Też byłem dziś w kinie, rzutem na taśme, bo schodzi film z ekranów. Ależ to była udręka, rany boskie. Ależ bzdura, ależ niedorzeczności, ależ idiotyzmy. Nie wiedziałem, gdzie oczy schować. Cud, że poszedłem sam, bo planowałem ten film na randkę. Skompromitowałbym sie tylko przed dziewczyną. Ale i tak będę kibicował Szumowskiej i czekał na jej nowe filmy.

Przecież to film oparty na prawdziwym wydarzeniu.

Nie wiem jakie to były prawdziwe wydarzenia ale mi to wyglądało na cud. Laska wpada do dziury, wyłazi i idzie dalej w górę na szczyt. Cóż za idiotyzm. Potem jak już znajduje tego człowieka i jeśli jest ratowniczka to nie robiła by tego co zrobiła a na pewno nie szli by dalej pasmem tylko wracali najkrócej. W końcu puszcza go samopas zamiast asekurowac. Pomijam fakt że miałby hipotermie już na szczycie po jej ratowaniu to jeszcze skacze ze skał itp no i wisienką na torcie wpada do rzeki i dalej żyje po kilku godzinnej drodze w dół w zimie :)

To poczytaj. Są nawet zdjęcia, które robiła. https://www.unionleader.com/nh/outdoors/footprints-in-the-snow-lead-to-an-emotio nal-rescue/article_482a2e0f-e725-5df6-9e7c-5958bdb272e5.html

Artykuł za paywall'em. Wiem że to jest oparte na prawdziwej historii tylko to co pokazane na ekranie może być mocno wyjaskrawione przy czym dla mnie wydaje się mega nierealne. Pewne sceny spowodowały by śmierć tego kolesia już na szczycie a co dopiero w wędrówce na dół. Liczyłem po prostu na coś dobrego pokroju 127 godzin .

Rozumiem, że oczekiwałeś czego innego, ale dlaczego od razu posądzać dziennikarza, że jest opłacany? Tak można podważyć wiarygodność każdej treści. Także Twój komentarz.

nic takiego nie napisałem. napisałem że artykuł jest płatny , żeby go przeczytać trzeba wykupić subskrypcje

Dziwne. Ja przeczytałam, a subskrypcji nie mam

Przeczytałem artykuł nic nie płacąc .

Totalnie sie zgadzam. Koles zamiast coraz gorzej sie czuć, czuje sie coraz lepiej-biega,krzyczy i na koniec wbiega do samochodu. RATUNKU. To jest taaaak łupie. Kto daje pieniadze Szumowskiej na te filmy.

Daje PISF czyli my podatnicy