Mam wrażenie, że postać Juliette jest wyobrażeniem mężczyzny o kobiecie. Postać odgrywana przez B.B. jest zarazem piękna, jak i niebezpieczna, niczym syrena, która uwodzi marynarza, co w konsekwencji prowadzi do jego zguby. Juliette jest jednocześnie naturalna i naiwna, targana przez dziwne żądze, których nie jest w stanie zrozumieć (a do dopiero miałby zrozumieć mężczyzna).
Jest ewidentnie wyobrażeniem mężczyzny, ten film to po prostu kanon "męskiego oka kamery". Kobieta, jak mówisz - piękna, dzika, zmysłowa, zarazem dziecinna i nieprzewidywalna, jak i świadoma siebie i swoich potrzeb, pociągająca i przerażająca. Tak w staroświeckim dyskursie widzi się i chce widzieć kobietę, część tych cech jest pożądana, część wzbudza lęk. Tyle, że ta postać to dla mnie wydmuszka, kobieta nieautentyczna, dziwny zlepek fantazmatów, choć Bardot świetnie tu pasuje, bo była właśnie marzeniem mężczyzn z tej epoki. Film z dzisiejszej perspektywy fascynujący ze wzgledu na legendę Brigitte oraz właśnie to archaiczne portretowanie kobiety, ale i bulwersujący w swym przesłaniu - tak kocha, że prawie zabił z zazdrości, potem pobił, ona zrozumiała, że to wielka miłość i go doceniła...