można powiedzieć, że jakieś zagadnienie budzi kontrowersje i zamiennie, że budzi sprzeczne opinie, lub budzi dyskusje. W tym sensie kontrowersje mogą być rozumiane jako dyskusje/a czy sprzeczne opinie. Nie można jednak mówić, że dwie osoby urządziły sobie kontrowersje. To tak samo niepoprawne jak powiedzenie, że dwie osoby urządziły sobie sprzeczne opinie. Skoro jesteś jego promotorem to mu to wyjaśnij - niech się chłopak publicznie nie ośmiesza.

wn_0000

Sprawdziłam słowo kontrowersja w słowniku i uzi ma rację, ponieważ można to jak najbardziej użyć w tym kontekście. Słowo to ma dwa znaczenia: pierwsze, tak jak mówisz - jest to różnica poglądów. Natomiast drugie znaczenie to dyskusja, polemika, itd. Przeczytaj sobie jego zdanie i podstaw zamiast słowa kontrowersja, któryś z podanych przeze mnie wyrazów. Pasuje??
Acha i uzi to mój brat, on mi dał tą kuszę na avka.

ocenił(a) film na 1
wn_0000

No nie do końca pasuje, ponieważ słownik zawiera opisy znaczeń poszczególnych wyrazów. I nie są to koniecznie, a raczej jedynie czasem wyrazy, które można stosować zamiennie. I w tym przypadku tak jak napisałam wyżej można powiedzieć, że jakieś zagadnienie budzi kontrowersje i zamiennie, że budzi sprzeczne opinie lub że budzi dyskusje. I z tego powodu w słowniku znajduje się wyszczególnienie, że kontrowersje można rozumieć jako dyskusję lub sprzeczne opinie (itp.). I to się oczywiście zgadza, że opis taki jest w słowniku. Jednak nie można urządzać kontrowersji, jak i nie można urządzać sprzecznych opinii mimo, że można urządzać dyskusje. Dlatego napisałam wyżej, że treści słownika nie można używać tak dosłownie. Weź jakieś inne hasła i spróbuj podstawiać je tak zamiennie i zobaczysz, że nie zawsze otrzymuje się prawidłowy efekt.
Natomiast co do konta na filmwebie to lepiej wymień sobie avatar na jakiś inny - żebyś się odróżniała, zrób sobie blog - chociaż 'wolny temat', tak dla kontaktu. Żeby to wszystko miało bardziej Twój charakter. No chyba, że nie chcesz tu zbyt często bywać i Ci wszystko jedno. W każdym razie wtedy Twoje wypowiedzi byłyby bardziej indywidualne, co na pewno jest zaletą. Jesteś chyba miłą osobą i warto żebyś Ty i Twoje posty trochę bardziej odróżniały się od postów brata.

ocenił(a) film na 4
Eleonora

Pozdrawiam! :]

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones