W jednej ze scen, gdy siedzi w więziennej celi, chwyta się nagle drapieżnie za głowę. Zaczyna ją ściskać oburącz, jakby ją włożył w imadło. Ściska i ściska. Wygląda, jakby ją zaraz miał zmiażdżyć. Kolosalne wrażenie.
To prawda, zgadzam się. Mało kto tak doskonale pokazał powolne popadanie w obłęd Edmunda Dantesa w więzieniu. Dobrze, że Edmund został ocalony od obłędu. Ale jednak Jean Marais doskonale go odegrał. A ja osobiście jeszcze uwielbiam scenę, jak Monte Christo obserwuje z ukrycia szczęście Morrelów. Ma wtedy cylinder, płaszcz i laseczkę. Ledwo go takim ujrzałem, a powiedziałem "Hrabia Monte Christo jak żywy. Właśnie tak go sobie wyobrażałem".