Bardzo lubię ten film i wydaje mi się, że rozumiem jego przesłanie. Jedyne co w nim wydaje mi się "niebezpieczne", to przekonanie, że drogą odejścia od ludzkiego obłędu, jest regres ku-zwierzęcy :)
Sądzę, że zwierzęta uświadamiają nam bardzo dużo, jeśli tylko się na nie otworzymy. Nie oznacza to jednak, że mamy stać się muskularni, zarośnięci, broniący stada, terytorium itp. Niestety, z własnym - czyli ludzkim - szaleństwem, zmierzyć się musimy przez jego dogłębne zrozumienie, nie zaś poprzez "stanie się szlachetną małpą" :)
Ale tutaj chodzi właśnie o to, że Powell funkcjonuje na granicy między małpą a człowiekiem. W pewnym momencie wyraźnie mówi: Ja tam siedziałem NIE JAKO GORYL, tylko jako CZŁOWIEK'. Człowiek, który otwiera się na sygnały od zwierząt, ale nie zamienia się w zwierzę.
Moim zdaniem to przejście na poziom zwierzaka jest mniejsze, niż np. w 'Gorylach we mgle' z Sigourney Weaver, gdzie bohaterka zaczyna wyraźnie poruszać się jak goryl i naśladuje pomruki goryle. Hopkins rezygnuje z typowych ludzkich reakcji, przetwarza reakcje małpie na swój własny sposób, ale gorylem nie jest.