PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=117108}

Harmonie Werckmeistera

Werckmeister harmóniák
7,9 4 020
ocen
7,9 10 1 4020
8,6 14
ocen krytyków
Harmonie Werckmeistera
powrót do forum filmu Harmonie Werckmeistera

Pokuszę się o...

użytkownik usunięty

Do tego typu filmów potrzeba specyficznego odbiorcy w specyficznym nastroju, gdyż nawet samej takiej osobie nie zawsze stan może umożliwić wczucie się w tego typu kino. Do Harmonii przystąpiłem na fali zachwytu Satantango, które postanowiłem ocenić na 9, a po zaledwie dwóch dniach ocena ta skoczyła do 10, gdyż okazało się, iż silnie do mnie przemówił. Zabierając się za Harmonie oczekiwałem czegoś podobnego, no i się nie zawiodłem. Nie ukrywam, że głównym powodem wybrania właśnie tego filmu jako następnego od Beli Tarra była kompozycja Mihaly'ego Viga pt. "Valuska". Zgodnie z oczekiwaniami, spełnił on swoją rolę, nadając temu filmowi jeszcze bardziej wyjątkowego smaku.

Bez owijania w bawełnę, grupka pijaczków inscenizująca Układ Słoneczny to fenomenalna scena, nie tylko na rozpoczęcie filmu. Z pozoru groteskowe i bezsensowne, charakteryzuje się jednak głęboką metaforyką tak prostej, choć często zapominanej przez nas zasady. Życie to cykl światła i ciemności. Po każdej ciemnej chwili następuje jasna i vice versa. Nie wiem czy inni widzowie też zwrócili na to uwagę, ale ma to odzwierciedlenie w całej reszcie filmu. Po scenach "jasnych" następują sceny "ciemne". Czerń i biel to jedyna możliwa skala odcieni, w jakiej ten film miał prawo zostać zrealizowany. Owa walka światła z jego brakiem jest tu nieozdownym elementem klimatu. Film ten oprócz standardowo dla Tarra - cierpliwości, uczy między innymi pokory, czy to przez wyżej wspomniany kontrast pomiędzy poszczególnymi momentami cyklu, czy to przez elementy, o których za chwilę.

Nagranie pana Gyuri na temat tytułowych Harmonii Werckmeistera jest drugą, niezwykle istotną sceną. Użycie metafory zamykania bezkresnych fal dźwiękowych w sztucznych, określonych przez jednostkę harmoniach, można odnieść do wielu aspektów ludzkiego istnienia. Człowiek jest częścia natury, tej zaś stworzonej przez mistyczne siły. Nieważne czy nazwiemy je Bogiem, czy Wszechświatem. Jest ich częścią, a zachowuje się na swoim podwórku jak gdyby stał ponad wszystkim, co ma swoje bolesne konsekwencje. Przykładów popierających te słowa jest w reszcie filmu dostatek. Także i to podoba mi się w filmach Tarra. Ukazuje on w nich ludzi religijnych, jednakże zostawia pełną swobodę światopoglądową. Jest to obraz naturalny, nienachalny. Mógłby w całości traktować o religijności lub jej braku, a szanse są, że nie uraziłoby to żadnej ze stron.

Wystawa wieloryba oraz lista pani Tunde - zaczątek wielkiego kontrastu. Człowiek poluje na ogromnego ssaka, majestatyczne dzieło sił wyższych, będące metaforą rozmachu wszelkiego stworzenia. Zabite, wypchane, ze smutnym, wielkim okiem, które nawiedza mnie aż do teraz. Wożone w obskurnym, blaszanym wozie po brudnych, węgierskich wsiach, by lokalna biedota mogła łaskawie na niego spojrzeć i choć na chwilę zapomnieć o nędzy. Do takich rozmiarów zredukowany został majestat tego stworzenia. Opłakana wizja, zaakcentowana przez właśnie to wielkie, smutne oko. Tylko Valuska spośród wszystkich zebranych decyduje się na obejrzenie go. Nie bez powodu jest on jedyną optymistyczną i pełną wigoru postacią. Można powiedzieć, iż ostatnim, który czuje połączenie z naturą, bez zasłony w postaci harmonii Werckmeistera, czy też szarych miasteczek. Lista pani Tunde natomiast, może być kolejnym przykładem na ingerencję człowieka w pierwotne struktury, a także jego nieporadność. Jego dzieło jest beznadziejne, nie działa tak jak powinno, jest na skraju rozłamu. Jej rozmowa z Valuską, choć z pozoru mało istotna, jest dla mnie pewnego rodzaju skrzyżowaniem. Z jednej strony mamy ostatnią zdrową duszę, a z drugiej zagubioną, cywilizacyjną, łatającą łaty na łatach nieudolnej, ludzkiej konstrukcji.

