Obawiałem się trochę amerykańskiego patosu, ale na szczęście obawy się nie sprawdziły. To nie jest zwyczajny film biograficzny czy paradokument - doskonale pokazuje wojnę od strony sztabów, wojnę jaką przeżywają dowódcy z poczuciem swojej odpowiedzialności i politycznymi przepychankami. Widać, jak wraz ze zbliżaniem się do dnia D rośnie napięcie (zapewniam, czuć jak rośnie), rosną też nerwy Ike'a. A kiedy padają słowa "ruszamy" widz wręcz czuje ulgę, ale czuuje też wagę tych słów. Po prostu warto obejrzeć nie tylko ze względu na wartość historyczną, ale właśnie zwłaszcza ze względu na ukazanie postawy człowieka radzącego sobie z tak ogromną odpowiedzialnością. Przy tym bardzo dobre odwzrowanie postaci poszczególnych dowódców.
I wreszcie amerykanie odważyli się w filmie wojennym porządnie zjechać francuzów :) Porównajcie to z tym, jak ich gloryfikowali (przesadzenie ofc) w "Najdłuższym Dniu" :] Czasy się zmieniają...
Jeśli ktoś ma w divxach, warto obejrzeć pod rząd ten film a po nim "Szeregowca Ryana" albo "Najdłuższy Dzień". I porównać prezentacje prowadzenia operacji w sztabie i na froncie...