Dość ciekawe, film francuski więc tytuł też francuski, ma się rozumieć.
A w Polsce już nie wystarczy by ten francuski tytuł przetłumaczyć jakoś tak
jak na romantyczną komedię przystało czyli "licencja na uwodzenie" ;)
Koniecznie do tego trzeba dodać jeszcze słowo angielskie, które też musi brzmieć COOL - "heartbreaker"! Jak śpiewał Paweł Kukiz w latach swej świetności
i niezależności w piosence "My już są Amerykany", " ... to dziewuchy strasznie jara śpiew angielski i gitara. Oklaskuje mnie publika. Piszczą Magda, Bacha, Krycha..."
Jak widać ta prawda z piosenki znajduje zastosowanie także w filmie, a na pewno już
w samym nadawaniu tytułów przez polskich dystrybutorów.
Film jest typową komedyjką, która swoje pomysły czerpie z poprzednich tego typu mało
ciekawych filmów.
Ale co najważniejsze i co widzę nie tylko ja w dyskusji to zauważyłem. To główna para aktorów. "Przystojniak", który jednym spojrzeniem uwodzi setki kobiet i "najpiękniejsza" kobieta dla której nawet taki amant jak on traci głowę!
Zdecydowanie reżyser mógł postarać się o parę bardziej urodziwych aktorów.
Wtedy, być może nam widzom byłoby łatwiej wczuć się w tą kiepską bajkę.
Moja ocena 3 na 10.
Mam wrażenie, że reżyser nieźle z nas kobiet sobie zakpił. Oto mamy za amanta faceta, który spokojnie mógłby grać w "Tytusie Romku i Atomku" rolę Tytusa bez zbędnej charakteryzacji, ubranego jak tani lowelas kiepskiego tancerza, taniego cwaniaczka, który żyje z notorycznych kłamstw. Oto wg autora przepis na mężczyznę naszych kobiecych marzeń XXI w. ;)
No nie powiedziałbym, że zakpił ;] Wiesz co to uwodzenie? Chyba nie. Tu nie o to chodzi jak jest ubrany i czy żyje z kłamstw. Mężczyzna kobiecych marzeń XXIw.? Nie wiem, ale wiem, że kobiety uwielbiają wpajać sobie własne iluzje i same siebie okłamują, więc kto to tam wie jaki jest ten wymarzony amant.