Telewizja zrobila niedawno miły prezent puszczając całą Jonesową trylogię; nagrałam sobie i oglądnęłam parę dni temu po latach i wbrew opiniom moich znajomych, którzy twierdzili, że te filmy się koszmarnie zestarzały, uważam, że niczym (może poza efektami specjalnymi) nie ustępują dzisiejszym filmom przygodowym. A przynajmniej w przeciwieństwie do wielu nowszych mają kilka dość zasadniczych zalet: trzymające się kupy historyjki, wyrazistych bohaterów, dobrych aktorów, przymrużenie oka i własny styl. Najsłabszy wydaje mi się wciąż Indiana Jones and the Temple of Doom, najlepszy - ... and the Last Crusade, w dużej mierze dzięki Seanowi Connery.