Też się nad tym zastanawiam. Miało być śmiesznie, a było żałośnie. Śmiałem się tylko dwa razy w ciągu całego filmu (UWAGA, SPOILER): za pierwszym razem, gdy przyjaciółka-nimfomanka głównej bohaterki dostała po łbie jakąś książką czy czymś takim i za drugim razem, gdy ta sama przyjaciółka dostała po łbie czajnikiem ;P
UWAGA, KOLEJNY SPOILER. W ogóle to rozwaliły mnie metody tego "Don Juana" - łzy, wiersze, jakieś romantyczne pierdoły, udawanie kogoś... w taki sposób mógłby co najwyżej poderwać brzydkie, zdesperowane kury domowe. Masakra.
PS. Recenzja na filmwebie ssie, jest tysiąc lepszych filmów na wieczór z kobietą.