Długo miałam wątpliwości jak właściwie ocenić ten film. Jak dla mnie jest jedną wielką sprzecznością. Refleksje nad życiem i śmiercią, przyjaźnią i miłością mieszają się z zwykłym "rżnięciem". Nie da się tego nawet nazwać seksem, to po prostu zwierzęce "rżnięcie". Film pozostawił mi w głowie mieszane uczucia. Z jednej strony dostrzegłam w nim pewną głębie, w niektórych momentach byłam poruszona i wzruszona, jednak uczucia te psuły sceny rozmów o seksie i same sceny zbliżenia. Uważam że seksualność człowieka została w tym filmie potwornie zdeprecjonowana, zniekształcona, zbeszczeszczona. Gdzieś w fabule zagubiła się głębia, przesłanie, metafizyka. Przyznaję, ten obraz momentami był poruszający, zwłaszcza wątek Luisy sprawił na mnie wrażenie, ale wszelkie można powiedzieć "wzniosłe" uczucia, zadumę psuł wszechobecny (moim zdaniem zniekształcony i brutalny) erotyzm. Jest to obraz poruszający i zastanawiający, zmusza do myślenia i może poniekąd doszukiwania się tej "głębi", ale seks w tym filmie aż razi, jest go za dużo.