Mam słabość do kina klasy B, ale ten film nie zasługuje nawet na literkę Z. Dialogi są na tak żenująco niskim poziomie, że budzą jedynie niesmak. Nawet nie śmiech. Fabuła to żart. Do tego fatalny styl połączony z megalomanią Bishopa i założeniem, że "każdy może zrobić film w stylu Quentina". Jedyną, absolutnie jedyną warością tego filmu są nazwiska i postacie Madsena, Hoppera i Carradaina. Dramat.