W życiu bym się nie spodziewał, że ta seria ma taki potencjał fabularny. Jak się okazuje, każdą część można wypełnić osobą historią dotyczącą życia kolejnych cenobitów, a i doprawić genezą kostki L'Merchanta. "Hellraiser: Bloodline" nie poprzestaje na tym. Postanawia podzielić opowieść na trzy nowele, by zwiększyć atrakcyjność filmu, a przy tym podwoić ilość morderstw w stosunku do poprzedniej odsłony.
Wszystko to brzmi atrakcyjnie, lecz ostatecznie ginie w tym wszystkim sensowny scenariusz, który pierwsza odsłona cyklu miała. Zamiast tego film zmienia się raczej w slasher, co prawda bardzo krwawy, lecz również nieco nużący. Żeby jednak nie uśpić widza zupełnie, pojawiają się atrakcje windujące ocenę w górę, takie jak "uroczy" piesek cenobitów oraz zaskakująca puenta.
Polecam głównie fanom kina grozy z ostatniej dekady XX wieku. Jeśli to wasz klimat, narzekać nie będziecie. Przynajmniej nie tak jak ja, urodzony maruda ;)
Urodzonym marudą nie jestem, choć też nie jestem bardzo zachwycony filmem. Według mnie seria straciła urok kiedy Pinhead stał się takim głównym "villainem" i przejawia chęci przeniesienia piekła na Ziemię.
Tak, seria ma potencjał fabularny - ta część miała wielki, jeżeli chodzi o różne okresy czasu, lecz była zbyt krótka by go wykorzystać. Miałem wrażenie jakby twórcy mieli zbyt wiele pomysłów i chcieli je tutaj wepchnąć, w wyniku czego film skończył się tak nagle, jakbym został obudzony plaskaczem w policzek.