Mimo, że nie przepadam za ghost story, to ten trzyma dobry poziom. Niezły klimat, duszna atmosfera, odrobina trzymania w napięciu i niestety trochę głupkowate zakończenie. Mimo wszystko warto się z tą produkcją zapoznać. Remake (o dziwo dobry) w zasadzie nie był potrzebny, bo film się nie zestarzał ani trochę.
Remake jest od tego filmu o wiele lepszy. Bardziej zwięzły, bez niepotrzebnych wątków pobocznych (ślub brata) czy ilość postaci (kumpel George'a i jego żona - medium, aż czterech księży, siostra Kathy - zakonnica, strudzony policjant), relacja z pobytu w posiadłości dzień po dniu i durnych sposobów straszenia - przykliszczenie dłoni, wypadek samochodowy, czarna ciecz w sedesie, wymioty itp. itd. Remake jest dużo krótszy i choć akcja rozgrywa się w dłuższym okresie czasu (25 czy 28 dni), to nie pokazuje się każdy dzień. Przemiana George'a jest o wiele lepiej ukazana (podobnie jak jego wizje i relacja z Billym), sceny nakręcone w sepii takie sobie, ale aktorstwo Ryana Reynoldsa i Jesse'ego Jamesa na naprawdę wysokim poziomie. Muzyka niczego sobie. Dobrze przerobione sceny (zwłaszcza zamknięcie w szafie zupełnie innej opiekunki - typowej laski). Dosłowność na początku działa nawet na korzyść, a końcówka, choć dłuższa, jest o wiele bardziej emocjonująca i mniej cukierkowa. Warto pamiętać, że Harry, który w oryginale zabił Cerbera i uratował George'a, tutaj dużo wcześniej ginie właśnie z ręki George'a. A o grającym Michaela Jimmy'm Bennettcie (znanym wcześniej głównie z występu w "Osaczonym" u boku Bruce'a Willisa) świat miał jeszcze usłyszeć.
Oryginał to dla mnie całkowita pomyłka, przy której remake wypada całkiem przyzwoicie.