Czujesz się trochę jak dr Arroway z "Contact" podróżując przez mgławicę. Uczestniczysz w przygotowaniach do startu wahadłowca, przed tobą siedzi astronautka - masz wrażenie, że możesz do niej zagadać. Potem start - chmura dymu i pary wodnej stopniowo przekształca się w potok ognia, który zalewa cię jak... na stosie ;-D
Potem kilka widoków z kamery umieszczonej na kabłubie promu - jakbyś wyjrzał przez okno - widać jak odpadają rakiety pomocnicze... Widzisz przestrzeń kosmiczną we własnej osobie... Przestrzeń? Nazwałabym ją raczej Otchłanią Kosmiczną - wcielenie Nieskończoności. Trochę tak, jak w tolkienowskiej Morii... Widać też naszą Staruszkę. Właśnie wisisz nad Saharą i zastanawiasz się kto właśnie przedziera się przez piaski i podnosi wzrok ku niebu i myśli: Tam nikogo nie ma...
Tyle moje wrażenia - powiem krótko - naprawdę warte zobaczenia!
P.S. - nie wspomniałam, że gdy oglądałam zdjęcia mgławic - miałam łzy w oczach :-)