Zdawkowe, liryczne, niedopowiedziane dialogi, które tak absorbowały moją uwagę, z upływem czasu ulatniały się (dając posmak przejedzenia, i co gorsza, wyłączenia się), by znowu zaskoczyć jakimś bon mote. Sinusoida.
Film wymaga koncentracji.
niestety, ja przeszedłem. Po raz kolejny przekonuję się, że ostatnio szukam w kinie głównie rozrywki, bowiem większość tzw. "poważnych" filmów nie daje mi nic nowego, bo wałkuje w kółko tematy, które już przemyślałem. Z tego samego powodu "Hiroszima" nic mi nie dała. Chyba pozostanę jednak przy ambitnej literaturze i rozrywkowym kinie - nie chcę odgrzewanych, nieodkrywczych wniosków.
Chyba się nie zrozumieliśmy. Miałam na myśli, że film, albo się podoba, zachwyca i wszystkie górnolotne "ą" "ę" (czyżby blichtr - złośliwie mi się nasunęło), albo wynudza, (ba, może, być nawet niezrozumiały - ale tak napisać nie wypada), nie smakuje odbiorcy, po prostu się nie podoba. Albo ten film Ciebie wkurzy, bo rozczaruje, albo się nim zafascynujesz. Na tym polega moja teza, że "obojętnie wobec tego filmu nie przejdziesz". A Twoje słowa: "niestety przeszedłem", w moim odczuciu (ale zaznaczam, tylko w moim), mają wydźwięk pejoratywny, więc film bardziej Ciebie nie przekonał, niż przekonał.
Bardzo dobrze, że film się Tobie nie podobał, przecież nudno by było, gdyby wszystkim się podobało to samo. Ja najbardziej lubię sytuację: "śmiać się, bo coś śmieszy, a nie dlatego, że tak wypada - ukłon w stronę Eldo :D)
Ja w tym filmie widziałam to co młoda cizia chciała widzieć, czyli laf story. Gorzej, niż infantylnie, ale cóż...
pozdrawiam.
Nieprawda, że mi się nie podobał. Dałem taką samą ocenę, jak Ty. Zauważyłem tylko rozdźwięk między tym, jak ludzie oceniają ten film a jego rzeczywistą jakością. Cenię w nim montaż i zdjęcia, nie cenię scenariusza, który naprawdę nie jest odkrywczy. Z drugiej strony chyba nie musi być.
"a jego rzeczywistą jakością" - nie jesteś raczej specjalista od definiowania rzeczywistej jakości. Film oceniam jednak podobnie.
a skąd wiesz, że nie historyk filmu ;)
i czy wykształcenie ZAWSZE oznacza większą wiedzę? czy kiepski magister filmoznawstwa wie więcej od zapalonego hobbysty?
skoro już o tym mowa, ja nie ufam historykom filmu, także dlatego, że wśród nich też zdarzają się pomyłki, polemiki, różnice zdań - oni też nie zaprezentują jakiegoś spójnego punktu widzenia.
Nie muszą zaraz być ze sobą zgodni. To normalna sprawa. Interesują mnie bardziej sporządzane przez nich listy filmowe przy której nie pomijają ważnych rzeczy w kinie. I tutaj panuje już większa zgodność nawet jeśli jeden się wyłamie i coś mu się tam nie będzie podobać.
Trochę jesteś w błędzie, bo coraz cześciej odchodzi się od klasycznych rankingów i stara się dostrzegać wartość filmów do tej pory pomijanych, a równocześnie deprecjonuje niektóre filmy działające bardziej na zasadzie "filmowego mitu" stworzonego na przestrzeni lat, a nie faktycznej wartości artystycznej czy też realizacyjnej.
Tak, nawet TSPDT się nieco unowocześnił. Jak dla mnie to na plus bo np. takie Szatańskie tango jest w setce co jest bardzo słuszne.