Książę. Upośledzony, wypaczony, zarozumiały, arogancki, okrutny, mściwy. Nie bez powodu otrzymał taki, a nie inny pseudonim. Jeśli szukać przyczyn obecnego stanu rzeczy w społeczeństwie, co otwarcie jest celem Beli Tarra, można tu zauważyć prostą metaforę zbuntowanej atrakcji cyrkowej oraz zamieszek w społeczeństwie. Władza, ignorując, a wręcz gardząc populacją, zadufana w sobie, popycha masy ku desperacji, gdzie z braku zaspokojenia podstawowych potrzeb, w tym duchowych, tłum traci zmysły i posuwa się do koszmarnych czynów. Nieświadomi źródła ich niedoli, niszczą co tylko nawinie się na ich drodze, licząc że w ten sposób przypadkiem rozwiążą problem. Ten zaś się tylko pogłębia... Rajd mieszkańców na szpital, bestialskie i barbarzyńskie zachowanie, ta scena to arcydzieło. Staruszek zniszczył mnie duchowo. Nie sądziłem że kino może nabrać takiej mocy i głębii bez bycia moralizatorskim czy natrętnym. Może.

Upadek Valuski po tym czego doświadczył został już na tym forum ładnie wyjaśniony. Osobiście nie mam jeszcze głębszych przemyśleń na jego temat. Najlepsze co przychodzi mi do głowy jest właśnie starcie niewinnej, dziecięcej wręcz duszy z szarą i brutalną rzeczywistością w pełnym jej obliczu. Ostatnia scena, w której pan Gyuri przechadza się po placu, na którym po nocnych zamieszkach leży zniszczony cyrkowy wóz wraz z wielkim wielorybem to najcudowniejsze zakończenie, jakie ten film mógł otrzymać. Konfrontując je ze wcześniejszymi słowami jej bohatera - "Nic się nie stanie, jeśli zobaczę go jutro", są wyjątkową ponad granice mojego słownictwa wiadomością płynącą z ekranu. My, ludzie, narzucamy na wieloryby tego świata nasze harmonie Werckmeistera, nawet wówczas odkładając je na dalszy plan, pogłębiając zniszczenie, podczas gdy dla byle księcia jesteśmy w stanie popaść w skrajne opętanie niszcząc ostatki dóbr, które przyniosła nam nasza chwiejna cywilizacja. I to jest według mnie główny przekaz tego obrazu. "Nic się nie stanie, jeśli zobaczę go jutro - stanie się." Cytując Domenico z Nostalghii Andrieja Tarkowskiego, którego nie mogło zabraknąć w mojej wypowiedzi, "Wystarczy spojrzeć na naturę by się przekonać, że życie jest proste. Musimy cofnąć się do momentu, w którym zrobiliśmy zły krok."

Harmonie Werckmeistera to duchowa i wizualna uczta. Przerósł moje oczekiwania kilkukrotnie. To kino transcendentalne. Nie mam zamiaru rozpisywać się nad pracą kamery, muzyką, ponieważ domyślam się, że to constans dla wszystkich filmów tego reżysera. Nie jest to sztuka dla każdego, ale jeśli ktoś się w niej odnajduje, to z uśmiechem wypatruję przyszłości.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones